Zwodniczy punkt. Dan Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zwodniczy punkt - Dan Brown страница 11

Название: Zwodniczy punkt

Автор: Dan Brown

Издательство: Sonia Draga

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-7999-258-4

isbn:

СКАЧАТЬ Gabrielle przyglądała się, jak Sexton, sobie wiadomym sposobem, przemienia minusy w plusy. Otrząsnął się z cierpienia i oznajmił światu, że będzie ubiegał się o urząd prezydenta, resztę swojej służby publicznej poświęcając pamięci małżonki. Wtedy Gabrielle zadecydowała, że chce brać udział w jego kampanii wyborczej.

      Obecnie ich współpraca nie mogła być już bliższa.

      Gabrielle wspomniała noc w jego luksusowym gabinecie i skuliła się, broniąc się przed napływem żenujących wspomnień. Co ja sobie myślałam? Wiedziała, że powinna się sprzeciwić, ale nie była w stanie tego zrobić. Sedgewick Sexton od tak dawna był jej idolem… i pomyśleć, że chciał właśnie ją.

      Limuzyna podskoczyła i Gabrielle wróciła myślami do teraźniejszości.

      – Dobrze się czujesz? – Sexton patrzył na nią uważnie.

      Gabrielle spiesznie błysnęła uśmiechem.

      – Doskonale.

      – Chyba nie myślisz wciąż o tej świni?

      Wzruszyła ramionami.

      – Tak, wciąż jestem trochę zmartwiona.

      – Zapomnij o tym. Ta świnia była najlepszą rzeczą, jaka spotkała moją kampanię.

      Świnia, czego Gabrielle nauczyła się w bolesny sposób, była politycznym odpowiednikiem przecieku informacji mówiących na przykład o tym, że rywal używa powiększacza penisa albo jest prenumeratorem czasopisma „Przystojniak”. Podkładanie świni nie było chwalebną taktyką, lecz mogło przynieść ogromne korzyści.

      Albo skutek odwrotny do zamierzonego.

      W tym przypadku wszystko obróciło się przeciwko Białemu Domowi. Mniej więcej przed miesiącem sztab wyborczy prezydenta, zaniepokojony spadającymi notowaniami, postanowił zadziałać agresywnie i puścił do prasy historię, którą uważał za prawdziwą – że senator Sexton ma romans ze swoją osobistą asystentką,

      Gabrielle Ashe. Na nieszczęście dla Białego Domu zabrakło niepodważalnych dowodów. Senator Sexton, zwolennik doktryny, że najlepszą obroną jest zdecydowany atak, przystąpił do kontrofensywy. Zwołał konferencję prasy ogólnokrajowej, aby dać wyraz swojej niewinności i wściekłości. „Nie mogę uwierzyć, powiedział, patrząc w kamery z bólem w oczach, że prezydent chciał zhańbić pamięć mojej żony złośliwymi oszczerstwami”.

      Telewizyjne wystąpienie było tak przekonujące, że sama Gabrielle prawie uwierzyła, iż wcale z sobą nie spali. Widząc, jak Sexton bez najmniejszego wysiłku kłamie jak z nut, uświadomiła sobie, że naprawdę jest niebezpiecznym człowiekiem.

      Później, choć była pewna, że stawia na najsilniejszego konia w wyścigu do prezydenckiego fotela, zaczęła się zastanawiać, czy jest to koń najlepszy. Bliska współpraca z Sextonem otwierała oczy – przypominała wycieczkę za kulisy studia Universal, gdzie dziecięcy zachwyt nad filmami zostaje przygaszony przez zrozumienie, że Hollywood wcale nie jest krainą czarów.

      Choć jej wiara w przesłanie Sextona pozostała niewzruszona, Gabrielle zaczynała wątpić w tego, który je głosił.

      Rozdział 10

      – To, co zaraz powiem, Rachel, jest opatrzone klauzulą tajności UMBRA – oznajmił prezydent. – Znacznie wykracza poza twój obecny status.

