Córki smoka. Andrews William
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córki smoka - Andrews William страница 7

Название: Córki smoka

Автор: Andrews William

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788378896371

isbn:

СКАЧАТЬ z wysoko uniesioną głową i rozkazem w kieszeni mijał rosnące przy naszym płocie drzewo kaki.

      Kochałam mojego ojca. Pozwalał mi na rzeczy, na które ummah nigdy by się nie zgodziła. Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni.

      Podczas gdy żołnierz zbliżał się do domu, szybko zebrałam liście kapusty, którą właśnie myłam, zawinęłam w kawałek materiału i schowałam pod zlewem. Podbiegłam do tylnych drzwi.

      – Soo-hee! – zawołałam do siostry zajętej wykopywaniem pojemników z ryżem i warzywami, które ukryłyśmy za domem. – Żołnierz na motocyklu!

      Soo-hee wstała i popatrzyła na drogę. Kiedy skojarzyła, o co chodzi, spojrzała na mnie czujnym wzrokiem.

      – Zatrzymaj go – poleciła i padła na kolana, żeby z powrotem zakopać pojemniki.

      Pobiegłam do domu i stanęłam przy kuchennym oknie, aby obserwować nadciągającego węża. Łudziłam się, że wojskowy ominie nasz dom i pojedzie do sąsiadów, ale on się zatrzymał i oparł pojazd o drzewo kaki. Tego popołudnia wiatr chwycił ogon węża i bawił się, rozciągając go, dopóki nie zniknął. Zostawił tylko żołnierza z motocyklem. Mężczyzna zdjął rękawice i wytrzepał je o swoje nogi, wzbudzając tuman kurzu. Sięgnął do skórzanej torby i wydobył żółtą kopertę, po czym podszedł do domu.

      – Halo! – krzyknął po japońsku. – Mam rozkazy z komendy wojskowej. Wychodzić! Wychodzić!

      Odsunęłam brezentową płachtę, zastępującą od pewnego czasu nasze piękne dębowe drzwi. Skrzyżowałam ręce na piersi.

      – Proszę stąd iść – powiedziałam w tym samym języku.

      Jego mundur był brązowy od kurzu. Twarz też miał brązową, poza śladami po okularach wokół oczu. Gogle wisiały mu na szyi i były tak samo brudne jak mundur. Pomyślałam, że wygląda bardzo śmiesznie: zupełnie jak szop pracz. Lecz przybysz raczej nie czuł się głupio, bo spojrzał na mnie władczo.

      – Czy tak powinno się traktować japońskiego żołnierza? – obruszył się. – Przebyłem daleką drogę, by dostarczyć wam rozkaz.

      Podał mi kopertę.

      – Proszę to wziąć.

      – Powinien pan wrzucić to do rzeki Yalu Jiang, a nie nas prześladować – odpowiedziałam, nie cofając się nawet o centymetr. – Dlaczego zawsze musimy robić, co każecie?

      Żołnierz wyszczerzył zęby w uśmiechu, zmieniając oczy szopa w dwie szparki. Oparł się o ścianę.

      – Ponieważ jesteście japońskimi poddanymi. Jeśli nie będziecie posłuszni, zostaniecie zastrzeleni.

      – Wolę, żeby mnie zastrzelili – odrzekłam hardo.

      Żołnierz spoważniał. Nie wyglądał już śmiesznie.

      – Szybko się nauczysz, jak właściwie służyć Cesarstwu.

      Miałam mu powiedzieć, co o tym sądzę, gdy podeszła do nas Soo-hee, wycierając dłonie w sukienkę.

      – O co chodzi? – zapytała po koreańsku. Jej japoński był znacznie gorszy od mojego.

      – Konnichiwa3 – przywitał się żołnierz. – Widzę, że nie nauczyłaś się jeszcze mówić po japońsku – dodał, przechodząc na koreański. – Może twoja arogancka siostrzyczka udzieli ci lekcji.

      Soo-hee schyliła głowę.

      – Proszę wybaczyć mojej siostrze. To jeszcze dziecko.

