Nielegalni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nielegalni - Vincent V. Severski страница 40

Название: Nielegalni

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: Czarna Seria

isbn: 9788382520842

isbn:

СКАЧАТЬ wszystko, żeby to archiwum wydobyć. Znam ich dobrze i wiem, że takiej sprawy nie odpuszczą. To dumny i honorowy naród. A w dodatku chory na punkcie swojej martyrologii i cierpienia. Mówią o sobie, że są Chrystusem narodów i cierpią za innych…

      – Towarzyszu majorze – wtrącił ostro Krugłow – zostawcie te bujdy, bo zwątpię, czy nadajecie się do wywiadu.

      – To jest bardzo piękna polska fobia literacka. My też takie mamy…

      Popowski poczuł nagle na sobie palący wzrok generała Lebiedzia.

      – Nie są też głupi… – szybko zrozumiał, co ma dalej mówić – i wiedzą, jaką wartość, jakie znaczenie mogą mieć ukryte tam dokumenty…

      – O tym porozmawiamy później, Sasza! – przerwał mu Lebiedź. Teraz omów tylko sprawy dotyczące planu operacyjnego.

      – Uważam, że plan znajduje się w Agencji Wywiadu w Warszawie, w ich Wydziale Specjalnym Q, i pewnie już się zastanawiają, jak się do tego dobrać.

      – Skąd to wiecie? – zapytał wyraźnie zdziwiony Krugłow.

      – Nie wiem. Zakładam. Mamy zupełnie niezłe rozpoznanie tego, co się dzieje w Polsce, także w ich służbach. Polacy przez lata skutecznie niszczyli swoje służby specjalne, w tym wywiad. Wojskowe zniszczyli zupełnie, a cywilne prawie. Gdyby nie to, że Polacy, podobnie jak my, mają wrodzony talent do szpiegostwa, to już nie mielibyśmy tam przeciwnika.

      – Sasza, nie przesadzaj. Nie jest z nimi tak źle. Pamiętaj, że są w NATO i Unii, a ty ciągle nie wiesz, jak ich traktować, i miotasz się między miłością a nienawiścią. Może to takie rosyjskie, ale nie jesteś Dostojewskim, tylko oficerem wywiadu. Mniej gorącego serca, a więcej chłodnego umysłu. Jesteś taki jak ojciec – powiedział miłym głosem Lebiedź.

      – Wydziałem Specjalnym Q kieruje znany nam dobrze Konrad Wolski – ciągnął już spokojniej Popowski. – Spotkałem go pierwszy raz w dziewięćdziesiątym dziewiątym roku w Czeczenii. Ma teraz czterdzieści pięć lat, co na polskie standardy oznacza, że jest starym oficerem. Wyjątkowo utalentowany i doświadczony. Niestety, nic więcej o tym Wydziale nie wiemy. Jego siedziba znajduje się poza ich głównym obiektem. Wolski jest dosyć często widywany w Centrali, i to wszystko. Kto pracuje w tym Wydziale, ile osób, czym się zajmują, nie wiemy. Skoro został tak głęboko utajniony, musiały być ku temu powody. I to nas martwi, bo Wschód to dla nich na pewno priorytet. Nasza obserwacja w Warszawie próbowała ustalić lokalizację tego Wydziału, ale też bez rezultatu. W ramach operacji „Maszyna”, którą prowadziliśmy przez dwa lata, zebraliśmy dokumentację fotograficzną większości oficerów, numerów rejestracyjnych ich samochodów…

      – Co to była za operacja? – wszedł mu w słowo Krugłow.

      – Wyjaśnię ci to – zaczął Lebiedź. – Przez dwa lata podstawialiśmy pod ich Centralę nasze samochody wyposażone w cyfrowe kamery rejestrujące i fotografowaliśmy wchodzących, wyjeżdżających oficerów i ich samochody, i tak dalej. Robiliśmy też co jakiś czas zdjęcia satelitarne tego obiektu i parkingów. Zebrany tym sposobem pokaźny materiał posłużył do stworzenia bazy danych. Bardzo nam tu pomógł program komputerowy, opracowany przez naszych specjalistów z myślą o pewnej akcji w Paryżu, która nie wypaliła.

