Żelazne Rządy . Морган Райс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Żelazne Rządy - Морган Райс страница 7

СКАЧАТЬ człowiekiem. Jest królem naszego ludu odkąd był w moim wieku. Jego zbliżająca się śmierć odmieni naszą wyspę na zawsze.

      – A reszta twej rodziny?

      Erec wahał się przez długą chwilę. W końcu skinął głową.

      – Mam siostrę… i brata – zawahał się. – Siostra moja i ja byliśmy sobie bardzo bliscy, gdyśmy dorastali. Lecz muszę cię przestrzec, iż łatwo można wzbudzić jej zazdrość. Nieufnie podchodzi do obcych i niechętnie wita nowe osoby w rodzie. A brat mój… – Erec zamilkł.

      Alistair trąciła go delikatnie.

      – O co chodzi?

      – Nie spotkasz nigdy świetniejszego wojownika. Lecz jest mym młodszym bratem i zawsze rywalizował ze mną. Ja zawsze widziałem w nim brata, a on we mnie rywala, kogoś, kto jest mu przeszkodą. Nie wiem dlaczego, lecz tak po prostu jest. Żałuję, że nie jesteśmy sobie bliżsi.

      Alistair spojrzała na niego zaskoczona. Nie pojmowała, jak ktokolwiek mógł nie spoglądać na Ereca z miłością.

      – Czy teraz nadal tak jest? – spytała.

      Erec wzruszył ramionami.

      – Nie widziałem ich odkąd byłem dzieckiem. Po raz pierwszy powracam do ojczyzny; przeszło niemal trzydzieści cykli słonecznych. Nie wiem, czego się spodziewać. Jestem teraz bardziej człowiekiem z Kręgu. A jednak jeśli mój ojciec umrze… Jestem najstarszy. Lud będzie oczekiwał, że obejmę tron.

      Alistair milczała, rozmyślając, nie chcąc go ponaglać.

      – Czy tak właśnie zamierzasz postąpić?

      Erec wzruszył ramionami.

      – Nie pragnę tego. Lecz jeśli taka jest wola mego ojca… Nie będę mógł odmówić.

      Alistair przyjrzała się mu uważnie.

      – Darzysz go wielkim uczuciem.

      Erec skinął głową. Alistair widziała, jak jego oczy błyszczą w świetle gwiazd.

      – Modlę się jedynie, by nasz okręt przybił do brzegu, nim umrze.

      Alistair zamyśliła się nad jego słowami.

      – A twa matka? – zapytała. – Czy zapała do mnie sympatią?

      Erec uśmiechnął się szeroko.

      – Jak do własnej córki – powiedział. – Gdyż ujrzy, jak bardzo cię kocham.

      Pocałowali się i Alistair oparła się na jego piersi. Spojrzała w niebo, wyciągnęła dłoń i ujęła rękę Ereca.

      – Pamiętaj o jednym, moja pani. Kocham cię. Ciebie nade wszystkich. Jedynie to ma znaczenie. Moi ludzie wyprawią nam najwspanialsze zaślubiny, jakie widziały Wyspy Południowe; urządzą wszelakie zabawy. Wszyscy ukochają cię i przyjmą.

      Alistair utkwiła wzrok w gwiazdach, ściskając mocno rękę Ereca, i popadła w zadumę. Nie wątpiła w uczucie, którym ją darzył, lecz zamyśliła się nad jego ludem, ludem, który on sam ledwie znał. Czy przyjmą ją tak, jak się tego spodziewał? Nie była tego wcale pewna.

      Nagle Alistair usłyszała odgłos ciężkich kroków. Obejrzała się i spostrzegła, jak jeden z członków załogi podchodzi do relingu, unosi ponad głową sporą martwą rybę i wyrzuca ją za burtę. W dole rozległ się delikatny plusk, a wkrótce większy, gdy inna ryba wyskoczyła ponad powierzchnię i pożarła pierwszą.

      Wtem pod wodą rozległ się przeraźliwy dźwięk, niby jęki lub płacz, któremu towarzyszył kolejny dźwięk rozbryzgiwanej wody.

      Alistair przeniosła wzrok na marynarza, nieprzyjemnego mężczyznę, nieogolonego, w łachmanach, który wychylał się za krawędź, szczerząc się jak prostak. Brakowało mu kilku zębów. Obrócił się i spojrzał wprost na nią, a twarz jego była okrutna, groteskowa w świetle gwiazd. Gdy patrzyła na niego, Alistair ogarnęło złe przeczucie.

      – Co wyrzuciłeś za burtę? – spytał Erec.

      – Flaki ryby simki – odparł.

      – Ale czemu?

      – To trucizna – odrzekł, szczerząc się. – Która ryba to zje, zdycha od razu.

      Alistair spojrzała na niego przerażona.

      – Ale dlaczego chcesz zabić ryby?

      Mężczyzna uśmiechnął się szerzej.

      – Lubię patrzeć, jak umierają. Lubię słuchać, jak piszczą i jak unoszą się na powierzchni brzuchami do góry. Raduje mnie to.

      Mężczyzna odwrócił się i ruszył powoli z powrotem w kierunku załogi, a Alistair spoglądała za nim. Aż ciarki przeszły jej po plecach.

      – Co się stało? – spytał ją Erec.

      Alistair odwróciła wzrok i potrząsnęła głową, próbując odegnać to uczucie. Ono jednak nie chciało zniknąć; było to okropne przeczucie, nie była pewna skąd się brało.

      – Nic, panie – powiedziała.

      Ułożyła się znów w jego ramionach, próbując wmówić sobie, że wszystko jest w porządku. W głębi serca wiedziała jednak, że wcale tak nie było.

*

      Erec przebudził się w nocy, czując jak statek kołysze się powoli w górę i w dół, i poznał natychmiast, że coś jest nie tak. Podpowiadał mu to wojownik wewnątrz niego, cząstka niego, która zawsze ostrzegała go na chwilę przed tym, nim stało się coś złego. Zawsze miał ten zmysł, odkąd był chłopcem.

      Podniósł się raptownie, czujny, i rozejrzał wokoło. Odwrócił się i ujrzał, iż Alistair śpi spokojnie obok niego. Było wciąż ciemno, statek kołysał się na falach, lecz coś było nie tak. Rozejrzał się dokładnie dokoła, lecz nie spostrzegł nic, co mogłoby go zaniepokoić.

      Zastanawiał się, jakie niebezpieczeństwo może czaić się tutaj, na tym odludziu? Czy był to tylko sen?

      Zawierzając swemu instynktowi, Erec sięgnął w dół po miecz. Lecz nim zdążył chwycić za rękojeść, poczuł nagle, jak ciężka sieć oplata jego ciało, przykrywa go. Spleciona była z najcięższego sznura, z jakim kiedykolwiek się zetknął, niemal tak ciężkiego, że zdołałby zmiażdżyć człowieka. Opadła na niego cała, oplatając ciasno.

      Nim zdołał zareagować, poczuł, jak unosi się do góry, pochwycony jak zwierz w sieć, która zacisnęła się wokół niego tak ciasno, że nie mógł się nawet poruszyć. Ramiona, ręce, nadgarstki i stopy miał ściśnięte, przyciągnięte razem. Unosił się coraz wyżej i wyżej, aż znalazł się dobre dwadzieścia stóp nad pokładem, wisząc jak zwierz schwytany w pułapkę.

      Erecowi serce tłukło się w piersi, gdy próbował pojąć, co się dzieje. Spojrzał w dół i ujrzał, że Alistair budzi się.

      – Alistair! СКАЧАТЬ