Ostatni Krzyżowiec. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni Krzyżowiec - Louis de Wohl страница 17

Название: Ostatni Krzyżowiec

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Биографии и Мемуары

Серия:

isbn: 978-83-257-0651-7

isbn:

СКАЧАТЬ gdy wybuchł pożar. Gdy popędził ratować chłopca, Hieronim walczył o wyswobodzenie się z zagrożenia – najpierw schwycił krucyfiks, następnie mieczyk i dopiero potem pozwolił się wyprowadzić w bezpieczne miejsce.

      Podjechał do niego powoli.

      – Teraz nieco w prawo – powiedział niemal szorstko. Chłopiec usłuchał. Przejechali obok szeregu form z ostrych skał, po czym obaj się zatrzymali.

      Daleko pod nimi rozciągała się duża piękna równina, falująca pagórkami i słodka od pomarańczowych i oliwnych gajów.

      – Vera de Placencia – odezwał się łagodnie don Luiz. – Hiszpania u szczytu swego spokoju i piękna.

      Daleko na horyzoncie, nad żyzną dolinę wyrastało wzgórze, zielone od drzew owocowych, a na tym wzgórzu – białe, migocące w słońcu domy z górującym nad nimi kościołem.

      – To Yuste – poinformował don Luiz. – Będziemy tam pojutrze. – Po chwili dodał: – Jesteś teraz dokładnie w tym miejscu, gdzie siedział cesarz. Przyniesiono go na przenośnym fotelu, a ja stałem u jego boku. Rzekł do mnie wówczas: „Zostaje mi już tylko jedna przełęcz do pokonania: ta śmierci”.

      Hieronim wstrzymał oddech.

      Don Luiz spojrzał na niego jakoś dziwnie.

      – Cesarz, mój drogi pan, jest starym człowiekiem – rzekł łagodnie. – Znacznie starszym niż to wynika z jego wieku. Nawet tytan ulegnie zmęczeniu, jeśli dźwiga na swych plecach przez tyle lat cały świat. Módl się za niego, Hieronimie, módl się codziennie.

      – Będę się modlił, proszę pana – powiedział chłopiec głosem zdradzającym duże emocje. Po raz pierwszy zauważył łzy w oczach don Luiza.

      Zaczęli schodzić w dół.

      Życie w Cuacos rozczarowało Hieronima. Może najgorsze było to, że nikt nie miał dla niego czasu, a jeżeli już, to bardzo mało. Nie było tu żadnego zamku – rzecz zrozumiała, skoro nawet sam cesarz musiał mieszkać w klasztorze – i wszyscy mieszkali w jednym, nieco zdezelowanym domu, a właściwie w trzech domach, z których rzemieślnicy, chłopi i robotnicy najemni, pracując ciężko miesiącami, starali się stworzyć jeden dom. Don Luiz wcale nie był z tego zadowolony, konferował z niektórymi rzemieślnikami, sporządzał plany i nakazywał zmiany, a później musiał wyjechać, by spotkać się w klasztorze z cesarzem. Rzemieślnicy przekazali jego polecenia chłopom i robotnikom, ci zaś wszyscy podjęli pracę na nowo. Gdy jednak don Luiz wrócił wieczorem, stwierdził, że całkowicie źle go zrozumieli i że trzeba wszystko jeszcze raz przerobić. Trwało więc nieustanne walenie młotkiem i piłowanie, a także burzenie i przebudowywanie. Podczas gdy to się działo, don Luiz musiał przyjmować wielką liczbę gości – wielkich panów ze wspaniałymi białymi krezami i błyszczącymi ozdobami, arcybiskupów, biskupów i opatów. Zawsze też musiał wygłosić małą przemowę, przepraszając za stan swego domu i za każdym razem goście chwalili go, że dla cesarza poświęcił wygodę i spokój.

      Nie mieli nic do zaoferowania chłopcu, więc Hieronim starał się jakoś zabić czas. Tak, zabić czas! Don Luiz, Juan Galarza, padre Prieto, a nawet tía, jego czuła tía, prawili mu o opłakanym stanie, w jakim znajduje się świat, co się dzieje u Francuzów, Niemców, Arabów i Turków oraz o niekończącej się nienawiści ze strony morysków i o angielskich korsarzach rabujących cesarstwo w Nowym Świecie, a także niesnaskach w Niderlandach i w tylu innych miejscach. On, jedenaście lat i cztery miesiące – można powiedzieć: zbliżający się do wieku lat dwunastu – a oto wszystko, na co mu pozwalano, to zabijanie czasu bieganiem z małą kuszą wykonaną przez Juana Galarzę i uśmiercanie ptaków i wiewiórek – jakby miał ciągle siedem lat.

