Название: Zima świata
Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Юмористическая проза
isbn: 978-83-8215-259-3
isbn:
– Ci strażnicy rozmyślnie sprowokowali bijatykę!
– Ależ oczywiście, że tak! Peshkov chce pokazać związkowców w jak najgorszym świetle.
– No cóż, my znamy prawdę. – Woody poklepał aparat. – A ja mogę ją pokazać.
Przeszli prawie kilometr, zanim Woody zauważył taksówkę. Zamachał na nią i podał kierowcy adres domu Rouzrokhów.
Kiedy wsiedli do auta, wyjął z kieszeni chusteczkę.
– Nie chcę odstawiać cię rodzicom w takim stanie – powiedział, po czym rozłożył białą bawełnianą chusteczkę i delikatnie otarł krew z górnej wargi Joanne.
To był czuły gest i podniecił Woody’ego, jednak dziewczyna nie pozwoliła mu długo się nim rozkoszować.
– Daj mi ją. – Wzięła od niego chusteczkę i sama się wytarła. – Już dobrze?
– Tutaj zostało odrobinę – skłamał Woody, biorąc chustkę z ręki Joanne. Miała szerokie, pełne usta i śliczne białe zęby. Udawał, że delikatnie wyciera dolną wargę. – Teraz lepiej.
– Dzięki.
Spojrzała na niego dziwnie, trochę z czułością, a trochę z irytacją. Domyśliła się, że kłamał, mówiąc o krwi na jej wardze, i sama nie wiedziała, czy się na niego złościć, czy nie.
Taksówka zatrzymała się przed domem.
– Nie wchodź – powiedziała. – Zamierzam nałgać rodzicom o tym, gdzie byłam, i nie chcę, żebyś się wygadał.
Zdaniem Woody’ego z nich dwojga to on był bardziej dyskretny, ale tego nie powiedział.
– Później do ciebie zadzwonię.
– Dobrze.
Wysiadła z taksówki i machnąwszy mu niedbale na pożegnanie, ruszyła podjazdem w stronę domu.
– Niezła laleczka – zauważył taksówkarz. – Ale dla ciebie za stara.
– Proszę mnie zawieźć na Delaware Avenue – uciął Woody.
Nie zamierzał rozprawiać o Joanne z jakimś zakichanym taksiarzem.
Zaczął się zastanawiać, dlaczego dostał kosza. Nie powinien się dziwić, przecież wszyscy, poczynając od brata, a na taksówkarzu kończąc, mówili mu, że jest dla niej za młody. Mimo to odrzucenie bolało. Poczuł się tak, jakby nie wiedział, co robić ze swoim życiem. Jak przetrwać resztę dnia? – zastanawiał się.
Kiedy wrócił do domu, rodzice, jak zwykle w niedzielę, ucinali sobie poobiednią drzemkę. Chuck uważał, że robią tak po stosunku. Betty powiedziała, że Chuck poszedł popływać z kolegami.
Woody wywołał film zrobiony w czasie demonstracji. Napuścił ciepłej wody do umywalki, żeby odczynniki miały idealną temperaturę, a następnie umieścił kliszę w czarnym worku, który zamienił się w światłoszczelny pojemnik.
Proces wywoływania trwał długo i wymagał cierpliwości, lecz Woody z przyjemnością siedział w ciemnej łazience i myślał o Joanne. Wspólne przejścia w czasie ulicznej bijatyki nie sprawiły, że się w nim zakochała, ale z pewnością ich do siebie zbliżyły. Był pewny, że coraz bardziej go lubi, a to już dużo. Może nie odrzuciła go ostatecznie, może powinien nadal próbować? Inne dziewczęta z całą pewnością go nie interesowały.
Kiedy zadzwonił dzwonek stopera, przeniósł film do przerywacza, żeby zatrzymać reakcję chemiczną, a następnie włożył do utrwalacza. Na koniec wypłukał i wysuszył kliszę i spojrzał na czarno-białe obrazy.
Uznał, że są całkiem dobre.
Pociął film na klatki i włożył pierwszą do powiększalnika. Umieścił arkusz papieru fotograficznego o wymiarach trzydzieści na dwadzieścia cztery centymetry na podstawie, zapalił światło i naświetlił papier, odliczając sekundy. Później włożył go do wywoływacza.
To była najprzyjemniejsza część procesu. Na papierze stopniowo pojawiały się szare plamy, z których wyłaniało się zdjęcie. Woody zawsze miał wrażenie, że obserwuje cud. Pierwsze zdjęcie ukazywało Murzyna oraz białego mężczyznę, obaj w niedzielnych garniturach i kapeluszach. W rękach trzymali transparent z napisem BRATERSTWO. Gdy obraz nabrał wyrazistości, Woody zanurzył go w utrwalaczu, a następnie opłukał i wysuszył.
Wywołał wszystkie zrobione zdjęcia i rozłożył na stole w jadalni. Był zadowolony, gdyż zdjęcia wyraźnie pokazywały sekwencję zdarzeń. Usłyszawszy odgłosy krzątaniny rodziców na górze, zawołał matkę, która przed ślubem była dziennikarką i nadal pisała książki oraz artykuły do prasy.
– Co o nich sądzisz? – zapytał.
Przyjrzała się uważnie zdjęciom.
– Myślę, że są dobre – odparła po chwili. – Powinieneś je zanieść do gazety.
– Naprawdę? – ucieszył się Woody. – Do której?
– Niestety, wszystkie są konserwatywne. Może do „Buffalo Sentinela”? Naczelnym jest Peter Hoyle, pracuje tam od zarania dziejów. Dobrze zna tatę, myślę, że zgodzi się z tobą spotkać.
– Kiedy powinienem pokazać mu zdjęcia?
– Od razu. Demonstracja to gorąca wiadomość, jutro opiszą ją wszystkie gazety. Zdjęcia są potrzebne jeszcze dzisiaj.
Woody tryskał energią.
– Dobrze – powiedział, zgarniając połyskujące fotografie i układając je w równy stos. Matka przyniosła z gabinetu ojca tekturową teczkę. Woody ucałował ją i wyszedł z domu.
Złapał autobus jadący do centrum.
Główne wejście „Sentinela” było zamknięte i Woody się przestraszył, ale pomyślał, że skoro dziennikarze mają wypuścić numer gazety w poniedziałek rano, to muszą jakoś wchodzić do redakcji. Po chwili znalazł boczne wejście.
– Mam zdjęcia dla pana Hoyle’a – rzekł do mężczyzny siedzącego przy drzwiach, a ten skierował go na górę.
Dotarł do biura redaktora naczelnego, sekretarka zapisała jego nazwisko i minutę później podawał rękę Peterowi Hoyle’owi. Był to mężczyzna o imponującej posturze z białą czupryną i czarnymi wąsami. Kończył właśnie spotkanie z młodszym kolegą. Mówił donośnie, jakby chciał przekrzyczeć szum prasy drukarskiej.
– Artykuł o piratach drogowych jest niezły, ale wstęp do kitu – powiedział, machając lekceważąco ręką i odprowadzając dziennikarza do drzwi. – Nadaj mu nowe oblicze, oświadczenie burmistrza przesuń gdzieś dalej i zacznij od okaleczonych dzieci.
Dziennikarz wyszedł i Hoyle odwrócił się do СКАЧАТЬ