Zima świata. Ken Follett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 44

Название: Zima świata

Автор: Ken Follett

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмористическая проза

Серия:

isbn: 978-83-8215-259-3

isbn:

СКАЧАТЬ Och, daj spokój – rzuciła lekceważąco. – Nikt nie zginął.

      – Ci strażnicy rozmyślnie sprowokowali bijatykę!

      – Ależ oczywiście, że tak! Peshkov chce pokazać związkowców w jak najgorszym świetle.

      – No cóż, my znamy prawdę. – Woody poklepał aparat. – A ja mogę ją pokazać.

      Przeszli prawie kilometr, zanim Woody zauważył taksówkę. Zamachał na nią i podał kierowcy adres domu Rouzrokhów.

      Kiedy wsiedli do auta, wyjął z kieszeni chusteczkę.

      – Nie chcę odstawiać cię rodzicom w takim stanie – powiedział, po czym rozłożył białą bawełnianą chusteczkę i delikatnie otarł krew z górnej wargi Joanne.

      To był czuły gest i podniecił Woody’ego, jednak dziewczyna nie pozwoliła mu długo się nim rozkoszować.

      – Daj mi ją. – Wzięła od niego chusteczkę i sama się wytarła. – Już dobrze?

      – Tutaj zostało odrobinę – skłamał Woody, biorąc chustkę z ręki Joanne. Miała szerokie, pełne usta i śliczne białe zęby. Udawał, że delikatnie wyciera dolną wargę. – Teraz lepiej.

      – Dzięki.

      Spojrzała na niego dziwnie, trochę z czułością, a trochę z irytacją. Domyśliła się, że kłamał, mówiąc o krwi na jej wardze, i sama nie wiedziała, czy się na niego złościć, czy nie.

      Taksówka zatrzymała się przed domem.

      – Nie wchodź – powiedziała. – Zamierzam nałgać rodzicom o tym, gdzie byłam, i nie chcę, żebyś się wygadał.

      Zdaniem Woody’ego z nich dwojga to on był bardziej dyskretny, ale tego nie powiedział.

      – Później do ciebie zadzwonię.

      – Dobrze.

      Wysiadła z taksówki i machnąwszy mu niedbale na pożegnanie, ruszyła podjazdem w stronę domu.

      – Niezła laleczka – zauważył taksówkarz. – Ale dla ciebie za stara.

      – Proszę mnie zawieźć na Delaware Avenue – uciął Woody.

      Nie zamierzał rozprawiać o Joanne z jakimś zakichanym taksiarzem.

      Zaczął się zastanawiać, dlaczego dostał kosza. Nie powinien się dziwić, przecież wszyscy, poczynając od brata, a na taksówkarzu kończąc, mówili mu, że jest dla niej za młody. Mimo to odrzucenie bolało. Poczuł się tak, jakby nie wiedział, co robić ze swoim życiem. Jak przetrwać resztę dnia? – zastanawiał się.

      Kiedy wrócił do domu, rodzice, jak zwykle w niedzielę, ucinali sobie poobiednią drzemkę. Chuck uważał, że robią tak po stosunku. Betty powiedziała, że Chuck poszedł popływać z kolegami.

      Woody wywołał film zrobiony w czasie demonstracji. Napuścił ciepłej wody do umywalki, żeby odczynniki miały idealną temperaturę, a następnie umieścił kliszę w czarnym worku, który zamienił się w światłoszczelny pojemnik.

      Proces wywoływania trwał długo i wymagał cierpliwości, lecz Woody z przyjemnością siedział w ciemnej łazience i myślał o Joanne. Wspólne przejścia w czasie ulicznej bijatyki nie sprawiły, że się w nim zakochała, ale z pewnością ich do siebie zbliżyły. Był pewny, że coraz bardziej go lubi, a to już dużo. Może nie odrzuciła go ostatecznie, może powinien nadal próbować? Inne dziewczęta z całą pewnością go nie interesowały.

      Kiedy zadzwonił dzwonek stopera, przeniósł film do przerywacza, żeby zatrzymać reakcję chemiczną, a następnie włożył do utrwalacza. Na koniec wypłukał i wysuszył kliszę i spojrzał na czarno-białe obrazy.

      Uznał, że są całkiem dobre.

      Pociął film na klatki i włożył pierwszą do powiększalnika. Umieścił arkusz papieru fotograficznego o wymiarach trzydzieści na dwadzieścia cztery centymetry na podstawie, zapalił światło i naświetlił papier, odliczając sekundy. Później włożył go do wywoływacza.

      To była najprzyjemniejsza część procesu. Na papierze stopniowo pojawiały się szare plamy, z których wyłaniało się zdjęcie. Woody zawsze miał wrażenie, że obserwuje cud. Pierwsze zdjęcie ukazywało Murzyna oraz białego mężczyznę, obaj w niedzielnych garniturach i kapeluszach. W rękach trzymali transparent z napisem BRATERSTWO. Gdy obraz nabrał wyrazistości, Woody zanurzył go w utrwalaczu, a następnie opłukał i wysuszył.

      Wywołał wszystkie zrobione zdjęcia i rozłożył na stole w jadalni. Był zadowolony, gdyż zdjęcia wyraźnie pokazywały sekwencję zdarzeń. Usłyszawszy odgłosy krzątaniny rodziców na górze, zawołał matkę, która przed ślubem była dziennikarką i nadal pisała książki oraz artykuły do prasy.

      – Co o nich sądzisz? – zapytał.

      Przyjrzała się uważnie zdjęciom.

      – Myślę, że są dobre – odparła po chwili. – Powinieneś je zanieść do gazety.

      – Naprawdę? – ucieszył się Woody. – Do której?

      – Niestety, wszystkie są konserwatywne. Może do „Buffalo Sentinela”? Naczelnym jest Peter Hoyle, pracuje tam od zarania dziejów. Dobrze zna tatę, myślę, że zgodzi się z tobą spotkać.

      – Kiedy powinienem pokazać mu zdjęcia?

      – Od razu. Demonstracja to gorąca wiadomość, jutro opiszą ją wszystkie gazety. Zdjęcia są potrzebne jeszcze dzisiaj.

      Woody tryskał energią.

      – Dobrze – powiedział, zgarniając połyskujące fotografie i układając je w równy stos. Matka przyniosła z gabinetu ojca tekturową teczkę. Woody ucałował ją i wyszedł z domu.

      Złapał autobus jadący do centrum.

      Główne wejście „Sentinela” było zamknięte i Woody się przestraszył, ale pomyślał, że skoro dziennikarze mają wypuścić numer gazety w poniedziałek rano, to muszą jakoś wchodzić do redakcji. Po chwili znalazł boczne wejście.

      – Mam zdjęcia dla pana Hoyle’a – rzekł do mężczyzny siedzącego przy drzwiach, a ten skierował go na górę.

      Dotarł do biura redaktora naczelnego, sekretarka zapisała jego nazwisko i minutę później podawał rękę Peterowi Hoyle’owi. Był to mężczyzna o imponującej posturze z białą czupryną i czarnymi wąsami. Kończył właśnie spotkanie z młodszym kolegą. Mówił donośnie, jakby chciał przekrzyczeć szum prasy drukarskiej.

      – Artykuł o piratach drogowych jest niezły, ale wstęp do kitu – powiedział, machając lekceważąco ręką i odprowadzając dziennikarza do drzwi. – Nadaj mu nowe oblicze, oświadczenie burmistrza przesuń gdzieś dalej i zacznij od okaleczonych dzieci.

      Dziennikarz wyszedł i Hoyle odwrócił się do СКАЧАТЬ