Pan Wołodyjowski. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz страница 36

Название: Pan Wołodyjowski

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ

      — Pójdźmy...

      Wyszli znów na ów długi korytarzyk. Ketling spodziewał się, że w drodze otrzyma od niej jakowąś odpowiedź, i patrzył w jej oczy, ale na próżno.

      Szła spiesznie, jakby pragnąc co prędzej znaleźć się w komnacie, w której czekał na nich pan Zagłoba.

      Więc gdy już drzwi były o kilkanaście kroków, rycerz uchwycił za kraj jej sukni.

      — Panno Krystyno! — rzekł — na wszystko, coć święte...

      Wówczas Krzysia odwróciła się i chwyciwszy tak szybko jego dłoń, że nie miał czasu postawić najmniejszego oporu, przycisnęła ją w mgnieniu oka do ust.

      — Miłuję cię z całej duszy, ale nigdy nie będę twoją! — rzekła.

      I nim zdumiony Ketling zdołał wymówić słowo, dodała jeszcze:

      — Zapomnij o wszystkim, co było!...

      Po chwili znaleźli się oboje w komnacie.

      Odźwierny spał w jednym krześle, a pan Zagłoba w drugim. Jednak wejście młodych zbudziło ich. Zagłoba otworzył oko i począł nim mrugać na wpół przytomnie.

      Z wolna jednak wróciła mu pamięć czasu i osób.

      — Ha! To wy! — rzekł obciągając pas ku dołowi. — Śniło mi się, że nowy elekt stanął, ale to był Piast. Byliście na ganeczku?

      — Tak jest.

      — A dusza Marii Ludowiki nie ukazała się wam przypadkiem?

      — Owszem! — odrzekła głucho Krzysia.

      Rozdział XIV

      Po wyjściu z zamku Ketling potrzebując zebrać myśli i otrząsnąć się ze zdumienia, w które wprawiło go postępowanie Krzysi, pożegnał ją i Zagłobę zaraz przed bramą, oni zaś oboje udali się z powrotem do gospody. Basia z panią stolnikową już były od chorej wróciły także i pani stolnikową przywitała pana Zagłobę następującymi słowy:

      — Miałam pismo od męża, któren przy Michale w stanicy dotąd bawi. Zdrowi są obaj i niedługo się tu obiecują. Jest list od Michała do waćpana, a do mnie tylko podskryptum[202] w mężowskim. Pisze też mąż, że dyferencję[203], która była z Żubrami o jedną Basiną majętność, szczęśliwie ukończył. Teraz już tam sejmiki z bliska... Powiada, że tam imię pana Sobieskiego okrutnie znaczy, więc i sejmik po jego myśli wypadnie. Kto żyw, na elekcję się wybiera, ale nasze strony będą z panem marszałkiem koronnym. Ciepło już tam i dżdże chodzą... W Werchutce u nas spaliły się zabudowania... Czeladnik ogień zapuścił, a że wiatr był...

      — Gdzie list Michałowy do mnie? — spytał pan Zagłoba przerywając potok nowin wypowiadanych jednym tchem przez zacną panią stolnikową.

      — Ot, jest! — odrzekła podając mu pismo pani stolnikowa. — Że wiatr był, a ludzie na jarmarku...

      — Jakże się te listy tu dostały? — spytał znów Zagłoba.

      — Przyszły do pana Ketlingowego dworca[204], a stamtąd czeladnik odniósł... Że zaś, powiadam, wiatr był...

      — Chcesz waćpani dobrodziejka posłuchać?

      — Owszem, bardzo proszę.

      Pan Zagłoba złamał pieczęcie i począł czytać, naprzód półgłosem dla samego siebie, potem głośno dla wszystkich:

      „Pierwsze to pismo do was posyłam, ale bogdaj drugiego nie będzie, bo tu i poczty niepewne, i sam personaliter[205] niedługo się między wami stawię. Dobrze tu w polu, ale przecie do was serce okrutnie mnie ciągnie i rozmyślaniom a wspominkom końca nie masz, kwoli którym solitudo[206] milsza mi od kompanii. Robota obiecana minęła, bo ordy[207] cicho siedzą, jeno mniejsze kupy w łąkach buszują, które też dwukrotnie podeszliśmy tak fortunnie[208], że ni świadek klęski nie ostał”.

