Название: Córka
Автор: Anne B. Ragde
Издательство: PDW
Жанр: Сказки
Серия: Arcydzieła literatury norweskiej
isbn: 9788366420212
isbn:
Miał wrażenie, że sprawa sprowadza się do skierowania wzroku w dół, sporo o tym myślał, jak właściwie to robi, wydawało mu się, że to kwestia odpowiedniego przymknięcia powiek, tak żeby były swobodnie opuszczone i żeby za często nie mrugać, poza tym trzeba było rozluźnić kąciki ust i dolną wargę, tak, by lekko opadły, pozwolić działać grawitacji. No i odpowiadać tylko monosylabami. Stawał się wówczas rozkosznie niewidoczny i mało interesujący. Ale po tej sprawie z Margidem trochę go naciskali.
– Biedaku, że też musiał umrzeć dosłownie na twoich oczach – powiedziała wtedy Olaug, a wszyscy obecni kiwali potakująco głowami.
– Na pewno ci smutno, że twój syn odszedł – skomentował ktoś inny, powtarzali to tyle razy, każdy z nich, doskonale znali Margida, jego „syna”, który odbierał ciała zmarłych.
Zazwyczaj patrzył wtedy w podłogę, ale najbardziej miał ochotę powiedzieć, że Margido nie odszedł, nie wyjechał na biegun północny, tylko umarł, po prostu padł i umarł na podłodze w jego pokoju. Kiedy pozostali pensjonariusze trajkotali wokół niego jak najęci, niczym zbawcze anioły pojawiły się Petra i Hannelore z kawą i pytaniem, czy ktoś chce mleka albo kawałek ciasta, i w końcu mógł spokojnie odetchnąć.
Ale najgorsze już minęło. Zainteresowanie nowiną osłabło. Poza tym śmierć była tu tematem omawianym i dyskutowanym do znudzenia, przecież to na nią czekali całą gromadą, więc to niezwykłe zainteresowanie śmiercią Margida wynikało z faktu, że był osobą z zewnątrz, kimś w rodzaju cywila podczas wojny. W dodatku był o wiele za młody na umieranie, trochę tak, jakby oszukańczo przesunął się na przód kolejki.
I oto faktycznie wkroczyła wnuczka Olaug, energiczna i zadbana kobieta z ciemnymi, czujnymi oczami, pod pachą niosła małą, metalową płytkę, która prawdopodobnie była właśnie tym komputerem. Miała ogromny szal owinięty kilkakrotnie wokół szyi; tkanina przypominała trochę zasłonki, które swego czasu wisiały w sypialni Neshov, niebieskie i zielone nitki chaotycznie splecione ze sobą, spędził sporo czasu, wpatrując się w te zasłony, w różnym oświetleniu, także w całkowitym mroku. Torunn na pewno już dawno je zdjęła i wyrzuciła, i Bogu dzięki. Wspomniała, że zamówiła ogromne kontenery na śmieci, które ustawiono na środku podwórka, i że napełniła je oba po brzegi, śmiała się, opowiadając mu o tym, bo zdawała sobie sprawę, jak bardzo ucieszy go myśl o wszystkich tych wyrzuconych, zlikwidowanych, podeptanych starociach, wiedziała, jak wyglądało jego życie w gospodarstwie przez te wszystkie lata.
Być może stanowił dla niej rodzaj szczególnego wsparcia, dając jej pełne błogosławieństwo na zmianę wszystkiego. Wszystkiego. Na stworzenie tam warunków dla przyszłego własnego życia. Chciał wierzyć, że ona tak właśnie to odczuwa, ale nie wiedział, jak miałby o to zapytać i jakich słów użyć. Dlatego był zadowolony, że wpadł na ten pomysł z nowiutkim masztem flagowym, flagą i chorągiewką, które miały zastąpić stare, powiewające nad gospodarstwem przez wiele pokoleń.
Więc może zupełnie sama doszła do tego wniosku.
