Manekin trzcinowy. Анатоль Франс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Manekin trzcinowy - Анатоль Франс страница 9

Название: Manekin trzcinowy

Автор: Анатоль Франс

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ pan Bergeret – nie myślałem nawet o niechęci, którą dziekan żywi ku mnie. Ale samo zetknięcie się z człowiekiem pozbawionym wszelkiej wyobraźni mrozi mnie do szpiku kości. Nie myśl o niesprawiedliwości i nienawiści, nawet nie widok cierpień ludzkich naprawdę nas zasmuca. Przeciwnie, cierpienia naszych bliźnich, o ile je nam przedstawią wesoło, pobudzają nas do śmiechu. Ale te dusze głuche, w których nic nie znajduje oddźwięku, te istoty, w których unicestwia się świat, to widok smutny i rozpaczliwy. Obcowanie z panem Torquet jest jedną z największych przykrości mego życia.

      – Mniejsza o to! – rzekł pan Compagnon. – Nasz uniwersytet jest jednym z najświetniejszych we Francji zarówno ze względu na zasłużonych profesorów, jak i na urządzenia sal wykładowych. Tylko laboratoria pozostawiają nieco do życzenia. Ale spodziewać się należy, że połączone usiłowania naszego rektora, tak oddanego tej sprawie, i senatora, tak wpływowego jak pan Laprat-Teulet, i tę lukę wkrótce wygładzą.

      – Należałoby też sobie życzyć – rzekł pan Bergeret – żeby nie wykładano już kursu łaciny w ciemnej, wilgotnej piwnicy.

      Przechodząc placem Św. Eksuperego pan Compagnon wskazał na dom Deniseau.

      – Nie mówi się już o tej jasnowidzącej, która obcowała ze świętą Radegondą i kilkoma innymi świętymi z raju. Czy widzieliście ją, Bergeret? Kiedy była najwięcej w modzie, wprowadził mnie do niej Lacarelle, szef gabinetu prefekta. Siedziała na fotelu z zamkniętymi oczyma, a tuzin wiernych zadawał jej pytania. Pytano, czy zdrowie papieża jest zadowalające, jakie będą skutki przymierza francusko-rosyjskiego, czy uchwalony będzie podatek dochodowy i czy wkrótce wynajdą środek na leczenie suchot. Odpowiadała na wszystko stylem poetycznym, dość biegle. Gdy na mnie przyszła kolej, zadałem jej proste pytanie: „Ile wynosi logarytm 9?”. Czy myślicie, Bergeret, że odpowiedziała: 0,954?

      – Nie, wcale tak nie myślę – odrzekł pan Bergeret.

      – Nic nie odpowiedziała – rzekł pan Compagnon – nic zupełnie. Milczała. Powiedziałem: „Jakże święta Radegonda może nie wiedzieć, ile wynosi logarytm 9? To przecież nie do uwierzenia!”. Byli tam dymisjonowani pułkownicy, księża, starsze damy i lekarze rosyjscy. Byli zdumieni, a nos Lacarelle'a wyciągnął się aż do pępka. Uciekłem wśród ogólnego potępienia.

      Rozmawiając w ten sposób, panowie Compagnon i Bergeret u końca placu spotkali pana Roux, obficie rozrzucającego po mieście swe bilety wizytowe. Miał bowiem dużo znajomych.

      – Oto mój najlepszy uczeń – rzekł pan Bergeret.

      – Wygląda na tęgiego chłopa – rzekł pan Compagnon, który cenił siłę. – Czemuż u licha studiuje łacinę?

      Na to pan Bergeret, dotknięty, zapytał profesora matematyki, czy sądzi, że studia języków klasycznych mają być wyłącznie udziałem kalek, ludzi wątłych i słabych.

      Lecz pan Roux, kłaniając się obu profesorom, ukazywał już w uśmiechu swe wilcze zęby. Był zadowolony. W swej genialnej przenikliwości odkrył tajemnicę wojskowego rzemiosła, co przyniosło mu nową korzyść. Pan Roux tegoż rana właśnie otrzymał dwutygodniowy urlop dla leczenia pewnego nieokreślonego i mało dającego się odczuwać bólu w kolanie.

