Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty. Jack Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty - Jack Campbell страница 6

Название: Przestrzeń Zewnętrzna 4. Nieugięty

Автор: Jack Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия: Przestrzeń zewnętrzna

isbn: 9788379645183

isbn:

СКАЧАТЬ bywa nieznośny? Rozrabia od czasu do czasu?

      – Nie – zaprzeczył Geary.

      – Zatem to chyba jednak nie mój krewniak. Proszę, powiedzcie nam coś więcej o Enigmach!

      W czasie posiłku miejscowi słuchali z uwagą, gdy Geary, być może po raz dziesiąty od chwili przybycia na Starą Ziemię, opisywał te strzępy wiedzy, jakie ludzie posiedli na temat Obcych. Tak rozmowa zeszła na Tancerzy, a potem na Zeków, trzecią z odkrytych cywilizacji, czyli prostolinijnych ekspansjonistów o skłonnościach samobójczych.

      – Wiele pani widziała pośród gwiazd. A jak podoba się pani pobyt na Ziemi? – zapytała w końcu lady Vitali, kierując te słowa do Tani.

      Desjani odczekała tym razem kilka sekund, jakby chciała mieć pewność, że udzieli przemyślanej odpowiedzi, którą nikogo nie urazi, po czym skinęła głową.

      – Lubiłam czytać o miejscach z legend, nigdy jednak nie przypuszczałam, że jedno z nich zobaczę na własne oczy.

      – Co podobało się pani najbardziej?

      – Pomnik tej kobiety. Joanny. Gdy na nią patrzyłam, odnosiłam wrażenie, że mogła być jednym z moich przodków.

      – Joanna D’Arc? Mogła pani trafić gorzej. Ja wyobrażam sobie czasem, że moim przodkiem był lord Nelson. Na szczęście dla nas i dla nich, żyli w zupełnie innych epokach, więc nie mogli ze sobą walczyć. – Lady Vitali spoważniała. – Lubimy myśleć, że udało nam się wyrosnąć z wojen, ale to niestety nieprawda. Jedyne, co zdołaliśmy osiągnąć, to zduszenie zarzewi konfliktów poprzez rozbudowaną biurokrację.

      – Może to ostatnia nadzieja ludzkości – zauważył Geary.

      – Nie. Nigdy w to nie uwierzę. Pozbyliśmy się agresywnych ludzi, wysyłając ich do gwiazd. Utrudniliśmy rozpoczynanie wojen, ale jedyne, co nam się udało, to wyeksportować wojny w przestrzeń międzygwiezdną.

      – Czy dlatego niektórzy z was patrzą na nas jak na barbarzyńców? – zapytała Desjani.

      – Oczywiście. Podziwiamy panią za to, w jaki sposób poradziła sobie pani z tymi durniami nazywającymi siebie Tarczą Słońca, ale... niepokoimy się jednocześnie. Nie chcemy, byście sprowadzili na nas ponownie widmo wojny, którą żyliście.

      – Jutro odlatujemy – zapewnił ją Geary.

      Jeszcze dzień i wrócą do nie będącej wojną – przynajmniej z technicznego punktu widzenia – agresji ze strony Światów Syndykatu, do spisków trawiących skrycie Sojusz i do zagrożeń, jakie nadal stanowią Enigmowie i Zekowie.

      – Jesteście naszymi dziećmi – odezwał się chrapliwym głosem jeden ze starców. – Posłaliśmy was do gwiazd, potem zostawiliśmy tam na pastwę losu, ponieważ musieliśmy toczyć kolejne wojenki w obrębie własnego systemu. Mieliśmy nadzieję, że zrozumiecie to, czego my nie zdołaliśmy pojąć; że wrócicie któregoś dnia, by zdradzić nam sekret życia w pokoju. Ale jak moglibyście okazać się lepsi od swoich matek i ojców? Jesteście naszymi dziećmi – powtórzył, po czym pociągnął długi łyk wina.

      – My szukamy mądrości u naszych przodków – wyjaśniła Desjani.

