Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 13

Название: Nasze małe kłamstwa

Автор: Sue Watson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-8075-703-5

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      W ciągu naszego małżeństwa wyrobiłam w sobie instynkt, jeśli chodzi o przyjaciółki Simona. Z pozoru dana kobieta może być koleżanką z pracy albo znajomą, czyjąś inną żoną, ale czasem ja dostrzegam w niej potencjalną kochankę, może nawet utrzymankę. Przyjaciółka czy wróg? Nie jestem jeszcze do końca pewna, kim jest Caroline, ale zdecydowanie bardzo mnie ona niepokoi. Będą z nią problemy.

      Wreszcie Caroline uprzejmie się żegna i odchodzi. To bardzo niewygodna dynamika trójkąta, gdy dwoje ludzi zna się dość dobrze, a trzecia osoba jest zaledwie biernym obserwatorem. Ale kto jest tym obserwatorem – ona czy ja?

      – Nie wiedziałam, że mieszka w okolicy. – Wyrywa mi się już później, kiedy w dość niemiłym nastroju ruszamy do kasy, w towarzystwie naszego stadka. Dotykam ramienia Simona, daremnie próbując w ten sposób jednocześnie ustalić przynależność i osłodzić oskarżycielską nutę, którą słyszę w swoim głosie.

      – Przykro mi, że tego nie wiedziałaś, ale nie zdawałem sobie sprawy, że muszę cię informować o adresach zamieszkania wszystkich moich kolegów z pracy – odpowiada z rozdrażnieniem, nie patrząc na mnie.

      Czuję gwałtowne ukłucie w sercu. Lekkość ostatnich kilku dni zniknęła. Cała radość, której doświadczałam od wieczoru z pizzą, pękła niczym stara zużyta gumka. Dlaczego nigdy nic mnie nie zadowala? Dlaczego muszę wszystko niszczyć tymi swoimi głupimi, wiedzionymi zazdrością pytaniami? Jestem taką małostkową idiotką… Dlaczego nie mogę się od tego wszystkiego uwolnić? Ale z drugiej strony, jak mogłabym, po tym, co się wydarzyło?

      Kolejka stoi w miejscu, chłopcy narzekają, ponieważ zgłodnieli, a oświetlona ekranem telefonu twarz Sophie ściągnięta jest w grymasie smutku. Nie mam pojęcia, co ją tak martwi. Kiedyś, dawno temu, mogłam po prostu przykleić plaster na kolanie, pocałować na wyzdrowienie, zabrać ją na ciastko i wszystko było dobrze, ale teraz, kiedy dorosła, czuję, jakby pojawiła się między nami przepaść i czasem Sophie wydaje się być nieosiągalna. Mam wystarczająco roboty z pozostałą dwójką (która teraz znów bije się przy kasie), ale są chwile, kiedy Sophie wydaje się  taka zagubiona i czuję, że muszę jej pomóc na powrót się odnaleźć.

      Przywołuję chłopców, chcąc przegrupować całą rodzinę, zgromadzić ją wokół siebie.

      Bezpieczeństwo w grupie.

      Może i jestem zdradzaną żoną, ale przede wszystkim jestem mamą i moje zmysły są wyczulone na nastroje rodziny. Spoglądam na dzieci, kiedy stoimy w kolejce. Są dla mnie wszystkim i będę walczyła na śmierć i życie o ich szczęście i bezpieczeństwo. Tak jak większość matek, absorbuję ich żale i krzywdy, rozczarowania i miłości (Charlie nienawidzi przegrywać, kocha futbol oraz chipsy, Alphie nienawidzi sportu, kocha słodycz maltesersów i dinozaury, a Sophie… co lub kogo kocha Sophie? Myślę, że nienawidzi jeść, ale kocha Lanę Del Rey i… zgaduję, że również Josha z lekcji francuskiego, sądząc po tym, jak często słyszę jego imię). Każda radość, każda nagroda, każda raniąca uwaga – prawdopodobnie odczuwam je znacznie mocniej niż oni. Moja rodzina wsiąka we mnie jak w gąbkę i nie chciałabym, żeby cokolwiek się zmieniło.

      Spoglądam na Simona niezwracającego uwagi na dzieci i zastanawiam się, czy myśli teraz o niej. Mam ochotę przerwać mu te rozmyślania.

      – Cóż za zbieg okoliczności, że spotkaliśmy tu Caroline. – Nie umiem zostawić sprawy w spokoju. Muszę dokonać biopsji, powęszyć, żeby dowiedzieć się, jak niebezpieczna jest Caroline.

