Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 2

Название: Włócznia

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0646-3

isbn:

СКАЧАТЬ z zadowoleniem skinął głową.

      – Tu – powiedział. – I teraz.

      Goście zaczynali dostrzegać, że zanosi się na coś niezwykłego.

      Balbus szepnął instrukcje majordomusowi i po chwili pojawili się dwaj czarni niewolnicy z małą srebrną tarczą, pięknym dziełem sztuki z głową Meduzy w samym środku.

      – Czy to cię zadowala? – zapytał Balbus.

      – Oczywiście – powiedział Kasjusz. Pod nosem mruknął do dziewczyny: – Nie jest tak wielka, jak jego brzuch, ale wystarczy.

      Klaudia przygryzła wargę.

      – Świetnie, mój dowcipny młody przyjacielu. – Balbus miał czuły słuch. – Teraz odmierzymy pięćdziesiąt metrów wzdłuż głównego stołu. Pięćdziesiąt wielkich kroków. Stąd.

      Zmierzyli odległość.

      – Stańcie tutaj – rzucił Balbus do dwóch niewolników. – Trzymajcie tarczę między sobą – o, właśnie tak. A jeśli się poruszycie choć o centymetr, każę was wychłostać. Wracaj, Kasjuszu. Kazałem przynieść kilka włóczni z arsenału. Możesz sobie wybrać.

      Było ich trzy i Kasjusz dokładnie zważył każdą w ręku, zanim wybrał dość ciężką włócznię używaną do polowań.

      – Jestem gotowy – rzekł i uśmiechnął się do Klaudii.

      Balbus zmierzył go wzrokiem.

      – Świetnie – powiedział. Podniósł obie ręce. – Uwaga, przyjaciele. Mały przerywnik dla waszej rozrywki. Młody Kasjusz założył się ze mną o dwadzieścia tysięcy sestercji, że trafi w tę tarczę włócznią z miejsca, w którym stoi. Siadajcie więc i nie ruszajcie się, zanim nie rzuci. Gotowy? Teraz! Rzucaj, chłopcze!

      Kasjusz wziął głęboki wdech. Rzucił i stał nieporuszony, z prawą ręką wyciągniętą, jak gdyby była przedłużeniem broni.

      Większość gości schyliła się odruchowo. Poczuli niespodziewany powiew wiatru na zarumienionych z emocji twarzach. Dwaj czarni niewolnicy z wymuszonym spokojem trzymali między sobą srebrną tarczę. Rozległ się trzask i obaj zachwiali się, omal nie upadając. Włócznia przeszła dokładnie przez środek.

      Wszyscy zaczęli wiwatować.

      – Wspaniały – szepnęła śliczna mała Nigidia.

      Młody prawnik Seneka spoczywający na sofie obok niej zobaczył jej drgające nozdrza.

      – Rzut czy rzucający? – zapytał sucho.

      – Ten mężczyzna – padła szczera odpowiedź. – Bardzo przystojny. Kto to jest?

      – Na bicepsy Marsa – wtrącił trybun Celiusz – trafił w sam środek, prosto w usta Meduzy. Jaki ojciec, taki syn.

      – To Kasjusz Longinus – wyjaśnił prawnik. – Jego ojciec jest dowódcą armii w stanie spoczynku. Kiedyś był jednym z najlepszych ludzi cesarza w wojnie z Germanami. Tak się składa, że jestem jego radcą prawnym.

      – Więc dobrze go znasz – powiedziała Nigidia. – Czy mu mnie przedstawisz?

      – Starego Longinusa nie ma dzisiaj z nami – droczył się z nią Seneka.

      – Mam na myśli jego syna, głupcze.

      – Uważaj – uśmiechnął się Seneka. – Czy nie widzisz, że Klaudia jest nim żywo zainteresowana?

      Nigidia obrzuciła kobietę chłodnym, taksującym spojrzeniem. Niczego jednak nie mogła jej zarzucić. Klaudia miała doskonałą figurę, twarz atrakcyjną w pewien prowokujący sposób, staranny makijaż, biżuterię dobraną do sukni z turkusowego jedwabiu, uszytej według nowej mody, i włosy ozdobione złotym brokatem.

      – Kto to jest?

      – Chcesz powiedzieć, że nie znasz Klaudii?

      Nigidia parsknęła nieprzyjemnym śmiechem.

      – Zapominasz, że długo mnie tu nie było.

      Seneka zbyt późno przypomniał sobie, że rodzina Nigidii została wygnana na jakąś wyspę na Morzu Egejskim, ponieważ wuj dziewczyny popadł w niełaskę cesarza.

      – Klaudia Prokula – powiedział, taktownie pomijając uwagę Nigidii – jest teraz sierotą, ale spokrewnioną z boskim cesarzem.

      – Twój przyjaciel Kasjusz wygląda, jakby próbował trafić w dwie tarcze jedną włócznią – prychnęła Nigidia.

      Seneka pokiwał głową.

      – I obie na koszt naszego szlachetnego gospodarza.

      Balbus podszedł kołyszącym się krokiem do Kasjusza Longinusa, trzymając w dłoni jedwabną sakiewkę.

      – Dwadzieścia tysięcy – powiedział. – I muszę przyznać, że nie był to tylko łut szczęścia, choć szczęście też wydaje się tobie sprzyjać.

      Kasjusz Longinus roześmiał się.

      – Mogę to robić tak często, jak zechcesz. Czy mam spróbować jeszcze raz?

      Balbus uśmiechnął się krzywo.

      – Nigdy nie wchodź w drogę człowiekowi, któremu sprzyja Fortuna. To było starożytne przysłowie przy stoliku do gry. Dwadzieścia tysięcy wystarczy. A nawet ulubieniec Fortuny powinien się zadowolić jednym zwycięstwem na raz. – W jego uprzejmym głosie czaiła się ukryta pogróżka.

      Kasjusz ukłonił się kpiąco.

      – Jak sobie życzysz.

      – Gdzie się tego nauczyłeś? – zapytała szybko Klaudia Prokula.

      – To rodzinne – odrzekł Kasjusz. – Zawsze byliśmy w tym dobrzy. W naszym herbie jest włócznia.

      – Poradziłbyś sobie na arenie – burknął Balbus. – Zbudowany też jesteś jak gladiator.

      – Żałuję, że nie mogę odwzajemnić komplementu – uśmiechnął się Kasjusz. – Przyślę ci jutro Euforusa – to mój masażysta. Pomoże ci wyrzeźbić sylwetkę.

      Czerwień na twarzy Balbusa pociemniała jeszcze, gdy Klaudia się roześmiała.

      – On umie nie tylko rzucać włócznią – szepnął Seneka do Nigidii – ale także robić sobie wrogów…

      – Atleci – rzekł Balbus – też nie są bez wad. Mają reputację marnych kochanków.

      Klaudia znów się roześmiała, a Kasjusz szeroko uśmiechnął się.

      Balbus stracił cierpliwość.

      – Jesteś bardzo pewny siebie, prawda? Cóż, to normalne, zanim człowiek osiągnie dojrzałość, i dlatego wybaczalne. Ale СКАЧАТЬ