Winny jest zawsze mąż. Michele Campbell
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Winny jest zawsze mąż - Michele Campbell страница 5

Название: Winny jest zawsze mąż

Автор: Michele Campbell

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788308067833

isbn:

СКАЧАТЬ Nowy wygląd dodał jej odwagi. Czy można było tę odwagę wykorzystać lepiej niż na flirt z chłopakami z bractw?

      Kate zrobiła listę imprez, które uszeregowała pod względem prestiżu. Było ważne, żeby pojawić się na tych pierwszoligowych.

      – Męskie bractwa rządzą życiem towarzyskim kampusu – tłumaczyła, gdy kluczyły między kałużami. – Kiedy wiosną zgłosicie się do jakiegoś żeńskiego klubu, męskie przekażą mu swoje opinie na wasz temat. Dla mnie to nie ma znaczenia, bo mogę się dostać, gdzie zechcę. Wy nie macie znajomości, więc wszystko zależy od tego, czy faceci uznają, że jesteście fajne i potraficie się bawić na imprezach.

      – Daj spokój, który mamy rok? Pięćdziesiąty czwarty? – spytała Jenny.

      – W pięćdziesiątym czwartym w Carlisle nie studiowały kobiety – stwierdziła Kate.

      – Właśnie. Jesteś zacofana, Kate. Jeśli będę chciała dołączyć do żeńskiego klubu, choć wcale nie jestem tego taka pewna, to tylko po to, żeby nawiązać odpowiednie znajomości. Mam gdzieś, co o mnie myśli jakiś skretyniały pajac z bractwa.

      – Nie słuchaj jej. Zepsuje ci zabawę – ostrzegła Kate.

      – Też mi zabawa – rzekła Jenny. – Pójść na imprezę, z której wychodzisz upaprana płynami fizjologicznymi.

      – Jak dla mnie brzmi świetnie – powiedziała Kate.

      Dotarły w drugi koniec dziedzińca i przeszły przez wspólną jadalnię Eastman Commons, gdzie wciąż pachniało podaną na obiad kiszoną kapustą. Po drugiej stronie budynku biegła Dunsmore Avenue, szeroka aleja łącząca Główny Dziedziniec z Dziedzińcem Naukowym, otwarta dla ruchu drogowego. Na chodnikach pełno było hałaśliwych, pijanych studentów kierujących się ku Alei Bractw. Na rogu Livingston Street – bo tak oficjalnie się nazywała – tłum zgęstniał. Studenci ignorowali czerwone światło i przechodzili między samochodami, żeby szybciej dotrzeć na imprezy. Trąbiącym kierowcom pokazywali środkowe palce i rzucali wyzwiska. Kate zeszła z chodnika, pociągając za sobą Jenny.

      – Nie zachowuj się jak kujonka. – Przebiegły przez skrzyżowanie, ze śmiechem omijając samochody.

      – Myślisz, że nigdy nie przechodziłam w ten sposób przez jezdnię? – rzuciła Jenny, kiedy znalazły się po drugiej stronie. Wszystkie były zdyszane.

      – Tak właśnie myślę – odparła Kate.

      – I pewnie jeszcze, że jestem dziewicą.

      – A nie jesteś?

      – N i e – odpowiedziała Jenny. – Poza tym to nie twoja sprawa.

      – Jestem twoją współlokatorką, to j e s t moja sprawa – rzekła Kate. – W każdym razie to ty zaczęłaś temat. Niech zgadnę: jakiś mormoński społecznik z obozu dla liderów, wysoki, chudy, w okularach?

      – Mormoni nie uprawiają seksu przedmałżeńskiego – wtrąciła Aubrey. – Wiem, bo w Nevadzie jest ich wielu.

      – To był chłopak z liceum – powiedziała Jenny. – Gra w hokeja – dodała, żeby zrobić na Kate wrażenie.

      – Serio? Hokeista? Niemożliwe! Nigdy o nim nie wspominałaś.

      – Niewiele ci opowiadałam o swoim życiu.

      – Gdzie go ukrywasz? Chcę zobaczyć zdjęcie. Mów, ale już!

      – Po skończeniu szkoły uznaliśmy, że odpuszczamy. Wiesz, damy sobie trochę przestrzeni.

      – To wspaniałomyślne z twojej strony. Jeśli to zależy ode mnie, żaden chłopak mnie nie zostawia. Prędzej umiera z żalu.