Wziął połówkę jajka, położył ją na kromce chleba i ku swojej wielkiej uldze zauważył, że tuba z pastą kawiorową jest w zasięgu ręki, Lillian Albertsen chyba jej używała, bo teraz leżała tuż obok, co prawda mocno spłaszczona pośrodku, ale to i tak było fantastycznie, bo nie będzie musiał nikogo prosić o pomoc. Myśl o maśle porzucił już dawno temu.
Z wysiłkiem zwinął tubę od krótszej strony do połowy, wyciskając jednocześnie na swoje jajko małe porcje pasty kawiorowej, a potem zamknął ją białą plastikową nakrętką. Teraz tuba jest porządnie wypełniona do połowy i można z niej bez trudu skorzystać, pomyślał sobie, chociaż pewnie nie potrwa to długo i zaraz znów zostanie spłaszczona.
– Teraz posłuchaj, Tormodzie!
To znów Petra.
– Co takiego?
– Olaug!
Oczy wszystkich skierowane były na wnuczkę, Olaug zanosiła się młodzieńczym, donośnym śmiechem i usiłowała przyciągnąć ją do siebie i uścisnąć, nie wstawała, po cóż, na Boga, miałaby wstawać. Oto młodziutka wnuczka przyjechała przekazać nowinę seniorce rodu, a obicie krzesła pod pośladkami Olaug było ciepłe i przyjemne.
Olaug krzyknęła do Petry, żeby przyniosła dodatkowe krzesło, ponieważ najwyraźniej nikt nie zamierzał się ruszyć.
– Hannelore zaraz to ogarnie! – odparła Petra.
– Jasne! – odpowiedziała Hannelore i pomaszerowała w stronę krzeseł stojących w stosie pod ścianą, które wyciągano przy okazji wesołego śpiewania w jadalni. Tak właśnie było zawsze napisane na kartce, którą przyczepiano do korkowej tablicy przy recepcji. „Wesołe śpiewanie w jadalni”. Hannelore musiała się przedrzeć przez zastęp balkoników, żeby dotrzeć do stosu krzeseł, ale była do tego przyzwyczajona.
Chyba tylko on rozumiał, że kiedy Hannelore mówi jasne, to oznacza to oczywiście. Była przecież Niemką. Pozostali na pewno sądzili, że Hannelore stoi w każdej chwili w gotowości do przeniesienia krzesła1.
– No to zaczynamy skajpować. Olaug, masz teraz połączenie przez internet – powiedziała wnuczka, wpatrując się intensywnie w niedużą otwartą metalową płytkę, która stała na stole przed Olaug niczym błyszcząca, twarda książka. Filiżanka z kawą przewróciła się na spodek, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi.
Wyłączył się mentalnie i wsunął do ust kromkę chleba z jajkiem ozdobionym pastą kawiorową, kochał tę pastę, ten jej smak rozchodzący się po ustach falą soli i delikatnej ostrości, żeby na finiszu spłynąć do przełyku lepką tłustością, popchniętą dalej solidnym łykiem kawy.
– Czy wszystko w porządku, Tormodzie?
To Hannelore. Mówiła do niego na tyle cicho, że pozostali nie słyszeli.
– Tak – odparł. – Ale to smutne, że…
– Co takiego? – zapytała, pochylając się niżej.
– Biedna Olaug – powiedział najciszej, jak umiał – która musi oglądać swoją prawnuczkę na komputerze…
– Żartujesz sobie, Tormodzie, to chyba o wiele lepiej, niż gdyby jej wcale nie zobaczyła, oni przecież mieszkają tak daleko. To tak samo jak rozmowa przez telefon, tyle że mogą się jednocześnie zobaczyć na monitorze. To fantastyczna możliwość i ona wcale nie jest z tego powodu biedna.
– Kawa jej się przewróciła.
– Wiesz, Tormodzie, wszystko teraz dzieje się tak szybko.
– Chodzi o kawę?
– Nie. O rozwój. Wszystko można zrobić przez internet. Ale ty nie do końca jesteś w temacie, nie korzystasz nawet z telefonu komórkowego.
– Nie, i nie chcę.
– Ale właściwie dlaczego nie, na Boga?
– Nigdy nie używałem telefonu.
– Nigdy СКАЧАТЬ