Faktycznie długo.
Wreszcie udaje mi się zlokalizować torebkę oraz teczkę z aktami. Wracam do Drew.
– Nie zaczynaj niczego, co może się obrócić przeciwko tobie. Ona przygotowuje się tyle czasu tylko dlatego, że chce ładnie dla ciebie wyglądać.
Krzywi się, gdy idziemy do drzwi.
– Wolę ją bez tego całego gówna na twarzy.
Zatrzymuję się, kładę rękę na biodrze i przechylam głowę.
– A powiedziałeś jej o tym?
Drew marszczy się z oburzeniem.
Tak, jak myślałam. Nie mówił.
Unoszę brwi, celując w niego palcem.
– Musisz jej powiedzieć.
Wychodzimy z mojego mieszkania, po czym kierujemy się do samochodu. W drodze do sądu Drew pyta:
– Wiesz, co masz mówić?
Kiwam głową.
– To prosta sprawa. Wchodzimy i wychodzimy. Tahlia potrafi zadbać o siebie lepiej, niż robią to jej rodzice. Poza tym ma siedemnaście lat. Jeśli chce się usamodzielnić, myślę, że ma na to duże szanse. Nie jest już przecież trzynastolatką. Ma siedemnaście lat, a w wieku piętnastu opuściła dom, znalazła pracę oraz mieszkanie. Sama. Jest odpowiedzialna i… – Odwracam się do Drew, po czym dodaję z uśmiechem: – Jest taką miłą dziewczyną. Uroczą i czarującą. Myślę, że uda jej się wyrwać z systemu.
Drew z uśmiechem kieruje wzrok na ulicę.
– Mamy zwycięstwo w kieszeni.
Na mojej twarzy pojawia się pełen zadowolenia uśmiech.
– Wiem.
I już nie mogę się doczekać.
Gdy tylko wchodzimy do sądu, porzucam swój pokerowy wyraz twarzy i spieszę do Tahlii.
– Gratulacje, skarbie!
Śmieje się cicho, pozwalając się przytulić. Trzymam ją mocno, nie przestając się uśmiechać.
Kocham swoją pracę.
– Dziękuję – mruczy w moją koszulę. – Naprawdę. Bardzo dziękuję.
Odsuwam się, zakładam jej włosy za ucho, po czym mówię:
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Puszczam ją. – No dobrze, to teraz jesteś wolna i możesz robić, co tylko zechcesz. Ale nie myśl sobie, że zachęcam cię do zarywania nocy i picia, co to to nie, zrozumiano?
Tahlia przewraca oczami.
– Tak, mamo.
Chichoczę. Mówi to w taki specyficzny sposób, a ja uwielbiam australijski akcent.
Z uśmiechem kładę jej dłoń na ramieniu i ściskam.
– Wiesz, że możesz dzwonić do mnie o każdej porze? Nawet jeśli nie będziesz miała żadnej ważnej sprawy. – Wzruszam ramionami. – Możesz dzwonić z głupotami, na przykład, jeśli będziesz potrzebowała porady sercowej albo nie będziesz wiedziała, jakiego detergentu użyć do wywabienia plam. – Śmieje się, a mój uśmiech łagodnieje. – Dzwoń ze wszystkim. Już nie zajmuję się twoją sprawą, ale możesz zostać moim kolejnym dzieckiem.
Uśmiech znika jej z twarzy. Oczy lśnią.
– Dziękuję, pani Ballentine – szepcze.
– O nie – stwierdzam poważnie, potrząsając głową. – Jesteś już prawie dorosła. Mów mi Lexi.
Przeciera oczy, by powstrzymać łzy.
– Dziękuję, Lexi.
Idąc tyłem do samochodu Drew, rzucam:
– Nie ma za co.
Drew czeka cierpliwie na siedzeniu kierowcy, bawiąc się telefonem. Gdy zbliżam się do samochodu, czuję, że On mnie obserwuje.
Wstrząsa mną niespodziewany dreszcz. Czuję to na całym ciele.
Zatrzymuję się gwałtownie, próbując zachować zimną krew. Otwieram torebkę i udaję, że szukam czegoś ważnego.
Serce mi przyspiesza.
Gdzie on jest?
Staram się dyskretnie rozejrzeć. Patrzę na jedną z kafejek po drugiej stronie ulicy. Szukam znajomej czarnej kurtki z kapturem. Już mam się poddać, gdy go dostrzegam.
Obserwuje mnie spod kaptura, wyciągnięty na kawiarnianym krzesełku.
Wiem, że powinnam to zgłosić.
Jest wszędzie. Dosłownie wszędzie. Wydaje się wręcz, że wie lepiej niż ja, dokąd się udam w następnej kolejności.
Unosi głowę, nasze oczy się spotykają.
Nigdy dotąd nie pokazywał, że mnie dostrzega. Nie zrobił nic, żeby mnie poznać.
Po prostu…był. Nigdy nie wykonując żadnego ruchu, który świadczyłby o tym, że czegoś ode mnie chce.
Właściwie za każdym razem, kiedy go widzę, coś się we mnie zmienia.
Ten nieznajomy mężczyzna jest w mojej podświadomości. Pojawia się w moich snach. Co jest niedorzeczne. Wiem.
Jego oczy są dzikie. Pełne ognia. Nie wiem, co o tym myśleć.
– Gotowa, Lex? – woła Drew.
A ja potrząsam głową, gdy zdaję sobie sprawę, że od blisko pięciu minut stoję, gapiąc się na nieznajomego po drugiej stronie ulicy. Z płonącymi policzkami odpowiadam:
– Wracajmy do biura.
Ponownie wędruję wzrokiem w jego stronę.
Ostatnie spojrzenie.
Ale go już tam nie ma. Jak zwykle.
Śledzona przez ducha.
Wzdycham po cichu.
Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Gdy dojeżdżamy do pracy, żegnam się z Drew i po raz tysięczny przyjmuję gratulacje w związku z wygraną sprawą Tahlii.
Uśmiech nie schodzi mi z ust, gdy idę do СКАЧАТЬ