Królowa nocy. Izabela Zawis
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królowa nocy - Izabela Zawis страница 11

Название: Królowa nocy

Автор: Izabela Zawis

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-8147-899-1

isbn:

СКАЧАТЬ pewien, że proponując jej wystarczająco dużo pieniędzy, osiągnie swój cel. Ona jednak nie zostawiała mu złudzeń. Zaskoczyła go do tego stopnia, że krew zawrzała mu w żyłach. Dlatego kiedy tylko dostał namiary od Krystiana, łamiąc kilka przepisów na autostradzie, w rekordowym czasie zjawił się pod jej drzwiami.

      Spodziewał się, że będzie zaskoczona, ale zaprosi go do środka i potem porozmawiają. Zamiast tego ona zwyczajnie go wyrzuciła. Przeczuwał, że coś jest nie w porządku, tym bardziej że nie najlepiej wyglądała. Niejednokrotnie przekonał się jednak, że kobiety potrafią skutecznie ugrać to i owo, a ich sztuczki z biegiem czasu stają się coraz bardziej wyszukane. Dlatego też słowa wypowiedziane przez Oliwię podziałały na niego jak czerwona płachta na byka, a jego wściekłość przyćmiła zdrowy rozsądek. I teraz czuł się potwornie, wyrzuty sumienia męczyły go niemiłosiernie.

      Oliwia przekręciła się na łóżku. Jej twarz była teraz skierowana w jego stronę. Delikatnie wierzchem dłoni pogładził jej policzek. Pod wpływem jego dotyku przysunęła się jeszcze bliżej, czym kolejny raz go zaskoczyła. Już zaczynał się przyzwyczajać, że Oliwia nie wpisuje się w żadne znane mu schematy i z nią wszystko będzie inaczej. Stanowiła dla niego nie tylko wyzwanie, ale przede wszystkim zagadkę.

      Nie powinien ładować się do jej łóżka, ale chciał być blisko, gdyby czegoś od niego potrzebowała. Przez pierwsze godziny siedział w fotelu, pracując. Ale od niewygodnej pozycji rozbolały go plecy, a po całym tygodniu niewyspania poczuł znużenie. Po cichu się rozebrał i ostrożnie wślizgnął pod kołdrę, zachowując bezpieczną odległość od uśpionej Oliwii. Nie chciał zaszkodzić jej jeszcze bardziej. Skrzywił się na wspomnienie własnej głupoty.

      Przez otwarte drzwi sypialni sączyło się delikatne światło lampki, którą zapalił. Nie znał rozkładu mieszkania, a nie chciał narobić hałasu, wpadając po ciemku na różne przedmioty. Dzięki temu w rozproszonym świetle widział jej twarz. Była spokojna, a ściągnięte przez ból mięśnie rozluźniły się. Podejrzewał, że śniło jej się coś, co musiało się jej podobać.

      Objął ją ręką w pasie. Koszulka podwinęła się na plecach, odkrywając kawałek ciała. Nie wiedząc, co robi, pogładził jej ciepłą i gładką skórę. Z ust Oliwii wyrwało się głębokie westchnienie. Poruszyła się, obejmując go w pasie. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz przytulał kobietę w ten sposób. Zaczynało mu się to podobać i sprawiać przyjemność.

      – Te perfumy poznałabym wśród tysiąca innych – wymruczała sennie. Jego brwi poszybowały w górę. Po chwili jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. To dało mu nadzieję, że jeszcze nie wszystko jest stracone.

      Poruszyła się.

      – Śpij jeszcze – wyszeptał. – Jestem tu – zapewnił, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.

      Zamruczała zadowolona, niemal natychmiast zapadając w głęboki sen.

      Tak, zdecydowanie zaczyna mi się to podobać, pomyślał zadowolony, zanim sam usnął.

      ***

      Nie mogła się poruszyć. Było jej gorąco, a jakiś ciężar przygniatał jej ciało. Normalnie wpadłaby w panikę i zaczęła krzyczeć, ale nie było to konieczne. Po zapachu, jaki wypełniał jej nozdrza, wiedziała, kto jest obok.

