Upadające Imperium. John Scalzi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Upadające Imperium - John Scalzi страница 20

Название: Upadające Imperium

Автор: John Scalzi

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия:

isbn: 9788378899648

isbn:

СКАЧАТЬ z was wie, co to jest Wspólnota? – zapytał Marce Claremont z mównicy planetarium.

      Kilka dłoni ośmiolatków siedzących na krzesłach wystrzeliło w górę. Marce przyglądał się rękom w poszukiwaniu tej, która musiała należeć do malca najusilniej chcącego odpowiedzieć na pytanie. Wybrał tę z drugiego półokręgu krzeseł.

      – Tak, ty.

      – Muszę do łazienki – powiedziało dziecko.

      Za jego plecami Marce dostrzegł, jak jeden z dorosłych opiekunów przewraca oczami, wstaje, chwyta dziecko za rękę i prowadzi je do ubikacji, po czym wskazał kolejnego malucha.

      – To naród złożony z systemów, w którym wszyscy żyjemy – powiedziała dziewczynka.

      – Masz rację – zgodził się Marce i tapnął na tablecie przycisk, aby przygasić światła i rozpocząć prezentację. – To naród złożony z systemów i w nim wszyscy żyjemy. Ale co to tak naprawdę oznacza?

      Zanim dane mu było kontynuować, planetarium lekko się zatrzęsło, gdy coś, co brzmiało jak dwa myśliwce przechwytujące, przeleciało nad uniwersyteckim centrum naukowym, którego część stanowiło planetarium. Dzieci zaczęły hałasować, podczas gdy opiekunowie próbowali je uciszyć, mówiąc, że wszystko jest w porządku.

      Marce szczerze wątpił, czy faktycznie wszystko było w porządku. Uniwersytet w Opolu, gdzie mieściło się centrum naukowe, znajdował się daleko od stolicy i głównych walk. Jednak w ostatnim tygodniu sprawy przybrały obrót zdecydowanie niekorzystny dla księcia i lojalnych wobec niego sił. Teraz nawet w odległych prowincjach zaczęła kiełkować rebelia, podobnie jak przemoc, którą niosły ze sobą rewolucje.

      Był naprawdę zaskoczony, gdy dzisiaj w centrum naukowym zjawił się ten autobus pełen dzieci. Zakładał, że szkoły zawiesiły zajęcia, tak jak to zrobił uniwersytet. I wtedy dostrzegł wyraz twarzy dorosłych, którzy prowadzili maluchy. Zdawali się zdeterminowani, aby dać dzieciom tak duże poczucie codzienności jak tylko mogli, przez tak długi czas jak zdołają.

      Marce, będący w gruncie rzeczy jedynym człowiekiem spoza personelu ochrony, który zjawił się na uniwersytecie tego ranka, a i to tylko po to, żeby zabrać trochę materiałów niedostępnych w sieci, nie miał zamiaru ich zawieść. Zaprowadził całą grupę do planetarium i przekopał swój mózg, aby przypomnieć sobie standardową prezentację na temat Wspólnoty, z jaką zwykle występowali objazdowi docenci.

      – Wszystko w porządku – powiedział do dzieci. – Te samoloty tylko tędy przelatywały. Znajdowaliśmy się na ich trasie, nic więcej. Na uniwersytecie jest bezpiecznie.

      To zapewne również nie była prawda, bowiem na Uniwersytecie w Opolu było niemało sympatyków rebeliantów, od naćpanych studentów szukających jakiegoś ruchu, do którego mogliby dołączyć, po profesorów, którzy koniecznie chcieli być inni niż większość i lubili dopiec księciu, ale zarazem pasowała im ciepła posadka. Teraz większość z nich, zarówno studentów, jak i kadry, siedziała zapewne w piwnicach. Marce, który osobiście był zdecydowanie apolityczny i czuł się z tym dobrze, wcale ich nie winił.

      W każdym razie, sianie paniki wśród ośmiolatków, mówiąc im, że istnieje możliwość, iż uniwersytet zostanie zajęty albo przez rebeliantów, albo oddziały księcia, nie miało sensu. Teraz zadanie Marce’a sprowadzało się do skupienia ich uwagi na czymś innym. Dzisiejszy dzień mógł być ostatnim normalnym w ich życiu, przynajmniej na pewien czas. Nie zaszkodzi dobrze go wykorzystać.