      Nadal pomagał tíi dawać biednym pieniądze i rzeczy, jako że Cuacos też miało swoich biednych. Ale to były pieniądze tíi i zawsze czuł się zażenowany, gdy mu dziękowali, starając się ucałować go w rękę, jak gdyby to on był ich dobroczyńcą.

      Kto by pomyślał, że któregoś dnia autentycznie zatęskni za kontynuacją nauki greki i łaciny, a także geografii i historii, i w ogóle wszystkiego! Jednak padre Prieto nie był na to przygotowany. Wiele razy towarzyszył don Luizowi w wyjazdach do Yuste, w domu zaś ciągłe walenie młotkiem i piłowanie czyniło regularne lekcje praktycznie niemożliwymi.

      Jedyną rzeczą, jaką lubił, było udawanie się do Yuste i oglądanie tam wszystkiego, co przy pewnym szczęściu mogło oznaczać też zobaczenie samego cesarza. Tego jednak don Luiz surowo mu zabronił, i chociaż mogło korcić go, by uczynić to potajemnie, nie mógł być pewny, że nie zostanie nakryty. Zbyt wielu ludzi było dokoła, żeby gdzieś po drodze nie był zauważony. Owo jedyne podniecające przeżycie było najprostszym z możliwych: byłby to tylko kilkuminutowy spacer; jednak nie mógł się tam udać.

      Nowy strój, który przygotowała dla niego tía, nie mógł mu wynagrodzić tej straty, mimo że był zupełnie inny niż proste odzienie, do jakiego był przyzwyczajony: był całkiem krótki, wypchany w ramionach i wokół ud, uszyty z materiału niemal tak miękkiego, jak tkanina jej własnych sukienek.

      – To strój pazia – powiedziała tía, i to słowo go zachwyciło.

      – Chcę być twoim paziem. Zawsze będę twoim paziem.

      Dostał też nowe buty, i to z jedwabiu zamiast skóry! I nieskończenie długie pończochy.

      Gdy nowy strój był ukończony i Hieronim go włożył, nie mógł oderwać się od lustra.

      – Jestem paziem – powtarzał. – Jestem paziem tíi.

      Doña Magdalena też była zadowolona. Chłopiec wyglądał niezwykle przystojnie. Poruszał się swobodnie, z wdziękiem i nie było w tym nic z zachowania dziewczęcego, mimo widocznej próżności.

      – Podobasz się sobie? – spytała dyplomatycznie. – No cóż, zobaczymy, czy cesarzowi tak samo się spodobasz.

      Hieronim odwrócił się gwałtownie. Nie myślał już zupełnie o zwierciadle.

      – Co?... Cesarz? – pytał. – Dlaczego, czy ja... mam...

      – Mam jutro audiencję u cesarza – poinformowała go. – I ty pójdziesz ze mną, jako mój paź, i podasz mu mały prezent, jaki mam dla niego, i mam nadzieję, że raczy go przyjąć.

      Hieronimowi zakręciło się w głowie.

      – Ależ tío kochana... ja... ja nie wiem, co mu powiedzieć! Będę plótł nie to, co trzeba. Ja...

      – Wcale nie będziesz nic mówił. Zaczekasz aż się do ciebie odezwie, jeżeli w ogóle się odezwie, co wcale nie jest pewne. Gdy więc zwróci się do ciebie, ty po prostu odpowiesz, spokojnym, równym głosem. On nie zapyta cię o nic, na co nie umiałbyś odpowiedzieć. Oczywiście zwrócisz się do niego „Wasza Cesarska Wysokość”, tak jak zwracają się do niego wszyscy. To wszystko, co potrzebujesz wiedzieć.

      Tej nocy spał niespokojnie, denerwując się, że popełni jakąś przerażającą gafę. Na przykład te nowe pończochy mogą opaść albo upuści te pięknie wyszywane koronkowe chusteczki albo zatnie się, zająknie СКАЧАТЬ