Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 4

Название: Nabór

Автор: Vincent V. Severski

Издательство: PDW

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Zamęt

isbn: 9788381433846

isbn:

СКАЧАТЬ coś na tym ugrać. „A to będzie dobra okazja do przejęcia inicjatywy” – zakończył.

      Dima pomyślał, że powinien się skontaktować z Marią. Kiedy złożył raport o zwolnienie, zadzwoniła do niego i zaprosiła na kolację do restauracji. To było miłe spotkanie przy libańskim winie. Nie wspominali tego, co się zdarzyło w Baku, ale oboje doskonale wiedzieli, że właśnie wtedy połączyła ich przyjaźń. Na zakończenie Maria zadeklarowała, że może na nią liczyć, i wręczyła mu kartkę z nazwą komunikatora internetowego, hasłem do ściągnięcia aplikacji i kodem dostępu. „Ten jest bezpieczny – powiedziała. – Dam znać, gdy przestanie być, ale i tak wymieńcie cały sprzęt”.

      Dima zrozumiał, że Maria Gerber, naczelnik WBW, jest po jego stronie. Nie mógł mieć lepszego sojusznika w AW, bo to ona nadzorowała wewnętrzne postępowanie dotyczące Sekcji i współpracę z prokuraturą.

      Sytuacja dojrzała – pomyślał, patrząc na Farbiarza.

      – Zrobi pan, co uzna za słuszne – odezwał się oschle prokurator. – Kiedyś być może zechce pan wyjechać do jakiegoś ciepłego kraju i jak mniemam, zapewne będzie nim Grecja, więc mieszkanie w Atenach się przyda.

      – Widzę, że nic pan nie pojmuje – rzucił Dima i podniósł się do wyjścia. – Rozumiem, że nie ma pan do mnie więcej pytań.

      – Mam do pana wiele pytań i niech się pan spodziewa wezwania, a raczej znacznie częstszych wezwań niż dotąd. – Zamilkł na chwilę i opuścił okulary. – Chyba że…

      – Żegnam pana – przerwał mu Dima, chwytając za klamkę.

      – Do zobaczenia, panie Calderón – doleciało, gdy zamykał za sobą drzwi.

      Dima wyszedł na plac Unii. Było szaro i mroźno. Naciągnął czapkę, postawił kołnierz i skierował się w stronę centrum handlowego, gdzie w podziemnym garażu zaparkował swojego fiata uno.

      Nim uruchomił silnik, wyjął i włączył swój smartfon, który przez cały czas czekał na niego pod dywanikiem. Aktywował go i po chwili ekran ożył. Przy aplikacji Kalkulator pojawiło się czerwone kółko z cyfrą 1. Miał też nieodebraną wiadomość głosową od kontaktu Złote Brzozy. Przez chwilę wahał się, co zrobić najpierw: oddzwonić do Tamary czy wysłuchać wiadomości?

      3

      Minęła szesnasta, gdy dotarli do granicy serbsko-chorwackiej. Nikt o nic nie pytał, ale chorwaccy strażnicy przejrzeli samochód bardzo dokładnie. Luka miał paszport austriacki i mówił płynnie po niemiecku. Przez chwilę rozmawiał z celnikiem, lecz Hani nic nie zrozumiał.

      Po kilku minutach byli już po drugiej stronie, w Unii Europejskiej. Dopiero teraz Luka zjechał na stację benzynową. Nie pozwolił Haniemu wysiąść i pójść do toalety. Wręczył mu plastikową butelkę i kazał do niej oddać mocz, sam zaś wysiadł, żeby zatankować. Wrócił z dwiema butelkami wody, francuskim hot dogiem i garścią batonów czekoladowych.

      – Twoje śniadanie. – Podał Haniemu bułkę z kiełbaską. – Spokojnie… jest halal – dodał i odjechał spod dystrybutora. Zatrzymał samochód na parkingu.

      – Skąd wiesz? – zapytał Hani.