      – Szczęśliwy człowiek! – zawołał pan Bergeret. – Żeby oszukiwać, nawet kłamać nie potrzebuje. – Potem zwracając się do pana Compagnon dodał: – Pan Roux, mój uczeń, jest nadzieją metryki łacińskiej. Ale przez dziwny kontrast młody ten humanista, tak ściśle rozmierzający wiersze Horacego i Katullusa, sam po francusku pisze wiersze, których nie skanduje regularnie. Nie mogę, wyznaję to, uchwycić ich nieokreślonego rytmu. Słowem, pan Roux pisze białym wierszem.

      – Doprawdy? – rzekł uprzejmie pan Compagnon.

      Pan Bergeret, który ciekaw był wiedzy i lubił nowości, poprosił pana Roux, żeby zadeklamował najświeższy, nieznany jeszcze ogółowi swój poemat Metamorfoza nimfy.

      – Posłuchajmy, co to jest – rzekł pan Compagnon. – Przejdę na lewą stronę, żeby do pana zwrócić zdrowe ucho, na drugie źle słyszę.

      Pan Roux zaczął deklamować Metamorfozę nimfy głosem wolnym, przeciągłym i śpiewnym. Mówił, a wiersze jego chwilami głuszył i przecinał turkot wozów:

      Nimfa blada

      Całą siłą swych ramion

      I prężnych bioder

      Przez wodę

      Wzdłuż łagodnego brzegu,

      Wzdłuż wyspy, z której wierzby szarawe

      Rzucają na nią strój cieni

      Zieleni,

      Ucieka.

      Dalej ukazał w kalejdoskopowo zmieniających się obrazach:

      Zielenią ujęte wody,

      Przy nich gospody

      I tłuszczów smacznych wonie.

      Nimfa wymyka się, niespokojna i zmieszana. Zbliża się do miasta; tu metamorfoza się dokonywa21.

      Twardy kamień wybrzeża biodra jej rozrywa,

      Na piersi białej jeży się włos szorstki

      I w czarnym węglu, którym mgła ocieka,

      Nimfa tragarzem się staje,

      Co w krociach tłumoków

      Węgiel nosi do doków.

      Potem poeta opiewa rzekę przerzynającą miasto:

      I rzeka odtąd grodzka, historyczna,

      Opiewana w annałach i kronikach sławy

      Dziejowej,

      Od szarych głazów staje się poważna

      I nawet smutna.

      Ciecze pod cieniem potężnych bazylik,

      Gdzie dotąd jeszcze Adalbertów widma

      Błądzą w krużgankach.

      Bezimiennych topielców biskup nie rozgrzesza,

      Ich zwłoki bezimienne, wzdęte,

      Przeklęte

      Płyną wśród wysp, co legły jak łodzie,

      Gdzie zamiast masztów kominy się wznoszą.

      Stań u wybrzeża. Tam w pudle przekupnia

      Niejeden szpargał od wieków zgryziony,

      Na który liściem zwiędłym sypią klony,

      Znajdziesz! A może jakie cenne pismo

      Wpadnie ci w ręce

      I poznasz władzę tajemniczych runów

      I czarnoksięskich znaków wyrytych na stali.

      – Bardzo to piękne – rzekł pan Compagnon. Profesor Compagnon lubił literaturę, ale na skutek braku wprawy nie umiał odróżnić wiersza Racine'a od wiersza Mallarmégo.

      A pan Bergeret pomyślał: „Czyżby to jednak było arcydzieło?”.

      I z obawy, by nie ubliżyć nieznanemu pięknu, uścisnął w milczeniu rękę poety.

      V

      Wychodząc СКАЧАТЬ



<p>21</p>

dokonywa się – dziś raczej: dokonuje się. [przypis edytorski]