Syzyfowe prace. Stefan Żeromski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Syzyfowe prace - Stefan Żeromski страница 5

Название: Syzyfowe prace

Автор: Stefan Żeromski

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ no i koniec końców z jakiegoś miejsca ukazywała się ręka dziecka i słychać było głos:

      – Jest.

      – Nie jest wcale, tylko jest' – wołał głośno nauczyciel. Sam wymawiał kilkakroć ten wyraz dobitnie, dla przykładu, miękcząc ostatnią spółgłoskę. Miało to taki skutek, że gdy z kolei czytał nazwiska, chłopcy wstawali i podnosili palce wołając z całą satysfakcją i w brzmieniu zupełnie swojskim:

      – Jeść!

      Marcinek nie pojmował z tego wszystkiego nic zupełnie, bo ani wymagań prefesura, ani całej ceremonii, a już najmniej objawów tak powszechnej żądzy jedzenia.

      Gdy przeczytane zostały wszystkie nazwiska, pan Wiechowski znowu skinął na Michcika, a sam usiadł na krześle, wsunął dłonie w rękawy, założył nogę na nogę i począł patrzeć w okno z taką determinacją, jakby to właśnie stanowiło jeden z punktów jego urzędowych czynności.

      Michcik głośno czytał, a właściwie wywrzaskiwał z Paulsona tekst długiej bajki ludowej rosyjskiej o chłopie, wilku i lisie.

      Nauczyciel poprawiał kiedy niekiedy akcenty wyrazów.

      Tymczasem w całej izbie szkolnej gwar się ciągle szerzył. Słychać było dźwięki: a, be, ce, de, e… albo: a, be, we, że, ze

      Dzieci, które umiały już alfabet, „pokazywały” go symplakom[34] świeżo przybyłym: niektóre uczyły towarzyszów ślabizoka[35], a przeważna[36] większość, patrząc niby to w elementarze i mrucząc coś pod nosem, nudziła się haniebnie.

      Gdy Michcik odkrzyczał całą bajkę, złożył książkę i dał ją koledze Piątkowi, a sam wyszedł na środek do tablicy.

      Wiechowski podyktował mu zadanie arytmetyczne na mnożenie.

      Michcik wypisał dwie duże cyfry, podkreślił je okropnie grubą linią, przed mnożną ustawił taki znak mnożenia, że można by na nim powiesić palto, i zaczął szeptać do siebie, z cicha, tak przecie, że Marcin słyszał go dobrze:

      – Pięć razy sześć… trzydzieści. Piszę kółko, a sześć mam w rozumie.

      Cały ten akt mnożenia Michcik wykonywał z wielkim trudem i mozołem. Twarz mu się mieniła, mięśnie oblicza, rąk i nóg wykonywały bezcelową pracę takiego naprężenia, jakby uczeń dźwigał belki, rąbał drwa lub orał. Skoro jednak zmógł jakieś pięć razy sześć – i napisał kółko – zaraz półgłosem, tak żeby nauczyciel słyszał, tłumaczył całą sprawę:

      – Piat'ju szest' – tridcat'[37]

      A nauczyciel nie zwracał teraz uwagi ani na Michcika, ani na Piątka, który zaczął pokazywać swoją sztukę – lecz ciągle z martwym stoicyzmem[38] patrzał w okno.

      Marcinek, słuchając po raz drugi czytania Piątka, przypomniał sobie Żyda Zelika, krawca wiejskiego, który często w Gawronkach siedział całymi miesiącami na robocie. Stanął mu w oczach jak żywy – zgrzybiały, na pół ślepy, śmieszny Żydzina, z wiecznie oplutą brodą, gdy siedzi i zeszywa stary kożuch barani. Okulary związane szpagatem[39] wiszą mu na końcu nosa, igła nie trafia w skórę kożucha, lecz w palec, później w pustą przestrzeń, później gdzieś więźnie…

      Marcinek pragnąłby roześmiać się serdecznie z kłopotów Zelika, z jego powolnego ścibania, lecz czuje na twarzy łzy żalu i niewymownej miłości nawet dla tego Żyda z Gawronek… Czytanie Piątka wywiera na niego, nie wiedzieć czemu, tak dziwne wrażenie.