      – Bo wiem. A gdyby nawet nie było, to co z tego? Przecież możesz jeść, co chcesz. Dla ciebie nic nie jest już haram. – Luka rozwinął batonik.

      – A ty?

      – Co ja?

      – Nie jesz? – Hani pokazał bułkę.

      – Lubię batoniki – odparł Luka z pełnymi ustami.

      – Sikałem do butelki i umyłbym się… Rozumiesz?

      – Allah ci daruje, jesteś jego wybrańcem. – Luka rozwinął drugi batonik i łyknął wody. – Najtrudniejszy moment mamy za sobą, jesteśmy już w Unii, teraz jesteś bezpieczny. Droga do Zagrzebia otwarta. Moja rola się kończy, wracam do Belgradu, a tobą zajmie się ktoś inny. – Włączył silnik i zaczął wycofywać samochód. – Polubiłem cię – rzucił niespodziewanie. – Jesteś inny niż wszyscy.

      – Inny? – zapytał zaskoczony Hani, przełykając kęs. – Przecież nic o mnie nie wiesz. Nawet nie zapytałeś, jak mam na imię, skąd jestem…

      – To nieważne. Nie muszę znać twojego imienia, żeby cię lubić. A ile masz lat? – zapytał Luka, wyjeżdżając na autostradę.

      – Trzydzieści dwa.

      – Ile? – Luka spojrzał na pasażera z niedowierzaniem. – Myślałem, że… osiemnaście. No to teraz lubię cię jeszcze bardziej! – Uśmiechnął się drugi raz podczas tej podróży.

      – Ukończyłem fizykę na Uniwersytecie Teherańskim jako prymus, pochodzę z Isfahanu, mam na imię Hani, a nazwisko Orahi, mój ojciec Nadir jest niewidomy – wyrzucił z siebie Hani niemal jednym tchem, jakby chciał się zaprezentować. Wytarł usta, zmiął papier po bułce i włożył go do śmietniczki w bocznych drzwiach. – Teraz wiesz już, kogo lubisz?

      Luka nie odpowiedział. Wpatrzony w drogę uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Zapalił papierosa.

      Hani poczuł satysfakcję, że powiedział Luce o sobie. Wpajano mu w Meszhedzie, że nie może nikomu ujawniać swojej tożsamości, ale uznał, że to bezsensowne w obliczu tego, co ma zrobić.

      W końcu Luka też należy do Korpusu – pomyślał, wpatrując się w sunący za szybą obraz. Może jest trochę zimny i małomówny, ale jednak dba o moje bezpieczeństwo, jest duży, wysportowany, wygląda jak perski heros i wierzy w naszą misję. A hot dog był bardzo smaczny.

      Oparł głowę o szybę, zamknął oczy i przywołał obraz uśmiechniętego Mohameda z automatem w dłoni i zieloną szarfą na czole. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie, bo zaraz sobie wyobraził siebie kroczącego obok niego.

      Nawet nie zauważył, kiedy dotarli na miejsce. Luka szarpnął go delikatnie za ramię. Hani potrzebował chwili, by przetrzeć oczy i zorientować się, że samochód stoi na parkingu. Na zewnątrz było ciemno i padał drobny deszcz, a wycieraczki leniwie przecierały obraz. Sodowa latarnia nieśmiało oświetlała dwie ciężarówki, kilka samochodów i szary dom z zielonym migającym neonem Hostel Mostar.

      – Jesteśmy na miejscu – rzucił Luka, wypuszczając dym. – To teraz będzie twoje schronienie…

      – Zagrzeb?

      – Tak… przedmieścia.

      – Jak długo i co dalej? – zapytał Hani ściszonym głosem.

      – Nie wiem jeszcze, ale na razie będę cały czas z tobą. Czekamy na nowe instrukcje. – Luka nacisnął przycisk na desce rozdzielczej.

      Hani ze zdumieniem zauważył, że nad radiem wysunęła się podłużna skrytka długości piętnastu i szerokości dziesięciu centymetrów. Luka odciągnął ją mocniej СКАЧАТЬ