Название: Od pierwszego wejrzenia
Автор: Kristen Ashley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
Серия: Rock Chick
isbn: 978-83-287-1438-0
isbn:
Wymruczał przez sen:
– Cokolwiek to jest, zrozumiem…
Przytuliłam się mocniej, modląc się o to, żeby rzeczywiście tak się stało.
Ktoś odgarniał mi włosy z twarzy, gładził po szyi. Dłoń zjechała niżej, aż do biodra.
– Obudź się, Słoneczko…
Przewróciłam się na plecy. Na zewnątrz wciąż było ciemno, choć poblask świtu wsączał się nieśmiało przez żaluzje; również pod drzwiami pojawił się jasny pasek światła z sąsiedniego pomieszczenia. Hank był ubrany w markowy T-shirt i dresy z lampasem.
– Ubrałeś się… – wymamrotałam.
– Idziemy z Shamusem pobiegać. Jak wrócimy, to wskoczę pod prysznic, a potem zabiorę cię na śniadanie.
– Pobiegać? – zamrugałam.
– No tak.
– To znaczy, taki trening jakby?
Uśmiechnął się.
– Ale po co? – zapytałam.
– Wnioskuję, że ty nie biegasz…?
– Tylko gdy goni mnie koleś z piłą mechaniczną.
– A to się często zdarza? – zapytał, uśmiechając się szerzej.
– Nieczęsto, ale Ally opowiadała mi o takim jednym w nawiedzonym domu, do którego chce mnie zabrać.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, zmarszczył brwi.
– Chryste, nie idź tam z nimi! Kilka lat temu Indy wpadła w histerię i wybiegła, roztrącając bele słomy, z których zbudowany był labirynt. Poleciała w pole kukurydzy i wszyscy pracownicy ją gonili, ale przecież byli poprzebierani za potwory, więc dostała jeszcze większego jobla. Musieli wezwać gliny, żeby ją uspokoić.
Zawiesiłam się na polu kukurydzy.
– …kukurydzy?
– No.
– Budują nawiedzone szlaki wśród pól kukurydzy?
– Tak, w Thornton. Najstraszniejsza atrakcja w Denver. Indy i Ally jeżdżą tam co roku. Czemu pytasz?
– Takie pola są straszne.
Zamilkł.
– Jesteś z Indiany – rzekł po chwili. – Jak, do cholery, możesz się bać kukurydzy?
– Nie chodzi o kukurydzę, tylko o pola w nocy. A nuż jakieś nawiedzone?
– A łaziłaś już kiedyś po nawiedzonym polu?
– Kolo – obniżyłam głos. – Wszystkie pola kukurydzy są nawiedzone, to powszechnie znany fakt. – Uniosłam się na łokciach. – Szepty się tam rozchodzą… – Zadrżałam, bo wspomnienie szepczących pól mnie rozwalało. Każdy powinien bać się czegoś takiego.
Uniósł mnie z łóżka i przycisnął do swojego ciała. Czułam, że się śmieje, choć tego nie słyszałam.
– Czy ty przed chwilą zwróciłaś się do mnie per kolo?
– Tak. No i?
Przegarnął dłonią moje włosy.
– A co jest w tym złego? – zapytałam, ale nie odpowiedział od razu.
– Czasu by nam zabrakło, żeby omówić wszystkie wady słowa „kolo”. A mamy ważniejsze sprawy do omówienia. Jeśli jednak zostanę przy tobie chwilę dłużej, nabiorę ochoty na zupełnie inne ćwiczenia, one jednak nie pomogą Shamusowi utrzymać formy.
Musnął wargami moje usta, zamrowiły jeszcze przyjemniej niż skóra głowy pod jego dotykiem.
– Kawa jest w lodówce, młynek w szafie nad ekspresem. Częstuj się, ale nic nie jedz, bo zabieram cię na śniadanie do Dozen.
– Dobra. – Zapatrzyłam się w jego usta.
– Roxie?
– Hm? – Czy on coś mówił? Nie uważałam, jego dolna warga była taka piękna!
– Przyglądaj mi się tak dalej, a wezmę cię po raz kolejny. Ale skoro to ja odwalam większość łóżkowej roboty, będziesz potem musiała zabrać Shamusa na przebieżkę!
Zmrużyłam oczy.
– Ty odwalasz większość roboty?
Uśmiechnął się.
– Czy mam ci przypomnieć, Hanku Nightingale, jak za pierwszym razem nie pozwoliłeś się dotknąć, a za drugim, gdy spróbowałam cię dosiąść, przewróciłeś mnie na plecy?
Znowu mnie pocałował.
– Niczego nie musisz mi przypominać – szepnął, na moment odrywając usta od moich. – Pamiętam każdą sekundę!
Zamilkłam, bo wspomnienie i mnie odebrało oddech.
– Wracam za trzy kwadranse, za godzinkę może. Zaczekaj na mnie, razem się wykąpiemy.
Pokiwałam głową. Gdzieś po niej kołatało się przeświadczenie, że strasznie się rządził, ale nie przeszkadzało mi to.
– Chyba się jeszcze chwilkę zdrzemnę – powiedziałam mu. – Obudź mnie, jak wrócisz.
Przytulił mnie mocniej, gdy to usłyszał, zapadłam się w niego. Chyba tracił motywację do biegania. Spojrzałam w stronę łóżka, przy którym Shamus siedział zniecierpliwiony, z wywalonym językiem, merdając ogonem.
– Pies czeka – poinformowałam Hanka, jakby nie było to dość oczywiste.
Hank nie odrywał ode mnie wzroku. Patrzył intensywnie, prosto w moje oczy, i czułam, że mój oddech staje się coraz płytszy.
– Co jest? – spytałam.
– Ta myśl – rzekł cicho, gładząc mnie po boku – że śpisz w moim łóżku, jest bardzo przyjemna.
Gardło ścisnęła mi przedziwna mieszanka niepokoju i wzruszenia, przerażająca i jednocześnie bardzo podniecająca. Przełknęłam, usiłując pozbyć się tego napięcia, a potem wtuliłam twarz w jego szyję.
– Hank – szepnęłam. – Nie spodoba ci się to, co usłyszysz przy śniadaniu. Proszę cię w imieniu osoby, którą wydaje ci się, że jestem, nie…
– Jesteś СКАЧАТЬ