Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 3

Название: Włócznia

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0646-3

isbn:

СКАЧАТЬ Po tym ciekawym interludium mam dla was specjalną atrakcję. Najlepsze tancerki cesarstwa – dwanaście Świetlików z Kadyksu.

      Odpowiedział mu głośny aplauz. Tancerki z Kadyksu były znane w świecie, a dwanaście Świetlików szturmem zdobyło Rzym.

      Balbus klasnął w ręce. Rozsunięto kurtynę i tancerki ukazały się w szalonym wirze czerwonych przezroczystych sukni.

      – Czy chcesz popatrzeć? – zapytała lekko Klaudia.

      – Kto chciałby gwiazd, kiedy świeci słońce? – szepnął Kasjusz.

      – Jestem zmęczona – powiedziała Klaudia, przecząc tym słowom spojrzeniem. – Chyba zamówię lektykę.

      – Potrzebujesz eskorty – zawyrokował Kasjusz. – Na ulicach jest pełno hołoty o tej porze nocy, a…

      – …a twoja włócznia mnie ochroni, jak sądzę. – Uśmiechnęła się. – W rzeczy samej, mam silnego strażnika. Ale kto mnie ochroni przed tym strażnikiem?

      Uniósł ręce.

      – Na kolana Wenus…

      – Ta bogini zdecydowanie nie jest godna zaufania – roześmiała się.

      – A zatem na Junonę – przysiągł Kasjusz.

      Uniosła pięknie zarysowane brwi.

      – Bogini małżeństwa! Czy ty wiesz, co mówisz?

      – Drażnisz się ze mną. – Wyglądał na tak dotkniętego, że obdarzyła go swoim najpiękniejszym uśmiechem. Był taki młody – dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Wiedziała, że mogłaby go wprawić w zachwyt i w rozpacz między jednym oddechem a drugim i poczuła wzruszenie – tak silne, że zadała sobie poważne pytanie, czy nie jest w nim zakochana. Może tak. Tak czy inaczej, śmieszne było, że ludzie zaczynali mówić o niej i o Balbusie – jakby w ogóle mogła się interesować tą nadętą ropuchą, jakkolwiek by nie był bogaty.

      Rozejrzała się dokoła. Wszyscy byli skupieni na tancerkach.

      – Idę – powiedziała. – Wymknijmy się tędy, nie przez atrium.

      Minęli paru niewolników niosących ciężką amforę ze schłodzonym w śniegu winem i wielki półmisek z języczkami słowików i skowronków. Dla jego przyrządzenia trzeba było schwytać wiele tysięcy małych ptaszków.

      „Balbus jest bogaty”, pomyślała Klaudia z lekkim westchnieniem.

      Kasjusz, z oczami utkwionymi w kołyszącą się z wdziękiem smukłą sylwetkę, wpadł na jednego z niewolników, który zdołał, dzięki akrobatycznym niemal wysiłkom, uchronić cenne danie od rozsypania na mozaikowej posadzce, ale Kasjusz nawet tego nie zauważył. Doszli do małych drzwi prowadzących na dziedziniec. Niewolnicy wznieśli ręce w pokornym pozdrowieniu.

      – To jest moja lektyka – powiedziała Klaudia, wskazując ruchem głowy kunsztownie rzeźbiony pojazd z drewna i kości słoniowej. Tragarzami było sześciu Numidyjczyków, których brązowe ciała lśniły w świetle pochodni. Zerwali się na nogi i złożyli pokłon.

      – Mój koń, szybko – rozkazał Kasjusz tubalnym głosem. Co będzie, jeśli Klaudia zdecyduje się odjechać, zanim przyprowadzą jego konia ze stajni? Lektyki z niewolnikami zostawiano przy bocznym wejściu do domu, ale konie trzeba było oporządzić i stajnie znajdowały się w pewnej odległości. Nie wiedział, gdzie Klaudia mieszka. Numidyjczycy biegali szybko, a Rzym był labiryntem krętych uliczek.

      Podszedł do lektyki. Niewolnicy właśnie pomogli Klaudii wsiąść. Widział jej profil, delikatny i pogodny, w przyćmionym świetle pochodni na murze. Powinien teraz powiedzieć coś zabawnego, ale miał sparaliżowany umysł. Zdołał tylko wykrztusić:

      – Zaczekaj na mnie, proszę.

      Jej uśmiech trochę go pokrzepił, a po chwili usłyszał stukanie kopyt Plutona. Wskoczył na siodło bez pomocy stajennego niewolnika i podjechał do lektyki, ale Klaudia zaciągnęła zasłony i nie widział już jej twarzy.

      Numidyjczycy pobiegli szybko koło świątyni Neptuna i na lewo, koło Circus Maximus, i znów na lewo, w stronę wzgórza Awentynu, i zatrzymali się przed małą willą w greckim stylu. Kasjusz zeskoczył z konia, gotów pomóc Klaudii wysiąść z lektyki, aby żaden niewolnik nie dotykał jej ręki.

      Nadszedł niewolnik trzymający pochodnię, by poprowadzić ją po schodach do wejścia.

      – Pani Klaudio – rzekł Kasjusz schrypniętym głosem – błagam cię, nie każ mi wracać do świata, który bez ciebie nie ma sensu – pozwól mi wejść tu z tobą.

      – Co, o tej porze? – Uniosła brwi w udawanym oburzeniu.

      – Zapewniam cię…

      – Niemal wszystko, co o tobie wiem, to twoje imię i to, że jesteś odważnym, zdecydowanym i pewnym siebie młodzieńcem.

      – Gdybyś tylko wiedziała, jak niepewnie się czuję…

      – A ja nie mam ani rodziców, ani braci. Mieszkam tu sama z moją starą przyjaciółką Sabiną.

      – Pamiętaj, przysięgałem na Junonę…

      – „Wiele dziewcząt zostało niecnie oszukanych, kiedy mężczyzna przysięgał na bogów” – zacytowała epigram modnego poety, tłumiąc chichot.

      – Naprawdę tak myślę – zaprotestował. – A w naszej rodzinie nie traktujemy lekko przysiąg. Niech twoja przyjaciółka będzie z nami, jeśli chcesz.

      – Wyglądasz na mężczyznę honoru – mruknęła Klaudia, rzucając z ukosa spojrzenie, które przyprawiło go o szybsze bicie serca.

      Majordomus schodził po schodach, kłaniając się.

      Mijając go, powiedziała niedbałym tonem:

      – Powiedz Sabinie, że chcę, by poznała mego gościa – niech ktoś oporządzi jego konia i przyniesie nam wino i owoce.

      Rozdział drugi

      Sabina była niską, tęgą kobietą. Ubrana na ciemno i sztywno wyprostowana, stwarzała wrażenie osoby pełnej godności. Uważny obserwator zauważyłby może, że jej ruchy są nieco zbyt dystyngowane, spojrzenie przebiegłe, a dłonie nie przypominają rąk dobrze urodzonej kobiety.

      Ale Kasjusz widział ją tylko jako niewyraźną ciemną plamę.

      W innych okolicznościach Kasjusz, który miał dość bystre oczy, zauważyłby, że tunika majordomusa jest podniszczona, a piękna murreńska waza na cyprysowym drewnianym stoliku wyszczerbiona. Nie widział jednak nic oprócz Klaudii.

      – Nie pijesz – powiedziała Klaudia.

      Uniósł piękną czarkę, wylewając parę kropel na leżący przed nim srebrny półmisek.

      – Za Junonę – powiedział.

      – Najwyraźniej СКАЧАТЬ