      Piątek trafia na dźwięki, łapie je z pośpiechem, wiąże i spaja jakby uderzeniem pięści, pcha, jakby całym korpusem, do kupy… Słychać dziwne słowa… Oto malec stęka:

      – „Piepietpietupietuch[40]…”

      Marcinek schyla głowę, zatyka sobie usta i dusi się ze śmiechu, szepcząc:

      – Co za pietuch? Pietuch!…

      Nauczyciel budzi się jakby ze snu, powtarza ze złością kilkakrotnie ten wyraz ku tajemnej uciesze całej klasy i znowu wpada w zadumę. Nareszcie Piątek skończył lekcję, siadł ciężko na ławce i zaczął wycierać spocone czoło.

      Wiechowski otworzył dziennik i wyczytał nazwisko:

      – Warfołomiej[41] Kapciuch.

      Na środek izby wyszedł chłopak w nędznej sukmanczynie i ojcowskich widocznie butach, gdyż posuwał się tak zgrabnie, jakby miał nogi obute w dwie konewki. Mały Bartek Kapciuch, który w szkole awansował na jakiegoś Warfołomieja, rozłożył swój elementarz na brzeżku nauczycielskiego stolika, wziął w brudną rękę drewnianą wskazówkę, wyczytał całe a, be, we, że, ze… chlipnął kilka razy nosem i poszedł na miejsce z taką uciechą, że nawet nie czuł pewno ciężaru swych niezmiernych butów. Powołany został znowu jakiś Wikientij[42], wyłożył nauczycielowi swoją umiejętność i znikł w tłumie.

      Ta nauka trwała tak długo, że Marcinek o mało się nie zdrzemnął. Wodził sennymi oczyma po ścianach, z których tu i ówdzie wapno płatami obleciało, rozpatrywał wiszące obok drzwi wizerunki nosorożców i strusiów, wreszcie trzy grube szlaki błota między drzwiami i pierwszą ławką… Było mu duszno w okropnym powietrzu izby i nudziło go stękanie dzieci wydających przed nauczycielem alfabet rosyjski. Jednak mimo nieuwagi i roztargnienia, jakie go ogarnęło, spostrzegł przecież, że i pan Wiechowski nudzi się porządnie. Na szczęście w sąsiednim mieszkaniu nauczycielskim wybiła godzina jedenasta. Profesor przerwał egzaminowanie, zeszedł z katedry i rzekł po polsku:

      – Teraz sobie zaśpiewamy jedną śliczną pieśń po rusku, nabożną. Będziecie śpiewać po mnie i tak samo jak ja. Dziewuchy cienko, chłopaki grubiej. No… a słuchaj przecie jedno z drugim – uchem, nie brzuchem!

      Przymknął oczy, rozwarł usta i, wybijając takt palcem, jął śpiewać:

      Kol sławien nasz Gospod' w Sijonie[43]

      Z nauczycielem śpiewał Michcik, ryczał coś Piątek i usiłowało naśladować melodię kilkoro dzieci, widać muzykalniejszych. Reszta śpiewała także. Gdy jednak melodia była poważna, a w tamtej okolicy lud śpiewa tylko na nutę żywego wywijasa, więc dzieci wpadły zaraz na jedyny uroczysty motyw śpiewu, do którego w kościele ucho przyuczyły, i poczęły niesfornymi głosami wrzeszczeć:

      Święty Boże, święty mocny,

      święty СКАЧАТЬ



<p>34</p>

symplak (z łac.) – prostak; tu: nowicjusz, początkujący.

<p>35</p>

ślabizok – sylabizowanie.

<p>36</p>

przeważny – dziś: przeważający.

<p>37</p>

piat'ju (…) tridcat' (ros.) – pięć razy sześć, trzydzieści.

<p>38</p>

stoicyzm – tu: obojętność.

<p>39</p>

szpagat – sznurek.

<p>40</p>

pietuch (ros.) – kogut.

<p>41</p>

Warfołomiej (ros.) – Bartłomiej.

<p>42</p>

Wikientij (ros.) – Wincenty.

<p>43</p>

Kol sławien (…) w Sijonie (ros.) – Jak wielki jest nasz Pan w Syjonie; początek prawosławnej pieśni kościelnej.