Название: Ostatni Krzyżowiec
Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 978-83-257-0651-7
isbn:
Czyżby było prawdą, co księżna Infantado powiedziała swojej siostrze – nie mógł tego nie dosłyszeć – że, mianowicie, król spytał królową, czy jego siwe włosy nie są jej przykre?
„On ma włosy w uszach i również w nosie. Ciekaw jestem, co powie panna młoda, jak to zobaczy”.
Czy prawdą było, że za całość ceremonii kościelnych odpowiadał kardynał arcybiskup Burgos, ponieważ arcybiskup Toledo został aresztowany przez Inkwizycję? Arcybiskup Toledo, Carranza. Juan dobrze go pamiętał – z jego potarganą białą brodą i białym mułem – z owego dnia, gdy udał się na spotkanie z cesarzem.
Jak dziwnym wydawał się świat widziany z pałacu królewskiego. Syn nienawidzący ojca. Wielki arystokrata chroniący swoją królową przed synem swego króla. Arcybiskup aresztowany przez Inkwizycję.
Ale królowa była prześliczna.
Biedny Carlos...
Pierwszą rzeczą, jaką Juan usłyszał rano, była nowa wieść. Królowa miała być chora, powiedział mu kamerdyner. Po pół godzinie okazało się to prawdą. Królowa pozostawała w łóżku, zaatakowana przez gorączkę. Zajmowali się nią lekarze.
Po południu wezwano dwóch kolejnych. Gorączka się podniosła i mówiono o infekcji.
Wszystkie uroczystości trzeba było odwołać. Przymusowa bezczynność podwajała i potrajała liczbę plotek. Wielki pałac cały kipiał od nich.
Juan dołączył do don Luiza Quixady i doñi Magdaleny w kaplicy, modląc się o zdrowie królowej. Było tam kilka jej francuskich dam, z zaczerwienionymi oczami i bladych. Wszystkie siedziały osobno i zdawało się, jakby inni celowo ich unikali. Zauważył to też don Luiz i postanowił do nich podejść i powiedzieć im kilka miłych słów. Chcąc wyrazić wdzięczność, zrobiły dość niemądre miny, przez które przebijał duży niepokój.
Gdy później Juan nawiązał do tego, don Luiz z powagą skinął głową.
– Obawiam się, że mają powody do niepokoju. Jej Królewska Wysokość prawdopodobnie cierpi na ospę.
Aleksander Farnese wpadł do Juana po południu.
– To ospa – potwierdził. – Wszystkich ogarnął zamęt.
Juan westchnął. W Leganés była kiedyś ospa i señora Massy kazała mu pozostać w domu. „Ten demon, który ją wywołuje, lata nieustannie po ulicach.” Gdy zwrócił uwagę, że ona sama ciągle wychodzi – chociaż rzadko i zawsze z tkaniną nasączoną octem – odpowiedziała, że demon szczególnie upodobał sobie młodych ludzi. Ponad trzydzieści osób się zaraziło, z czego połowa umarła, a pozostali...
– Jeżeli przeżyje, może zostać oszpecona – powiedział cicho Juan.
Aleksander przytaknął.
– Nawet taka śliczna kobieta – odrzekł. – Ciekaw jestem, czy Carlos jej tego życzył.
– Aleksandrze!
– No przecież widziałeś, jak to przyjął. Czy nie sądzisz, że jest do tego zdolny? A pragnienia to potężna siła. Jeżeli wierzysz w modlitwę, musisz też wierzyć w klątwę.
– Nigdy – rzekł stanowczo Juan. – Carlos by nigdy czegoś takiego nie zrobił. On ją kocha. Nie może jej życzyć śmierci czy oszpecenia. Nie chcę, żebyś tak myślał...
– Staram się myśleć, jak on sam myśli – odpowiedział Aleksander z wymownym gestem angażującym ramiona, ręce, dłonie i palce, jak również brwi i usta, tak iż Juan zastanawiał się, czy jest jakaś część ciała, której Włosi nie używają, gdy przekazują jakąś ważną myśl. – Oczywiście, to może nie być robota Carlosa, tylko Katarzyny Medycejskiej.
– Co, znowu ta dama?
– Nie byłbym pewny, czy nie wysłała córki do Hiszpanii, już przesiąkniętej tą zarazą ospy. Czy nie mówiłem ci, że królowa może okazać się koniem trojańskim? Nawiasem mówiąc, Carlos nie pytał dzisiaj o ciebie, prawda? Nie? Tak myślałem. Słyszę, że zamknął się w swym pokoju i nie chce nikogo widzieć.
– Idę do komnaty królowej – powiedział Juan.
– Przecież cię nie wpuszczą.
– A jednak idę.
– Ale co za pożytek z tego, że...
– Nie wiem, ale nie mogę dalej tu siedzieć.
Wzruszając ramionami, Aleksander szedł za nim. Niekończące się korytarze usiane były małymi grupami dworzan rozmawiających przyciszonym głosem.
U wejścia do apartamentu królowej grono lekarzy chyba naradzało się szeptem. Silnie czuć było ocet.
W jednym kącie apartamentu don Luiz Quixada słuchał uprzejmie księcia Infantado, który przewodził eskorcie królowej w jej podróży z Francji do Hiszpanii. Chodziła pogłoska, że traktowała go niezbyt uprzejmie, i druga, że musiała wskazać mu jego miejsce, gdy próbował zbyt serio reprezentować swego królewskiego pryncypała.
Ktoś rzucił, że również książę Carlos jest chory: nie z powodu ospy, tylko paroksyzmu – tym razem z bardzo silnymi konwulsjami.
Ktoś inny dodał:
– Oczywiście ciężko mu znieść to, że cała uwaga skupia się na Jej Królewskiej Wysokości.
Było to coś jak szum. Czy mógł to być szmer wesołości? Don Luiz Quixada skierował kamienny wzrok w kierunku grupy i natychmiast zapadła cisza.
Jeden z lekarzy jakby rozprawiał zawzięcie, podczas gdy pozostali słuchali z całą powagą, pocierając brody i spoglądając zza oprawek okularów.
Nagle – cisza. Wszyscy skłonili się głęboko przed sa-motną postacią w czerni zbliżającą się spokojnie, bez zatrzymywania.
Król co prawda na co dzień blady, teraz wyglądał jak duch. Nie wyrzekł słowa, ale w jego ruchach było coś tak logicznie stanowczego, że przynajmniej jeden z lekarzy odgadnął, co król zamierzał uczynić, i ośmielił się przemówić nieproszony.
– Mam nadzieję, że Wasza Królewska Wysokość nie zamierza wejść do środka.
– Zrób miejsce – brzmiała krótka odpowiedź.
Doktor, przerażony, podniósł ręce.
– Wasza Wysokość, diagnoza jest obecnie całkiem pewna. Ta choroba jest tak zaraźliwa, jak sama epidemia, i prawie tak samo śmiertelna.
Zanim król zdążył СКАЧАТЬ