.
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 4

Название:

Автор:

Издательство:

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ w kieszeniach wychodzi przez dwuskrzydłowe drzwi. Marszczę brwi. Drink z szefem – czy to dobry pomysł?

      Potrząsam głową. Najpierw czeka mnie wieczór z Christianem Greyem. Jak ja sobie z tym poradzę? Pospiesznie udaję się do toalety na ostatnie poprawki.

      Staję przed dużym lustrem i przyglądam się uważnie swojej twarzy. Blada jak zawsze, a jeszcze mam ciemne sińce pod zbyt dużymi oczami. Wyglądam mizernie. Żałuję, że nie jestem dobra w robieniu makijażu. Tuszuję rzęsy, maluję eyelinerem cienką kreskę na górnej powiece i szczypię policzki w nadziei na uzyskanie odrobiny koloru. Układam włosy tak, że opadają mi na plecy i biorę głęboki oddech. To musi wystarczyć.

      Nerwowo przechodzę przez hol i macham na pożegnanie siedzącej w recepcji Claire. Chyba mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. Gdy idę w stronę drzwi, Jack akurat rozmawia z Elizabeth. Uśmiechając się szeroko, podbiega, aby otworzyć mi drzwi.

      – Pani przodem – mruczy.

      – Dziękuję – uśmiecham się z zakłopotaniem.

      Przed budynkiem czeka Taylor. Otwiera tylne drzwi samochodu. Oglądam się niepewnie na Jacka, który wyszedł za mną. Z konsternacją patrzy na audi.

      Odwracam się i wsiadam do auta, i oto on, Christian Grey, w szarym garniturze, bez krawatu, z odpiętym kołnierzykiem białej koszuli. Jego szare oczy lśnią.

      Zasycha mi w ustach. Wygląda fantastycznie, ale patrzy na mnie, marszcząc brwi. Dlaczego?

      – Kiedy ostatni raz coś jadłaś? – pyta ostro, gdy Taylor zamyka za mną drzwi.

      Cholera.

      – Witaj, Christianie. Tak, ja również się cieszę, że cię widzę.

      – Daruj sobie teraz swój cięty język. Odpowiedz mi na pytanie. – Oczy mu płoną.

      O kurde.

      – Eee… na lunch zjadłam dziś jogurt. A, i banana.

      Taylor siada za kierownicą, uruchamia silnik i włącza się do ruchu.

      Jack mi macha, choć nie mam pojęcia, jakim cudem mnie widzi przez przyciemnianą szybę. Odmachuję mu.

      – Kto to? – warczy Christian.

      – Mój szef. – Podnoszę wzrok na pięknego mężczyznę siedzącego obok. Usta ma zaciśnięte w cienką linię.

      – No więc? Ostatni posiłek?

      – Christian, to naprawdę nie powinno cię interesować – rzucam, czując się wyjątkowo odważna.

      – Interesuje mnie wszystko, co dotyczy ciebie. Odpowiedz.

      Wydaję pełen frustracji jęk i wznoszę oczy ku górze, on zaś mruży oczy. I po raz pierwszy od dawna chce mi się śmiać. Mocno się staram zdusić chichot, grożący wydostaniem się na powierzchnię. Twarz Christiana łagodnieje, gdy tak walczę o zachowanie powagi, a po przepięknie wyrzeźbionych ustach przemyka cień uśmiechu.

      – No więc? – pyta, tym razem łagodniej.

      – Makaron alla vongole, zeszły piątek – odpowiadam szeptem.

      Zamyka oczy, a jego twarz przecina wściekłość i chyba żal.

      – Rozumiem – mówi głosem pozbawionym wyrazu. – Wyglądasz, jakbyś schudła co najmniej trzy kilo, a może i więcej. Masz jeść, Anastasio.

      Wbijam wzrok w leżące na kolanach splecione dłonie. Dlaczego przy nim zawsze się czuję jak niesforne dziecko?

      Poprawia się na kanapie i odwraca w moją stronę.

      – Jak się czujesz? – pyta. Głos nadal ma łagodny.

      Cóż, tak naprawdę fatalnie… Przełykam ślinę.

      – Skłamałabym, gdybym ci powiedziała, że dobrze.

      Wciąga głośno powietrze.

      – Ja też – mówi cicho i kładzie mi rękę na dłoni. – Brakuje mi ciebie – dodaje.

      O nie. Jego dotyk.

      – Christianie…

      – Ana, proszę. Musimy porozmawiać.

      Zaraz się rozpłaczę. Nie.

      – Christianie… proszę… tyle się już napłakałam – szepczę, próbując zachować kontrolę nad emocjami.

      – Och, skarbie, nie. – Pociąga mnie za dłoń i chwilę później siedzę na jego kolanach. Obejmuje mnie mocno, chowając nos w moich włosach. – Tak bardzo za tobą tęskniłem, Ano – mówi bez tchu.

      Chcę się wyplątać z jego objęć, zachować pewien dystans, ale on nie daje za wygraną. Przyciska mnie mocno do piersi. Mięknę. Och, to właśnie tutaj pragnę się znajdować.

      Opieram o niego głowę, a on obsypuje pocałunkami moje włosy. To właśnie jest dom. Pachnie świeżym praniem, płynem zmiękczającym, żelem pod prysznic i tym, co lubię najbardziej – Christianem. Przez chwilę pozwalam sobie na ułudę, że wszystko będzie dobrze. Koi to moją zbolałą duszę.

      Kilka minut później Taylor zatrzymuje auto, chociaż nie zdążyliśmy nawet wyjechać z miasta.

      – Chodź. – Christian zsuwa mnie z kolan. – Jesteśmy na miejscu.

      Co takiego?

      – Lądowisko, na dachu. – Tytułem wyjaśnienia pokazuje wzrokiem wysoki budynek.

      No tak. Charlie Tango. Taylor otwiera drzwi i wysiadam z auta. Obdarza mnie ciepłym, ojcowskim uśmiechem, dzięki któremu czuję się bezpiecznie. Także się uśmiecham.

      – Powinnam ci oddać chusteczkę.

      – Proszę ją zatrzymać, panno Steele, z najlepszymi życzeniami.

      Rumienię się, gdy Christian obchodzi samochód i bierze mnie za rękę. Patrzy pytająco na Taylora, który odpowiada spokojnym spojrzeniem, niczego nie wyjaśniając.

      – Dziewiąta? – pyta go Christian.

      – Tak, proszę pana.

      Christian kiwa głową, odwraca się i przez podwójne drzwi wprowadza mnie do imponującego foyer. Upajam się dotykiem jego dłoni i długich palców splecionych z moimi. I czuję znajome przyciąganie, jak wzywany przez słońce Ikar. Zdążyłam się już sparzyć, a jednak znowu frunę.

      Gdy docieramy do wind, wciska guzik przywołujący. Podnoszę na niego wzrok. Na jego twarzy widnieje ten charakterystyczny zagadkowy półuśmiech. Drzwi się rozsuwają, on puszcza moją dłoń i wchodzimy do środka.

      Drzwi zamykają się i jeszcze raz ośmielam się na niego zerknąć. On też patrzy na mnie i oto znowu przeskakuje СКАЧАТЬ