Название: Gorąca antologia
Автор: Strefa Autora
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эссе
isbn: 978-83-7859-092-7
isbn:
Uderza mamusię pasem. „Wstawaj! Wstawaj! Ty popierdolona dziwko. Ty popierdolona dziwko. Ty popierdolona dziwko. Ty popierdolona dziwko. Ty popierdolona dziwko. Ty popierdolona dziwko”.
Mamusia chyba płacze. „Przestań. Proszę, przestań”. Mamusia nie krzyczy. Mamusia zwija się w kłębek.
Zasłaniam uszy i zaciskam powieki. Już nic nie słyszę.
On się odwraca i widzę jego buty, gdy wchodzi do kuchni. W ręce trzyma pasek. Szuka mnie.
Przykuca i uśmiecha się szeroko. Paskudnie śmierdzi. Papierosami i wódką. „Tu jesteś, gówniarzu”.
Budzi go mrożące krew w żyłach zawodzenie. Chryste! Jest cały spocony i serce wali mu jak młotem. „Co się, kurwa, dzieje?” Siada wyprostowany i chowa twarz w dłoniach. „Kurwa. Wróciły. To ja wydawałem ten dźwięk”. Bierze głęboki, uspokajający oddech, próbując wyrzucić z pamięci smród taniego bourbona i cameli.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Przeżyłam Dzień Trzeci po Christianie i pierwszy dzień w pracy. Przynajmniej miałam się czym zająć. Nowe twarze, nowe obowiązki i pan Jack Hyde. Pan Jack Hyde… opiera się właśnie o moje biurko. Uśmiecha się, a w niebieskich oczach pojawia się błysk.
– Doskonała robota, Ano. Coś mi się zdaje, że świetny z nas będzie team.
Jakimś cudem udaje mi się wygiąć usta w coś na kształt uśmiechu.
– Będę się zbierać, jeśli nie masz nic przeciwko – bąkam.
– Jasne, jest piąta trzydzieści. Do zobaczenia jutro.
– Do zobaczenia.
Zakładam żakiet, biorę torebkę i opuszczam redakcję. Gdy już otula mnie wieczorne powietrze Seattle, biorę głęboki oddech. Niestety, nie wypełniam w ten sposób próżni w klatce piersiowej, próżni, którą noszę w sobie od sobotniego ranka, boleśnie przypominającej o tym, co utraciłam. Z opuszczoną głową idę w stronę przystanku autobusowego, patrząc pod nogi i dumając nad życiem bez ukochanej Wandy, mojego starego garbusa… czy audi.
Tę myśl natychmiast od siebie odsuwam. Nie. Nie myśl o nim. Oczywiście, że stać mnie na samochód – fajny i nowy. Podejrzewam, że podczas wypisywania czeku Christian wykazał się przesadną hojnością. Myśl ta pozostawia w mych ustach gorzki smak, ale ją także odsuwam i z całych sił próbuję się cofnąć do stanu otępienia. Nie mogę o nim myśleć. Nie chcę znowu się rozpłakać, zwłaszcza na ulicy.
Mieszkanie jest puste. Tęsknię za Kate. Oczami wyobraźni widzę, jak wyleguje się na plaży na Barbadosie, sącząc zimny koktajl. Włączam telewizor, żeby jakieś dźwięki wypełniły próżnię i zapewniły mi coś na kształt towarzystwa, ale nie słucham ani nie oglądam. Siedzę i niewidzącym wzrokiem wpatruję się w ścianę. Jestem odrętwiała. Nie czuję nic prócz bólu. Jak długo będę musiała przez to przechodzić?
Z tych pełnych udręki myśli wyrywa mnie dzwonek domofonu. Serce na chwilę mi zamiera. Kto to może być? Wciskam guzik.
