Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Od pierwszego wejrzenia - Kristen Ashley страница 19

Название: Od pierwszego wejrzenia

Автор: Kristen Ashley

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Rock Chick

isbn: 978-83-287-1438-0

isbn:

СКАЧАТЬ – zażądałam.

      Uśmiechnął się w odpowiedzi.

      – Roxie, daj spokój! Pojedziemy do miasta i rozchodzimy tę kolację, to wszystko.

      Westchnęłam, albo raczej jęknęłam. Chyba mogłam pojechać do miasta, trochę pozwiedzać, rozruszać się. Prawda?

      – No dobra – poddałam się.

      Przysunął się jeszcze i – wierzcie lub nie – potarł nosem o mój nos, a potem spojrzał mi prosto w oczy:

      – Martwić się o bliskość będziesz potem.

      Cholera. Doigrałam się.

***

      Pojechaliśmy tramwajem do miasta i spacerowaliśmy. Początkowo trzymał mnie za rękę, lecz w miarę upływu czasu objął mnie ramieniem.

      Pozwalałam na to wszystko, ponieważ postanowiłam tego wieczoru poudawać kogoś innego. Zdecydowałam, że będę sobą z czasów przed poznaniem Billy’ego, przed podjęciem głupich decyzji, które spieprzyły mi życie. Byłam tą Roxie Giselle Logan, która zasłużyła na świetną randkę z przystojnym Hankiem Nightingale’em. Należało mi się.

      – Jak możesz w ogóle chodzić w takich butach? – zapytał Hank.

      – W koszykówkę potrafię w nich grać – odparłam bez zająknięcia.

      Nie żartowałam. Nosiłam szpile od piątego roku życia, od czasu, kiedy mama kupiła mi takie różowe dziecięce obcasiki.

      – Daj znać, jeśli jednak rozbolą cię nogi.

      No weźcie! Czy on musiał być taki troskliwy i dobry?

      Chociaż był poniedziałkowy wieczór, ulice roiły się od spacerowiczów. Pełne, hałaśliwe bary, restauracje, krzykliwe światła, wszystko tętniło życiem w rozkosznym rozkwicie. Przeszliśmy przez Writer Square i zatrzymaliśmy się na drinka w klubie Wazee Supper.

      Wróciliśmy tą samą trasą i było mi cholernie szkoda, że randka dobiegała końca. Robiło się późno; Hank musiał jutro iść do pracy i ścigać przestępców, a ja… musiałam uporządkować swoje życie.

      Dostrzegłam stojący nieopodal powóz. Uwielbiałam konie! W zasadzie uwielbiałam wszystkie stworzenia porośnięte sierścią.

      – Zaczekaj chwileczkę! – Wyswobodziłam się z objęcia Hanka i podeszłam do woźnicy. – Czy mogę pogłaskać konia? – zapytałam.

      – Pewnie! – odrzekł.

      Położyłam dłoń na miękkim pysku zwierzęcia.

      – Cześć, olbrzymie… – wyszeptałam do niego.

      Szarpnął łbem i posmyrał mnie mięsistymi wargami po szyi. Zachichotałam, bo to strasznie łaskotało.

      – Lubi cię – stwierdził woźnica.

      – Pachnę jedzeniem, pewnie dlatego.

      – No, jeść to on zdecydowanie lubi!

      Nagle Hank odciągnął mnie, więc odwróciłam się i pomachałam w stronę konia, który patrzył za mną, aż zdałam sobie sprawę, że jestem prowadzona do powozu.

      – Co ty wy…

      – Wsiadaj, przejedziemy się.

      Spojrzałam na niego, on na woźnicę.

      – Nie.

      To było za wiele. Najpierw pyszna kolacja, wino, miła rozmowa, potem spacer uliczkami, a teraz przejażdżka bryczką. To było za wiele. Nie zniosłabym tego. Jeszcze nigdy nie jechałam powozem. Chyba nigdy wcześniej nie spotkało mnie nic romantycznego, nie licząc akcji w stylu Bonnie i Clyde’a, które kończyły się świstem kul i kryminalnym smrodem Billy’ego osiadłym na mojej skórze.

      Billy nigdy nie wziął mnie na przejażdżkę. Obiecywał milion romantycznych pierdół, ale nawet nie kupił mi kwiatów. Nigdy. Żaden z moich byłych tego nie zrobił.

      – Co się dzieje? – zapytał Hank, gdy cała zesztywniałam.

      Już to czułam. Nienawidziłam tego, ale to już się działo wbrew mojej woli: poczułam kręcenie w nosie i wiedziałam, że za moment się rozpłaczę.

      Obrócił mnie do siebie i spojrzał na moją drgającą brodę. Cholera! To było upokarzające… Opuściłam głowę. Hank złożył dłoń na mojej szyi, pochylił się, żeby spojrzeć mi w twarz.

      – Jezu, Roxie, co się dzieje?

      – Chodźmy stąd… – szepnęłam.

      – Wszystko dobrze? – zapytał woźnica.

      – Słoneczko… – Poczułam, że Hank mnie obejmuje.

      – Po prostu już chodźmy! – powtórzyłam, ale nie dosłyszał, bo byłam wtulona w jego pierś.

      – Chcesz chusteczkę? – zapytał woźnica.

      Hank uniósł moją głowę, co było dość niefortunne, bo już beczałam na całego. Odwróciłam wzrok, bo jak było powszechnie wiadomo, osoba, która zastała cię w krępującej sytuacji, po prostu znikała, jeśli się jej nie widziało, no nie? Bez słowa otarł moją twarz błękitną bandaną.

      – Nie przejmuj się. – Siorbnęłam nosem. – Ciągle mi się to zdarza.

      Wciąż nic nie mówił.

      – Nawet na reklamach płaczę.

      Milczał.

      – Płaczę za każdym razem, oglądając Czułe słówka, a widziałam to już z dziesięć razy – ciągnęłam.

      Hank wciąż nie wydał z siebie ani dźwięku. Wstrząsnął mną mimowolny szloch.

      – Za każdym razem, gdy Shirley MacLaine robi tę aferę pielęgniarkom o leki dla Debry Winger… – Gardło zawiązało mi się w supeł. – Zawsze mnie to wzrusza.

      – I teraz płaczesz, bo przypomniałaś sobie o tym filmie? – zapytał w końcu Hank.

      Pokręciłam przecząco głową.

      – No to dlaczego płaczesz?

      W końcu odważyłam się unieść na niego wzrok i powiedziałam to głośno, choć przecież wcale nie chciałam:

      – Bo jesteś dla mnie taki miły…

      Przez jego twarz przemknął grymas, którego nie zdołał ukryć. Po chwili jego oczy stały się zupełnie puste. To, co zdążyłam wyczytać, nieźle mnie wystraszyło.

      – A czy ktoś inny był dla ciebie niemiły? СКАЧАТЬ