      – Operacja „Maszyna” też niewiele nam pomogła w rozpracowaniu Wydziału Q – kontynuował Popowski. – Co prawda nasi analitycy ustalili, że wielu oficerów znikło z budynku Centrali przy Miłobędzkiej, ale mogło być ku temu bardzo wiele naturalnych powodów. Wewnątrz Agencji, niestety, już od dawna nikogo nie mamy, ale pracujemy nad tym.

      – Majorze Popowski, nie bardzo rozumiem, w czym problem. Mówicie trochę pokrętnie. Do czego zmierzacie? – Krugłow zrobił się trochę agresywny, chociaż wypił tylko trzy kieliszki koniaku.

      – Jedynym sposobem przejęcia archiwum jest nakrycie Polaków, gdy będą je wykopywać. I to jest możliwe! Najważniejsze, byśmy odpowiednio wcześniej wiedzieli, kiedy ruszą do akcji.

      Major siedział od początku w tej samej pozycji, a Krugłow wciąż się wiercił w fotelu.

      – No dobrze. A skąd będziemy to wiedzieli? – zapytał.

      – Hook ma pewne możliwości, by określić z dużym przybliżeniem termin akcji. Zastanowimy się jeszcze, czy operację w Brześciu uda nam się zrealizować własnymi siłami, czy będziemy musieli też ruszyć naszą agenturę w białoruskim KGB. Czego wolelibyśmy uniknąć.

      – Dlaczego?

      – Są poważne zastrzeżenia co do lojalności i szczelności naszych agentów w tamtejszym KGB – wtrącił generał. – Całkiem możliwe, że sprawa by wyciekła, zanimby się zaczęła…

      – Pierdolone Białorusy w łapciach z kory brzozowej! – obruszył się Krugłow. – Z nimi tak zawsze! Bladź, co daje dupy Moskwie, Brukseli i Warszawie.

      – To jest koncepcja, którą też musimy uwzględniać, towarzyszu przewodniczący. – Popowski złośliwie skomentował chamstwo Krugłowa, ale on tego nie wychwycił. – Sytuacja jest dynamiczna i może uda się wypracować pewniejszy sposób realizacji zadania. Nie mamy jednak zbyt dużo czasu.

      – Muszę to wszystko jeszcze przemyśleć – powiedział pewnym głosem Krugłow, jakby chciał sprawić wrażenie, że on tu o wszystkim decyduje.

      – Pragnę jeszcze tylko dodać – zareagował szybko Popowski – że nasza koncepcja, mimo pozornej słabości, zgodna jest z teorią unikania wykluczających się sprzeczności Koppenberga, którą przecież… wszyscy znamy.

      Lebiedź spojrzał natychmiast na Miszę i ukradkowo się uśmiechnął.

      – Oczywiście, że jest zgodna – przyznał Krugłow, po czym podniósł się z trudem z fotela i poszedł do toalety.

      – Misza, ja cię kiedyś obiję! Zobaczysz! – wyszeptał Lebiedź, bo wiedział, że nie ma żadnej teorii Koppenberga i że jest to stary chwyt Miszy, który w ten sposób sprawdzał, czy rozmówca rozumie, co się do niego mówi.

      – Generale, sami widzicie. Trzeba rozmawiać z prezydentem. Nie mamy czasu – powiedział równie cicho Popowski.

      – Idź już. Ja jeszcze pogadam z Krugłowem. Tak czy inaczej jest nam potrzebny. Jutro zadzwonię do prezydenta.

      Krugłow wyszedł z toalety, poprawiając spodnie. Zbliżył się do okna i przez chwilę, zamyślony, spoglądał z piętnastego piętra na rozległy, zielony podmoskiewski krajobraz.

      – Z mojej strony to już wszystko, towarzyszu generale. Pozwólcie się odmeldować – powiedział Popowski, wstając.

      Krugłow spojrzał w jego stronę i skinął głową.

      – Dobrze, majorze! – odpowiedział Lebiedź. – Bądź pod telefonem, mogę cię jeszcze potrzebować.

      Gdy tylko za Popowskim zamknęły się drzwi, zapytał Krugłowa:

      – Widzę, że Misza ci nie pasuje. O co chodzi?

      – Nie, dlaczego? Jest mi obojętny. Co może mnie obchodzić jakiś major? Ma dobrze robić, co do niego należy. СКАЧАТЬ