      – Tu jej z pewnością nie znajdziecie – odparł mężczyzna, odstawiając pusty kieliszek. – Nie jesteśmy mądrzy, tylko zmęczeni. Może gdzieś tam, daleko stąd, kryją się odpowiedzi na dręczące was pytania. Może ci Tancerze znają sekret.

      Geary nie przypuszczał, by to była prawda, ponieważ pamiętał doskonale, jak skomplikowane są systemy obrony terytoriów zamieszkiwanych przez pająkowilki, ale i tak przytaknął rozmówcy.

      – To możliwe. Na pewno nie spoczniemy i kto wie, może kiedyś znajdziemy odpowiedź.

      – Na pewno to nie spoczniemy, zanim nie usuniemy każdej przeszkody na drodze ludzkości do osiągnięcia pokoju – wyszeptała Tania tak cicho, że tylko Geary ją usłyszał.

      John nie miał bladego pojęcia, ile godzin upłynęło do momentu, gdy on i jego żona mogli się wreszcie pożegnać i wrócić do pokojów. Było już na tyle późno, że na niebie Starej Ziemi zalśniły wszystkie znane konstelacje.

      Zamierzali wykorzystać do maksimum tę ostatnią noc, więc teraz, gdy wypełnili już wszystkie obowiązki spoczywające na gościach, mogli choć na kilka godzin przestać być przełożonym i podwładną. Po powrocie na Nieulękłego znów będą musieli zapomnieć o małżeństwie i wiążących się z nim chwilach romantyzmu. Gospodarze przygotowali dla nich dwa osobne apartamenty, ale oboje udali się do sypialni Johna. Tania uśmiechnęła się do niego, ledwie drzwi za jej plecami zostały domknięte.

      – Chodź do mnie, admirale.

      Ten plan, podobnie jak większość poprzednich, nie zdołał przetrwać konfrontacji z rzeczywistością. Ledwie ich wargi zetknęły się w pocałunku, ktoś zapukał do drzwi, niby delikatnie, ale też natarczywie.

      – Oby to było coś ważnego – warknęła Tania.

      Geary otwierał drzwi, myśląc o tym samym.

      W progu stała lady Vitali. Gdy opuszczali jadalnię zaledwie kilka minut wcześniej, wyglądała na zdrowo podchmieloną. Teraz jednak spoglądała na nich wyjątkowo trzeźwym wzrokiem.

      – Proszę mi wybaczyć to najście. Spośród wielu wynalazków, jakie wszechświat zawdzięcza Ziemi, są też tak zwani skrytobójcy. Kilku z nich zmierza właśnie w kierunku waszych apartamentów.

      Po wielu zaskoczeniach na polu walki umysł Geary’ego potrzebował ułamków sekundy na zrozumienie, o czym mówi Vitali.

      – Skrytobójcy? My jesteśmy ich celem?

      – Tak sądzę. A raczej tak twierdzą moje źródła, a ja im ufam. Te informacje, niestety, dotarły do mnie dosłownie przed momentem. Skontaktowałam się już z przyjaciółmi, którzy dysponują własnym wahadłowcem. Możecie wrócić nim na swój okręt. Maszyna pojawi się tutaj za mniej więcej kwadrans.

      Admirał poczuł nagle dziwny chłód, jakby instynkt go ostrzegał.

      – Bez urazy, ale dlaczego mielibyśmy zaufać akurat pani?

      – Powiedziano mi, że w razie jakichkolwiek wątpliwości powinnam wymienić nazwisko Anna Cresida.

      Tania potaknęła, gdy zerknął na nią. Anna Cresida, nazwisko dobrej przyjaciółki oraz fałszywe imię – tak właśnie wyglądał kod ustalony z oficerami Nieulękłego, na wypadek gdyby zaszła konieczność weryfikacji przesłanych na Starą Ziemię informacji wielkiej wagi. Albo ostrzeżenia przed zagrożeniem.

      – Kto podał pani to nazwisko? – zapytał Geary.

      – To długa historia, a my nie mamy czasu na gadanie, admirale. Wątpię także, czy ujawnienie tej osoby cokolwiek zmieni, jeśli nie przekonało pana samo hasło.

      – Ona ma rację – wtrąciła Desjani. – Właśnie skontaktowałam СКАЧАТЬ