Название: Rozniecić ogień
Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-257-0732-3
isbn:
– Ależ panie, profesor García mówi...
– Tak, don Iñigo jest u siebie – burknął Franciszek, zanim student Laynez zdołał otworzyć usta.
Laynez wyszczerzył zęby w pogodnym uśmiechu.
– Nareszcie wiem, co takiego studiujesz, Franciszku – wykrzyknął. – Czytanie w myślach to nie lada sztuka. Do zobaczenia.
– Ten człowiek to Żyd – zauważył Landivar z pogardą.
– W jego żyłach chyba rzeczywiście płynie odrobina krwi żydowskiej – przyznał Franciszek i skinął twierdząco głową. – Poza tym to najinteligentniejszy student, jakiego znam. Zupełnie nie pojmuję, czemu...
– Profesor García mówi...
– Przestań wreszcie powoływać się na Garcíę! Powiedziałem wyraźnie: nie chcę iść i moja decyzja jest nieodwołalna. Jak przy takim trybie życia mam zdać te przeklęte egzaminy? Muszę wreszcie wziąć się do pracy.
– Profesor Gracía mówi, że bez najmniejszego trudu zdasz wszystkie egzaminy, panie. Chodzą pogłoski, że szykuje się dla ciebie profesura w kolegium Dormans-Beauvais...
Franciszek uniósł wzrok.
– Miguel, jesteś nieoceniony, a twoje informacje bezcenne – pochwalił służącego. – Powinieneś mieć uszy wielkie jak słoń. Mimo wszystko, odrobina pracy z pewnością nikomu nie zaszkodzi.
– Zupełnie jak biedny señor Favre. – Landivar pokiwał głową i zaprezentował olśniewająco białe zęby. – W kółko praca, praca, praca... Jest łasy na pracę, podobnie jak wszyscy uczniowie świętego żebraka...
Franciszek zmarszczył brwi.
– Uczniowie! Jesteś o krok od bluźnierstwa, stary łotrze.
– Niech Bóg broni! – zaprotestował Landivar, cały czas uśmiechnięty od ucha do ucha. – Powiedzenie prawdy żadną miarą nie może być uznane za bluźnierstwo. Uczniowie siadają wokół świętego żebraka i pochłaniają każde jego słowo. Dwa razy w miesiącu idą wraz z nim do spowiedzi i przyjmują Komunię...
– To, o czym mówisz, nie jest zdrowe. – Franciszek potrząsnął głową z dezaprobatą.
– Gdybyś pytał mnie o opinię, panie, to moim zdaniem wygląda to trochę podejrzanie – ocenił Landivar.
– Twoim zdaniem oni się popisują?
– Powiem tyle, że moje wielkie uszy słyszały pewne opowieści o świętym żebraku. Otóż miał on przejścia z Inkwizycją.
– Dobry Boże! Zatem...
– Dwukrotnie, choć zdaniem niektórych nawet trzy razy. W Salamance trafił do więzienia za głoszenie herezji.
– Co? – wykrzyknął Franciszek. – Skazano go na karę więzienia? Zatem był winny, prawda?
Landivar wzruszył ramionami.
– Nie jestem teologiem, skąd mam wiedzieć – mruknął. W jego głosie zadźwięczała nuta zakłopotania, która nie umknęła Franciszkowi.
– Mów, Miguelu – zażądał. – Był winny, czy nie?
– Gdyby naprawdę był winny, gdyby słusznie postawiono mu najpoważniejsze zarzuty, może nie byłby teraz tutaj – przyznał Miguel. – Niemniej jego nauki są bardzo podejrzane.
– Przy tym niemożliwym człowieku wszystko jest możliwe – ocenił Franciszek.
– To nie wszystko – ciągnął Landivar. – Ukrywa coś w chlebaku: książkę, którą sam napisał.
Franciszek wybuchnął śmiechem.
– Książkę! – chichotał. – On! Jego łacina jest zbyt kulawa. Przyznaję, ten człowiek dużo nad sobą pracuje, lecz powinieneś był go posłuchać, kiedy przybył. Nawet Pierre Favre kręcił głową. A teraz mówisz, że napisał książkę!
– I nikomu jej nie pokazuje – dodał Landivar.
– Czego zatem dotyczy? Jak myślisz? – Franciszek nie krył ciekawości. – Traktat o magii?
– Sam nie wiem – wyznał Landivar.
– Pierre Favre nie wplątałby się w takie sprawy – oświadczył Franciszek i zmarszczył brwi. – Absurd, Miguelu. Ten człowiek jest chory, zdziwaczały, wszystko jedno jaki, ale na tym koniec. Zresztą, cały czas mówi o religii, zupełnie jakby ktoś mu za to płacił.
– Tacy są najgorsi – podsumował Landivar posępnie.
– Sprawa jest niewątpliwie poważna – oświadczył profesor García, nerwowo ciągnąc długie rękawy. – Uznałem za swój obowiązek przekazać ci wszystkie dostępne mi informacje, panie.
Don Diego de Gouvea bawił się pozłacanym piórem.
– Loyola to rzeczywiście osobliwy człowiek – przyznał. – Kompletnie nie mogę go rozgryźć. Czemu? Czemu gromadzi wokół siebie tych młodych idiotów? Czemu służą te świątobliwe formalności, bezustanne dysputy? Zupełnie, jakby studentom brakowało sposobności do prowadzenia dyskusji podczas zajęć. Do czego on zmierza?
– W tym sęk – potwierdził García. – Za pozwoleniem, powiem więcej: dlaczego on żąda, by studenci poddawali się wszelkiego typu próbom ascezy, chodzili w prostych ubraniach, praktycznie jak żebracy, co zupełnie nie pasuje do ich pozycji społecznej, a także funkcjom i godnościom, do których ich sposobimy? Nasi studenci to nie wędrowni mnisi, żyjący z jałmużny. Kierujemy nauką chłopców z najlepszych rodzin i ciąży na nas odpowiedzialność za ich wychowanie. Cała ta gadanina o naśladowaniu Jezusa... Słyszałem, jak student Laynez długo o tym opowiadał. Czy mamy patrzeć bezczynnie, jak ten podstarzały znajda usiłuje kształtować naszych studentów na własny, chybiony wzór?
Don Diego de Gouvea zmarszczył brwi.
– Dziękuję ci za przekazane informacje, panie – odparł. – Starannie je przemyślę. Koniec końców, krąg jego popleczników jest mały. Laynez, Nicholas Bobadilla, Salmerón, Favre i ten młody Rodríguez. To chyba wszyscy, o ile się nie mylę.
– Nic dodać, nic ująć – przytaknął García. – Biorę za dobrą oznakę zdrowego ducha naszych studentów, że dwóch jego współlokatorów trzyma się od niego z daleka, zupełnie jakby uznawali go za diabła wcielonego. Juan de Peña oraz Francisco Xavier.
Don Diego się uśmiechnął.
– Z pewnością żaden z nich nie będzie cierpliwie znosił opowieści o żebraczych ideałach – ocenił. – Chwilowo nie zajmujmy się tą sprawą. Wierz mi jednak, panie, gdy tylko zaistnieje wyraźny powód do interwencji, СКАЧАТЬ