      Kiedy wcześniej się przebudziła, czuła, że Leon jest przy niej, ale była pewna, że to tylko sen, bardzo przyjemny zresztą. Chciała przedłużyć tę chwilę tak długo, jak się da, ale po kilkunastu minutach cała ścierpła. Poza tym musiała skorzystać z łazienki.

      Na dworze panowała ciemność, więc nie było jeszcze czwartej. Żeby nie zbudzić Leona, delikatnie wysunęła się z jego ramion i na palcach opuściła sypialnię.

      Wzięła szybki prysznic. Umyła twarz i zęby. Spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Nadal była otępiała po lekach, zmęczona bólem, a cienie zdobiły jej twarz, ale przynajmniej najgorsze miała za sobą. Jeszcze kilka godzin snu i znów będzie sobą.

      Z makijażu zrezygnowała. Nie widziała powodu, żeby go zrobić. Zresztą tuszowania rzęs chyba nie da się zaliczyć do makijażu. Nie lubiła się malować, miała wrażenie, jakby nosiła na twarzy maskę. Swoje zabiegi kończyła na umalowaniu rzęs i wklepaniu dobrego kremu.

      W kuchni nastawiła wodę na herbatę. O tej porze kawa nie wchodziła w rachubę, jeśli miała zamiar jeszcze pospać.

      Za oknem noc ustępowała coraz jaśniejszej szarości. Podniosła rolety do połowy, gasząc lampkę na komodzie w salonie. Z kubkiem gorącej herbaty rozsiadła się na kanapie, okrywając się kocem. Do ciepłego łóżka wolała nie wracać. Nie z myślami, które krążyły jej po głowie. Pokusa była zbyt duża.

      – Oliwia? – w drzwiach pojawił się zaspany Leon.

      Obróciła głowę w jego stronę, a ich spojrzenia się skrzyżowały.

      Omiotła jego sylwetkę. W niczym nie przypominał mężczyzny, którego poznała tydzień temu. Tamten był do bólu perfekcjonistą, który nad wszystkim musiał mieć kontrolę, nie pozwalając sobie na żadne niedociągnięcia i niespodzianki. Ten, który szedł w jej stronę, był jego przeciwieństwem. Po misternej fryzurze nie było nawet śladu, co zresztą dodawało mu chłopięcego uroku, był boso i bez koszuli, a w spodniach zauważyła niezapięty guzik. W takim wydaniu podobał się jej o wiele bardziej. Tak jakby zobaczyła coś, co jest skrzętnie ukrywane przed okiem ludzi z zewnątrz, a ona doznała zaszczytu wtajemniczenia. Nie mogła się nie uśmiechnąć pod nosem.

      – Dobrze się czujesz? – wyszeptał.

      Nie była pewna, ale w jego głosie wychwyciła nutkę troski i obawy. Usiadł obok niej, z uwagą przyglądając się jej twarzy. Po lekach i kilku godzinach snu wyglądała znacznie lepiej. Nadal była nieznacznie blada i zmęczona, ale przynajmniej udręka znikła z jej oczu. W duchu westchnął z ulgi.

      – Tak – odparła szeptem. – Dziękuję.

      Uniósł jedną brew.

      – Za co? – wypalił bez zastanowienia. – To przeze mnie dostałaś ataku – powiedział z niesmakiem.

      – Ataku? – zapytała, zachodząc w głowę, ile wie.

      – Migrena? – odparł pytaniem.

      Oliwia wolno skinęła głową.

      – Gdybym nie wrzeszczał jak idiota może, hm… raczej to pewne, że nie zemdlałabyś – skwitował kwaśno.

      – Jest taka możliwość – wyznała szczerze.

      – Właśnie – bąknął. – Często masz napady?

      – Często – odparła zwięźle.

      – Przykro mi – powiedział cicho, nieświadomie łapiąc ją za dłoń. – Długo chorujesz? – dopytywał się.

      Zastanowiła się przez chwilę.

      – Od czternastego roku życia.

      – Jezu… – brakło mu słów, żeby wyrazić, jak bardzo jej współczuje. – Zawsze jest tak źle?

      – Nie СКАЧАТЬ