      Aubrey poczuła ulgę, kiedy tłum tak się zagęścił, że musiały przerwać rozmowę, by przecisnąć się dalej. Kate pewnie w następnej kolejności zaczęłaby wypytywać ją, a ona nie miała ochoty się przyznawać, że jest jedyną dziewicą wśród nich. I tak wszystko, co dotąd robiła i mówiła, okazywało się niewłaściwe.

      Kate poprowadziła je ku domowi bractwa Sigma Sigma Kappa, w którym podobno urządzano najlepsze imprezy przy Alei Bractw. Biała jak weselny tort rezydencja ΣΣΚ z portykiem i eleganckimi balkonami była największą i najpiękniejszą ze wszystkich wielkich i pięknych siedzib bractw przy Livingston Street. Wiadomo było, że rezyduje tam elita, do której należą najbogatsi studenci, posiadacze najlepszych samochodów, ubrań i znajomości, którzy najprawdopodobniej po studiach dostaną pracę w bankach, co czyniło ich odpowiednimi kandydatami na mężów. Uważano ich także za najprzystojniejszych, chociaż kulturyści z Delta Kappa Gamma deptali im po piętach. Kate twierdziła, że to kwestia gustu – każdego da się przelecieć, tyle że z innego powodu.

      Na trawniku przed domem ΣΣΚ roiło się od wystrojonych dziewczyn czekających przed czerwonym aksamitnym sznurem, by wejść na imprezę. Wzdłuż liny przechadzali się faceci w kolorowych spodenkach i koszulkach, rozdający czerwone plastikowe kubki. Czasem wybierali z kolejki jakąś dziewczynę, wywołując wśród pozostałych chór okrzyków „Wybierz mnie!”.

      – To obrzydliwe – powiedziała Jenny.

      – Wyluzujesz wreszcie? Czekajcie, widzę znajomego z Odell. Sprawdzę, co da się zrobić, żeby wpakować nas do środka – oznajmiła Kate i ruszyła w stronę niskiego, dobrze zbudowanego chłopaka z idealnie ułożonymi jasnymi włosami. Miał na sobie różowe szorty i granatowy blezer, jakby właśnie zszedł z jachtu.

      Odell Academy była ekstrawagancką szkołą z internatem, którą ukończyła Kate. Przez kilka ostatnich dni Aubrey dowiedziała się więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić, na temat prywatnych szkół na Wschodnim Wybrzeżu, których absolwenci rządzili w Eastman Commons. Dzieciaki z tych szkół były piękne, miały idealną cerę, modne ubrania i ładne fryzury, a przy tym cechowała je hałaśliwa pewność siebie. Panowała wśród nich ustalona hierarchia. Na szczycie stały szkoły z internatem, takie jak Exeter, St. Paul’s, Andover i Odell. Lista była długa; Aubrey nie znała jeszcze wszystkich nazw, ale zamierzała je poznać. Następne w kolejności były prestiżowe szkoły z Nowego Jorku i Dystryktu Kolumbii oraz z Filadelfii i Bostonu. Wszyscy uczniowie prywatnych liceów się znali, przynajmniej z widzenia. A może tylko sprawiali takie wrażenie, bo ubierali się i zachowywali zgodnie z tajemniczymi wspólnymi zasadami, z których istnienia Aubrey dopiero zaczynała zdawać sobie sprawę. Jasne, były też dzieciaki ze szkół publicznych, ale one się nie liczyły. Absolwenci Stuyvesant i Bronx Science stworzyli własną mizerną i raczej omijaną przez innych nowojorską klikę, której ludzie nawet trochę się bali, ale nie zapraszali jej na imprezy. Były też osoby takie jak Jenny, które do czegoś dążyły, wszystko miały przemyślane i udawały, że nie są zainteresowane innymi sprawami. Jednak Aubrey potrafiła przejrzeć tę pozę i sama nie zachowywała się w ten sposób. Kate i jej przyjaciele stanowili kwintesencję Carlisle; Aubrey wolała włóczyć się za nimi na doczepkę i zbierać po nich resztki, niż zostać na lodzie.

      Kate objęła i ucałowała chłopaka w różowych szortach. Po chwili odwróciła się i skinęła na Aubrey i Jenny.

      – Uśmiechnij СКАЧАТЬ