      – Nie jest już dzieckiem – zauważył, zerkając na mnie. Wyprostował się i uniósł wysoko brodę, jak zwykli to robić Japończycy. – Wasz zarządca nie jest zadowolony z tegorocznych plonów – oświadczył. – Macie u niego dług. – Podał kopertę Soo-hee. – To jest rozkaz dla ciebie i twojej siostry. Żeby spłacić dług, musicie się do niego zastosować. Weź go.

      Soo-hee odebrała dokument, kłaniając się lekko.

      Żołnierz spojrzał na mnie wzrokiem, który uświadomił mi, że dobrze zrobiłam, nie wypowiadając swojej opinii o służeniu Cesarstwu.

      – Pilnuj swojej siostry – zwrócił się do Soo-hee. – Może was wpędzić w kłopoty. – Ukłonił się niemal niezauważalnie i podszedł do motocykla. Odwrócił go i uruchomił kopnięciem, po czym ruszył w drogę, zostawiając za sobą ogon węża.

      – Co tam jest? – zapytałam od razu. – Jaki jest rozkaz?

      Soo-hee schowała kopertę do sukienki.

      – Nie myśl o tym, mała siostro – odpowiedziała. – Musimy namoczyć warzywa, żeby zrobić rano kimchi.

      Zaczęła iść w stronę ogródka.

      – Ale onni4, duża siostro, żołnierz powiedział, że rozkaz jest dla ciebie i dla mnie. Co w nim jest?

      – Cicho, Jae-hee! – Soo-hee podniosła głos, odwracając się nagle w moją stronę. – Musisz się nauczyć odpowiedniego zachowania. Dam go matce, gdy wróci z fabryki. Ummah powinna to przeczytać jako pierwsza. Wracaj do obowiązków.

      Soo-hee zawsze karciła mnie jak matka, a ja nie lubiłam tego słuchać. Weszłam więc do domu, aby wyciągnąć spod zlewu kapustę. W czasie przygotowywania warzyw myślałam cały czas o kopercie w sukience siostry. Podejrzewałam, że wyślą nas na zimę do pracy w fabryce. Kiedy niedawno wychudzony japoński zarządca z wielkimi uszami przyszedł, żeby odebrać tegoroczne plony, powiedział nam, że Japończycy potrzebują robotników do zakładów przemysłowych, by wsparli ich działania wojenne.

      – Odnosimy wspaniałe zwycięstwa nad Amerykanami! – oznajmił, wspinając się na swoją starą ciężarówkę, pełną teraz warzyw, które z takim trudem uprawiałyśmy przez wiele miesięcy. – Jeśli będziecie posłuszne, parszywi Amerykanie uciekną za ocean i nigdy nie odważą się wrócić.

      Odpalił silnik i kilkakrotnie próbował wrzucić właściwy bieg.

      Gdy ciężarówka trzęsła się już na wybojach, zarządca mocno wychylił głowę przez okno, a ja spodziewałam się ujrzeć jego łopoczące na wietrze uszy.

      – Wtedy zostaniecie nagrodzone za wszystkie swoje wyrzeczenia! – krzyknął. – Będziecie szczęśliwe, że jesteście japońskimi poddanymi!

      Po kilku godzinach, gdy słońce zaszło już nad doliną, a wieczór zrobił się chłodny, na stole stały już dwa garnki warzyw zanurzonych w słonej wodzie.

      Nasze gospodarstwo było największe w okolicy. W dzieciństwie myślałam, że duży biały dom to pałac, a otaczające go pola – pałacowe ogrody. Ojciec był cesarzem, matka – cesarzową, a ja – piękną księżniczką. Nasi sąsiedzi ze swoimi niskimi domami i niewielkimi polami, które przypominały nieco СКАЧАТЬ



<p>3</p>

Konnichiwa – dzień dobry (przyp. red.).

<p>4</p>

Onni – tak w Korei zwracają się młodsze dziewczęta do starszych; starsza siostra (przyp. red.).