      – Dlaczego? – Spogląda na mnie, oczekując odpowiedzi. Intensywność jego głosu sprawia, że czuję się nieprzyjemnie. Natychmiast żałuję, że w ogóle się odezwałam i mocuję się z odpowiedzią.

      – Dlatego, że dopiero co o niej wspomniałeś poprzedniego dnia i… my też tu mieszkamy.

      – Zbieg okoliczności? Przypadek, że dwoje kolegów z pracy jednocześnie mieszka w tym samym rejonie? Skoro tak mówisz, Marianne.

      Ostry ton jego głosu uderza mnie i jestem zła na siebie za to, że doprowadziłam do zmiany jego nastroju. Przyjechaliśmy tutaj tylko dlatego, że zapomniałam kupić pieprzonych cytryn do cholernego okonia morskiego. Gdybym o nich pamiętała i kupiła je od razu, nigdy nie musielibyśmy jechać do Waitrose. A gdybyśmy nie musieli jechać do Waitrose, nigdy byśmy nie wpadli na Caroline i nie zrujnowałabym (potencjalnie) weekendu, wypytując Simona o to, gdzie ona mieszka. Spoglądam na niego w poszukiwaniu wskazówki. Wpatruje się we mnie intensywnie, jakby potrafił czytać w moich myślach.

      – Dobrze się czujesz? – mamroczę, wiedząc, że jest odwrotnie.

      – Ja tak, ale ty najwyraźniej nie. Musisz się uspokoić i przestać popadać w paranoję wyłącznie dlatego, że kobieta, z którą pracuję, przypadkiem robi zakupy w tym samym supermarkecie – syczy zjadliwie.

      – Przepraszam, nie miałam na myśli… niczego. – Oboje jednak wiemy, że to nieprawda. Teraz naprawdę go wkurzyłam, a to ostatnia rzecz, której chciałam.

      Do niedawna sądziliśmy, że udało się nam pokonać nasze problemy i przy pomocy specjalistów wreszcie wzięłam pod kontrolę moje obsesyjne, irracjonalne zachowanie. Ale nie – nadal wyobrażam sobie najróżniejsze idiotyzmy i nienawidzę siebie za niszczenie każdej wspaniałej chwili moimi niczym nieuzasadnionymi podejrzeniami.

      – Przepraszam, jestem idiotką – mówię znowu, z nadzieją, że sprawiłam wrażenie normalnej osoby.

      Nie jestem szalona. Proszę, nie myśl, że jestem. Obiecuję, że już nigdy o niej nie wspomnę.

      Spoglądam w dół, do metalowego koszyka, koncentrując się na jego mizernej zawartości – czterech cytrynach, magazynie o dinozaurach i najnowszym wydaniu „Match”. Co by na taki widok powiedziała moja terapeutka? Pewnie zwiększyłaby mi dawkę leków i wsadziła mnie do wariatkowa. On tylko wpadł przypadkiem na swoją znajomą z pracy, a Marianne od razu założyła, że uprawiają seks.

      Zamieszanie w kolejce przed nami wytrąca mnie z tej dogadzającej mi zadumy. Dostrzegam dwójkę dzieci pełzających na brzuchach pomiędzy nogami klientów. Przez chwilę czuję triumf, że to nie ja jestem ich rodzicem – a potem zdaję sobie sprawę, że jednak jestem.

      Simon pochyla się, stuka Charliego po plecach i łagodnie mówi obu chłopcom, żeby „wstali i przestali zachowywać się nierozsądnie”. Robi to oczywiście z błyskiem w oku, który nie umyka uwagi kasjerki. Kobieta chichocze, a Simon wywraca dobrotliwie oczami.

      – Podobno są w dżungli – wyjaśnia. Łagodny ton, elegancki akcent, przystojna twarz, urok ociekający prosto na ladę. Simon jest nie do odparcia. Mam wrażenie, że zaczynam błyszczeć, kiedy spogląda na mnie, nadal z uśmiechem i mówi przy wszystkich: – Kochanie, naprawdę musimy założyć im mostek linowy w ogrodzie.

      Promienieję, widząc, jak inne kobiety w kolejce spoglądają z zazdrością na tego fantastycznego męża i ojca, którego żoną jestem. Simon mógłby być z kimkolwiek, ale wybrał mnie.

      – Oglądają zbyt wiele nieodpowiednich programów w telewizji – mruczy do mnie, kiedy już jesteśmy na zewnątrz. Cały jego urok znika wraz z przekroczeniem progu sklepu. Chłopcy СКАЧАТЬ