      Rachel miała wrażenie, że napierają na nią ściany Air Force One. Prezydent kazał dostarczyć ją na Wallops, zaprosił na pokład swojego samolotu, nalał jej kawy, powiedział prosto z mostu, że chce wykorzystać ją w celu uzyskania politycznej przewagi nad jej rodzonym ojcem, a teraz oznajmi, że zamierza nielegalnie przekazać jej tajne informacje. Zach Herney sprawiał wrażenie dobrodusznego, lecz Rachel Sexton dowiedziała się właśnie pewnej bardzo ważnej rzeczy – ten człowiek umie błyskawicznie przejmować kontrolę nad sytuacją.

      – Dwa tygodnie temu – podjął, patrząc jej prosto w oczy – NASA dokonała pewnego odkrycia.

      Słowa na chwilę zawisły w powietrzu. Wreszcie Rachel zdołała je przetworzyć. Odkrycie NASA? Najnowsze dane wywiadowcze nie sugerowały, że w agencji kosmicznej dzieje się coś niezwykłego. Oczywiście, w obecnych czasach „odkrycie NASA” zwykle sprowadzało się do oświadczenia, że jakiś nowy projekt jest poważnie niedofinansowany.

      – Zanim powiem coś więcej – ciągnął prezydent – chciałbym wiedzieć, czy podzielasz cyniczne podejście ojca do badań kosmosu.

      Rachel wstrzymała się od komentarza.

      – Mam nadzieję, że nie wezwał mnie pan tutaj po to, żeby poprosić o kontrolowanie wystąpień mojego ojca przeciwko NASA.

      Roześmiał się.

      – Do licha, nie. Miałem do czynienia z Senatem dostatecznie długo, by wiedzieć, że nikt nie może kontrolować Sedgewicka Sextona.

      – Mój ojciec jest oportunistą, panie prezydencie. Podobnie jak większość polityków, którzy odnoszą sukcesy. I, niestety, NASA sama stworzyła okazję.

      Niedawna seria niepowodzeń NASA mogła śmieszyć albo być powodem do rozpaczy – satelity rozpadające się na orbicie, sondy kosmiczne, które nie wysyłały sygnałów na Ziemię, dziesięciokrotnie większy koszt budowy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, wycofywanie się państw członkowskich, które uciekały jak szczury z tonącego okrętu. Wyrzucono w błoto miliardy dolarów, a senator Sexton jechał na tej stracie jak na fali – na fali, która, co wydawało się przesądzone, miała zanieść go na brzegi Pennsylvania Avenue pod numer 1600.

      – Przyznam – mówił prezydent – że ostatnio NASA przypominała chodzące nieszczęście. Za każdym razem, gdy odwracam głowę, podają mi kolejny powód, żeby przestać ich finansować.

      Rachel dostrzegła punkt zaczepienia i natychmiast skorzystała z okazji.

      – A jednak, panie prezydencie, niedawno czytałam, że w ubiegłym roku dofinansował pan agencję kolejnymi trzema milionami z funduszu rezerwowego, żeby tylko pozostała wypłacalna.

      – Pani ojciec był tym zachwycony, prawda? – zaśmiał się prezydent.

      – To przypomina podsyłanie amunicji plutonowi egzekucyjnemu.

      – Słyszała go pani w Nightline? „Zach Herney jest uzależniony od kosmosu, a podatnicy płacą za jego nałóg”.

      – A pan pozwala mu udowadniać, że ma rację.

      Herney pokiwał głową.

      – Nie robię tajemnicy z tego, że jestem wielkim sympatykiem NASA. Zawsze byłem. Jestem dzieckiem wyścigu kosmicznego – sputnik, John Glenn, Apollo Jedenaście – i nigdy nie wzbraniałem się przed wyrażaniem podziwu i dumy z naszego programu kosmicznego. Moim zdaniem pracownicy NASA są pionierami współczesnej historii. Przecierają szlaki, próbują dokonać niemożliwego, godzą się z porażką, a potem wracają do deski kreślarskiej, СКАЧАТЬ