      Marce po raz kolejny dotknął swojego tabletu i z projektora na pustą przestrzeń ponad mównicą planetarium wyskoczyło pole gwiazd, czemu towarzyszyła uspokajająca muzyka grana na dzwoneczkach. Na ten widok ośmiolatki, jeszcze pięć sekund temu wystraszone, ochnęły i achnęły. Podobnie jak dorośli.

      – To, co właśnie widzicie, to wszystkie gwiazdy, które znajdują się na obszarze zajmowanym przez Wspólnotę – zaczął Marce – od Hubu po Kres. Można tu znaleźć wszystkie gwiazdy, wokół których żyjemy. Ktoś spróbuje zgadnąć, która z nich jest nasza?

      Palce wszystkich dzieci wystrzeliły w górę – wszystkie w kompletnie różne punkciki światła. Marce dotknął jednej z gwiazd na swoim tablecie. Wyświetlany obraz najechał ku niej, robiąc powiększenie, i zatrzymał się nieruchomo, ukazując system gwiezdny złożony z pięciu planet: dwóch skalistych i trzech gazowych gigantów.

      – To my – powiedział Marce. – Druga planeta, licząc od naszego słońca. To Kres, zwany tak, bo jest położony dalej niż cokolwiek innego we Wspólnocie. – Znów oddalił obraz, tak że widać było cały obszar Wspólnoty. – Wszystkie te gwiazdy znajdują się w przestrzeni, którą Wspólnota przyjęła uważać za własną, ale nie wszystkie systemy nadają się do zamieszkania przez ludzi. Spośród tych ponad pięciu tysięcy systemów gwiezdnych człowiek zamieszkuje zaledwie czterdzieści siedem.

      Podświetlił mocniej systemy należące do Wspólnoty, tak aby dzieci mogły je zobaczyć. Ogólnie rzecz biorąc, w czasoprzestrzeni wcale nie znajdowały się one blisko siebie. Wydawało się, że ich układ jest dość przypadkowy. Przypominały diamenty rozrzucone pośród ziarenek piasku.

      – Dlaczego są od siebie tak daleko? – zapytało jedno z dzieci, bardzo ładnie kładąc fundament pod kolejną część standardowej prezentacji.

      – Świetne pytanie! – orzekł Marce. – Mogłoby się wydawać, że systemy zamieszkane przez ludzi powinny być niedaleko od siebie, tak aby łatwo było między nimi podróżować, ale łączy je nie bliskość w przestrzeni, lecz Nurt. – Z systemów zamieszkanych przez ludzi wystrzeliła plątanina linii, które łączyły je ze sobą, co wywołało kolejny pełen zachwytu szmer wśród dzieciaków. – Nurt jest jak megaskrót w przestrzeni – kontynuował Marce. – Dotarcie z jednego systemu gwiezdnego do drugiego normalnie zajęłoby lata, a nawet stulecia. Nawet systemy położone bardzo blisko siebie dzieli kilka lat świetlnych i gdyby korzystać z normalnych sposobów poruszania się, to przebycie choćby stosunkowo krótkich odległości zajęłoby dwadzieścia czy trzydzieści lat. Nawet najbardziej zaawansowane z naszych statków, zwane „dziesiątakami”, nie są w stanie odbyć takiej podróży. Dzięki Nurtowi możemy przemieszczać się między systemami i zajmuje nam to tygodnie, a w najgorszym razie miesiące. Jednak tu właśnie jest pies pogrzebany. Możemy podróżować tylko do tych systemów, w pobliżu których znajduje się Nurt. – Zrobił zbliżenie innego systemu. Było w nim dziesięć planet. Przybliżył obraz jeszcze bardziej. – Czy ktoś wie, co to za planeta? – Nikt nie odpowiedział. – To Hub. Jest stolicą Wspólnoty. Czy ktoś wie, dlaczego?

      – Bo tam mieszka imperoks?

      – Cóż, tak, ale imperoks mieszka tam nie bez powodu, a jest on następujący. – Marce tapnął palcem na tablecie i planetę otoczył niemal wir linii, które kłębiły się w przestrzeni ponad globem. – Hub jest jedynym miejscem we Wspólnocie, gdzie łączą się wszystkie

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, СКАЧАТЬ