      — O, to ich przygrzali! — zawołała z radością Basia. — Nie masz nad stan żołnierski!

      „Ci z Doroszeńkowej hassy (czytał dalej Zagłoba) radzi by z nami pohałasować, ale im bez ordy nijak. Jeńcy zeznają, że znikąd się żaden większy czambuł[209] nie ruszy, zaś i ja tak myślę, bo miałobyli co z tego być, to by już było, gdyż trawy od tygodnia zielenieją i jest czym konie popaść. W jarach tu i owdzie jeszcze się coś śniegu przytaiło, ale wysoki step zielony i wiatr ciepły wieje, od którego konie poczynają lenieć, a to najpewniejsze wiosny signum[210]. Po permisję[211] już posłałem, która lada dzień nadejdzie, i zaraz ruszę... Pan Nowowiejski zastąpi mnie w stróżowaniu, przy którym tak mało roboty, żeśmy z Makowieckim liszki po całych dniach szczwali[212] dla samej uciechy, boć futro ku wiośnie nicpotem[213]. Jest też siła dropiów[214], a czeladnik mój ustrzelił pelikana z guldynki. Ściskam waćpana z całego serca, pani siostrze ręce całuję, a także pannie Krzysi, której przychylności fortissime[215] się polecam, o to głównie Boga prosząc, abym ją niezmienioną zastał i tej samej pociechy mógł zażywać. Pokłoń się waćpan ode mnie pannie Basi. Nowowiejski złość za mokotowską rekuzę[216] kilkakrotnie na karkach hultajskich wywierał, ale jeszcze się zapamiętywa[217]; znać nie ze wszystkim mu ulżyło. Bogu i Jego przenajświętszej łasce was polecam.

      P. scriptum: Kupiłem od przejezdnych Ormianów błam[218] gronostajów bardzo zacny; ten gościńcem pannie Krzysi przywiozę, a i dla naszego hajduczka znajdą się bakalijki tureckie”.

      — Niech sobie je pan Michał sam zje, bom ja nie dziecko! — ozwała się Basia, której policzki zapłonęły jakoby od nagłej przykrości.

      — To nierada go zobaczysz? Gniewasz się na niego? — spytał Zagłoba.

      Lecz ona mruknęła coś tylko z cicha i naprawdę pogrążyła się w gniewie, rozmyślając trochę o tym, jak pan Michał lekko ją traktuje, a trochę o dropiach i o owym pelikanie, który szczególnie podniecił jej ciekawość.

      Krzysia podczas czytania siedziała z zamkniętymi oczyma, odwrócona od światła, było zaś to prawdziwe szczęście, że obecni nie mogli widzieć jej twarzy, gdyż zaraz poznaliby, że się dzieje z nią coś nadzwyczajnego. To, co zaszło w kościele, a następnie list pana Wołodyjowskiego to były dla niej jakoby dwa uderzenia СКАЧАТЬ



<p>202</p>

podskryptum — właść. postscriptum (łac.), dopisek do listu.

<p>203</p>

dyferencja (z łac.) — różnica.

<p>204</p>

dworzec — tu: dwór, posiadłość.

<p>205</p>

personaliter (łac.) — osobiście.

<p>206</p>

solitudo (łac.) — samotność.

<p>207</p>

orda (hist., z tur.) — państwo, obóz lub wojsko tatarskie.

<p>208</p>

fortunnie — szczęśliwie; por. fortuna: los, szczęście.

<p>209</p>

czambuł (z ukr.) — tatarski oddział zbrojny.

<p>210</p>

signum (łac.) — znak.

<p>211</p>

permisja (z łac.) — pozwolenie.

<p>212</p>

szczwać (przestarz.) — szczuć.

<p>213</p>

nicpotem — tu: do niczego.

<p>214</p>

drop — ptak z rzędu żurawi.

<p>215</p>

fortissime (wł.) — coraz głośniej.

<p>216</p>

rekuza (przestarz., z łac.) — odmowa ręki starającemu się.

<p>217</p>

zapamiętywa (daw.) — dziś: zapamiętuje.

<p>218</p>

błam — zszyte skóry do podszycia płaszcza.