– Przesyłka dla panny Steele – rozbrzmiewa znudzony głos, a mnie zalewa fala rozczarowania. Apatycznie schodzę na dół. O drzwi wejściowe opiera się młody chłopak głośno żujący gumę. W objęciach piastuje duży karton. Kwituję odbiór przesyłki i zabieram ją na górę. Karton jest spory i zaskakująco lekki. W środku znajduję dwa tuziny długich białych róż i kartkę.
Gratulacje z okazji pierwszego dnia w pracy.
Mam nadzieję, że się udał.
I dziękuję Ci za szybowiec.
Zajął honorowe miejsce na moim biurku.
Wpatruję się w tych kilka wydrukowanych linijek, a otchłań w mojej piersi staje się jeszcze większa. Jak nic wysłała to jego asystentka. Christian najpewniej mało miał z tym wspólnego. To zbyt bolesne, żeby o tym myśleć. Przyglądam się uważnie różom – są piękne i jakoś nie mogę się przemóc, aby wyrzucić je do kosza. Kierowana poczuciem obowiązku udaję się do kuchni, aby poszukać jakiegoś wazonu.
Wypracowuję pewien rytm: pobudka, praca, płacz, sen. A przynajmniej próby zaśnięcia. Nawet w snach nie jestem w stanie przed nim uciec. Szare płonące oczy, widoczne w nich zagubienie, lśniące gęste włosy – wszystko to bez końca mnie prześladuje. No i muzyka… tyle muzyki – nie mogę jej znieść. Za wszelką cenę staram się jej unikać. Nawet dżingle reklamowe sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz.
Z nikim nie rozmawiałam, nawet z mamą czy Rayem. Czcza gadanina mnie teraz przerasta. Nie, nie mam na to ochoty. Stałam się samotną wyspą. Spustoszoną wojną ziemią, na której nic nie rośnie i gdzie horyzont jest nagi. Tak, to ja. W pracy jakoś daję sobie radę, ale nic poza tym. Jeśli porozmawiam z mamą, wiem, że spadnę jeszcze niżej – a przecież znajduję się już na samym dnie.
Mam problem z jedzeniem. W środę w porze lunchu cudem wmuszam w siebie jogurt. To moja pierwsza strawa od piątku. Jakoś funkcjonuję dzięki nowo odkrytej tolerancji wobec kawy latte i dietetycznej coli. Kofeina dodaje mi sił, ale też czyni niespokojną.
Jack nabrał zwyczaju pochylać się nade mną, irytując mnie tym, zadając pytania natury osobistej. Czego on chce? Zachowuję się grzecznie, ale muszę trzymać go na dystans.
Siadam i zabieram się za stos zaadresowanej do niego korespondencji. Cieszę się z tej niewdzięcznej pracy, gdyż dzięki niej mam zajęte myśli. Słyszę sygnał nadejścia mejla i szybko zerkam na nadawcę.
A niech mnie. Mejl od Christiana. O nie, nie tutaj… nie w pracy.
Nadawca: Christian Grey
Temat: Jutro
Data: 8 czerwca 2011, 14:05
Adresat: Anastasia Steele
Droga Anastasio,
Wybacz to nagabywanie w pracy. Mam nadzieję, że dobrze Ci idzie. Dotarły do Ciebie kwiaty?
Pamiętam, że jutro ma miejsce otwarcie wystawy Twojego przyjaciela. Jestem pewny, że nie miałaś czasu kupić samochodu, a to daleka droga. Z największą chęcią Cię tam zawiozę – jeśli tylko będziesz chciała.
Czekam na wiadomość.
W moich oczach wzbierają łzy. Zrywam się z krzesła i pędzę do toalety, aby ukryć się w jednej z kabin. Wystawa José. Zupełnie o niej zapomniałam, a przecież mu obiecałam, że przyjadę. Cholera, Christian ma rację: jak ja tam dotrę?
Czemu José nie zadzwonił? A skoro już o tym mowa, to czemu nikt nie dzwoni? СКАЧАТЬ