Zależna od mafii. Ada Tulińska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zależna od mafii - Ada Tulińska страница 18

Название: Zależna od mafii

Автор: Ada Tulińska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-94-5

isbn:

СКАЧАТЬ na telefonie. Poczułam rozczarowanie, jakaś cząstka mnie liczyła, że zainteresuje się moją ofertą i w optymistycznym planie chociaż przystąpi do licytacji. No trudno. Może uda mi się z nim porozmawiać później.

      Moje oczy skakały po kolejnych licytujących. Serce waliło mi jak szalone, kiedy cena sięgnęła siedemdziesięciu tysięcy.

      – Siedemdziesiąt tysięcy po raz pierwszy, po raz drugi…

      Przez chwilę przez głowę przemknęła mi gorzka myśl, że gdyby to nie była aukcja charytatywna i te pieniądze trafiłyby do mojej kieszeni, nie musiałabym robić tych wszystkich rzeczy na zlecenie Filipa. Mogłabym częściowo spłacić dług ojca.

      – Mamy sto pięćdziesiąt tysięcy – oznajmił Bartosz.

      Co? Ktoś przebił cenę ponad dwukrotnie? Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Przeskanowałam siedzących gości i zganiłam się w myślach za to, że nie zauważyłam, kto złożył ofertę. Teraz Aristow przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.

      – Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci… To chyba rekord dzisiejszego dnia. Dziękujemy firmie Sunset Flowers.

      Patrząc cały czas na Nikolaja, skinęłam głową, tak jakbym osobiście mu dziękowała, i zeszłam ze sceny. Moje ręce były lodowate z nerwów.

      – Gratulacje – powiedział mój sąsiad, kiedy wróciłam na swoje miejsce. Nadal lekko kręciło mi się w głowie. Wpatrywałam się głupkowato w przestrzeń, nie rejestrując dalszego przebiegu aukcji. Gdy było po wszystkim, prowadzący zaprosił wszystkich na poczęstunek i networking.

      Stanęłam przy czarnym stoliku koktajlowym, na którym ustawiono tace z małymi kolorowymi babeczkami, i napiłam się wina. Filip obserwował całą akcję w milczeniu. Trochę byłam ciekawa, kto zechciał wyłożyć sto pięćdziesiąt kafli za projekt ogrodu, i liczyłam, że niebawem do mnie podejdzie, żeby się przedstawić i ustalić szczegóły. Witali się ze mną różni mężczyźni i każdy z nich pytał o moją firmę. Przy czwartym przestałam się denerwować, kiedy okazało się, że nie on jest szczęśliwym zwycięzcą aukcji. Dawałam im automatycznie swoje wizytówki i uśmiechałam się tak mocno, że aż zaczęła mnie boleć szczęka. Aristow stał z drugiej strony sali, otoczony tłumem ludzi, którzy podchodzili z gratulacjami. Rzucałam mu co chwilę pełne zainteresowania spojrzenia, ale zdawał się mnie nie zauważać. Wiele pięknych kobiet ustawiło się w kolejce, by z nim porozmawiać. Cholera. Mój plan totalnie nie wypalił. Byłam dla niego jedną z wielu uczestniczek wydarzenia. Nic więcej. Jak tak dalej pójdzie, będę musiała sama się do niego pofatygować.

      Nagle zauważyłam, że unosi obie dłonie i żegna się ze wszystkimi. Kobiety w pięknych sukniach westchnęły z nieskrywanym rozczarowaniem. Miałam wrażenie, że jego wzrok na chwilę powędrował w moim kierunku, ale równie dobrze mogło mi się wydawać.

      – Jakie kwiaty najlepiej posadzić na zacienionym tarasie? – zapytał mój rozmówca. Facet z dwudniowym zarostem i zielonymi oczami.

      – Niech to szlag! – przeklęłam, nawet na niego nie patrząc. Już miałam przedrzeć się przez tłum jak jakaś desperatka, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę mojego celu, gdy pojawiło się przede mną dwóch goryli w garniturach.

      – Pani Piotrowska? – zapytał jeden z nich. – Firma Sunset Flowers?

      Jęknęłam w duchu.

      – Przepraszam, nie teraz.

      Chciałam ich minąć i niemalże gonić Nikolaja, żeby mu się przedstawić. Wariactwo.

      – Pan Aristow odwiezie panią do domu.

      Zamrugałam z niedowierzaniem. Całe szczęście, że nie zdążyłam rzucić się w desperacką pogoń i zrobić z siebie idiotki.

      – Tak, to ja – sapnęłam z ulgą i wzięłam się pod boki. Czułam się, jakbym przebiegła maraton i dotarła do mety. Faceci patrzyli na mnie z kamiennymi twarzami, sprawiając, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie rozmazała mi się szminka.

      – Tędy proszę – powiedział niższy z nich. Wydawał się przyjemniejszy w obyciu.

      – Hortensje – mruknęłam do faceta, który pytał o kwiaty. Przyglądał mi się z niesłabnącym zainteresowaniem, podobnie jak kilku innych, którzy stali obok. – Do widzenia.

      Wyglądali na rozczarowanych, ale żaden nie powiedział ani słowa więcej. Ruszyłam w stronę wyjścia, a dwóch ochroniarzy cały czas dyszało mi w kark.

      Na podjeździe stała srebrna, błyszcząca limuzyna z włączonym silnikiem.

      – Płaszcz – przypomniał Filip.

      W ostatniej chwili skierowałam swoje kroki do szatni i wygrzebałam z dna torebki numerek.

      Zarzuciłam płaszcz na ramiona i z ociąganiem włożyłam dłonie w rękawy. Miałam wrażenie, że jeden z goryli chrząknął ze zniecierpliwieniem. Już stał w progu i przytrzymywał dla mnie drzwi. Wyszłam na chłodne wieczorne powietrze, przesadnie skupiając się, by teraz nie potknąć się na schodach. Szyby w limuzynie były przyciemniane, więc nie widziałam mojego gospodarza. Za to nie mogłam pozbyć się wrażenia, że on śledzi uważnie każdy mój ruch.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1lcyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIFBAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYHCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCAPMAoADASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUEBAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdhcRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4uPk5ebn6Onq8vP09fb3+Pn6/9oADAMBAAIRAxEAPwD9/KKKKooKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACiiigAooooAKKKKACi СКАЧАТЬ