Obietnica. Ewa Pirce
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Obietnica - Ewa Pirce страница 6

Название: Obietnica

Автор: Ewa Pirce

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378898153

isbn:

СКАЧАТЬ przed ludźmi. Starałem się ograniczyć te cyrki do absolutnego minimum. Niestety czasami trzeba zacisnąć zęby i założyć maskę, by móc wspiąć się jeszcze wyżej.

      Uporządkowałem biurko i skorzystałem z toalety. Zgarnąłem z wieszaka marynarkę i poprawiłem krawat, po czym nieśpiesznie wyszedłem z gabinetu.

      – Aha, Margaret. – Zatrzymałem się przy jej biurku. – Poszukaj, proszę, trzech najlepszych prawników w tym mieście i umów mnie z nimi na jutro. Najlepiej na godzinę piętnastą trzydzieści, niech się nie spóźnią.

      – Już dwóch zwerbowałam – oświadczyła z zadowoleniem. – Po przygotowaniu wszystkich papierów potrzebnych do odprawy i poinformowaniu kadry o zwolnieniu Andrewsa. Wiedziałam, że będziesz kogoś potrzebował na jego miejsce. – Na jej twarzy zagościł przebiegły uśmiech.

      – Wyjdź za mnie – zażartowałem.

      – Jesteś dla mnie za stary i za brzydki, chłopcze. – Jej uśmiech zmienił się w figlarny.

      Chwyciłem się teatralnie za serce, kiwając głową z nieskrywanym żalem.

      – Masz rację, jesteś dla mnie zdecydowanie za dobra. – Puściłem jej oczko i ruszyłem w kierunku windy.

      Kiedy przechodziłem koło lady recepcji, siedząca za nią Jennifer wstała i skłoniła mi się lekko.

      – Panie Wild.

      Nie odpowiedziałem. Pracownicy uważali mnie za zimnego, bezwzględnego, wywyższającego się tyrana. Nie przeszkadzało mi to, bo właśnie tak chciałem być postrzegany. Prawdziwego mnie znała tylko jedna osoba – Margaret. Z życia wyciągnąłem bardzo istotną lekcję: nie ufać. Ponieważ ufać komuś to tak jakby dać mu do ręki odbezpieczoną broń. Dawniej do tego wąskiego grona należał również mój brat, ale odkąd zaczął obwiniać mnie o każde nieszczęście i potknięcie w swoim życiu, nasza relacja sprowadziła się jedynie do przelewania przeze mnie pieniędzy na jego konto.

      Margaret znałem od trzynastu lat. Pomogła mi podczas jednego z najcięższych okresów w życiu. Dzięki niej i jej wsparciu doszedłem tak daleko. Nie zawsze pochwalała moje postępowanie i nie o wszystkim wiedziała, ale jest jedynym światłem, które rozświetla mój mrok. Zastępowała mi matkę i robiła to tak, że kobieta, która wydała mnie na świat, mogłaby się od niej uczyć. Była silniejsza, wytrwalsza, a przede wszystkim nigdy nie odebrałaby sobie życia, będąc w zamkniętym domu z dzieckiem. Dzieckiem, które tkwiło z jej rozkładającym się ciałem przez cztery pieprzone dni. Dzieckiem, dla którego dałbym się zabić, a które znienawidziło mnie najbardziej na świecie.

      Jestem, kim jestem, i tego nie zmienię. Żyję tylko po to, by zniszczyć i doprowadzić Thomasa Hendersona do takiego samego stanu, do jakiego on doprowadził moją matkę, Astona i mnie. Przez jego chciwość moja rodzina przestała istnieć – stało się tak z dniem, kiedy zachłanność Thomasa zabiła mojego ojca – więc teraz musiał za to zapłacić.

      Drzwi windy otworzyły się i pewnym krokiem ruszyłem naprzód. Ludzie rozstępowali się na boki, kiedy szedłem. Kobiety bezwstydnie próbowały skupić na sobie moją uwagę, co było bezzasadne. Jeśli czegoś chciałem, to to brałem, nikt i nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Dotyczyło to również kobiet.

      – Panie Wild, samochód czeka – oznajmił portier, otwierając przede mną drzwi budynku i wskazując czarną limuzynę zaparkowaną przy krawężniku.

      – Dziękuję, Trevorze – odpowiedziałem staremu Afroamerykaninowi, który kiedyś, siedząc przed budynkiem, gdzie mieści się moja firma, zapytał, czy dam mu dolara. Nigdy nie rozdawałem pieniędzy, ale zaproponowałem mu pracę. Przyjął ją z wielką radością, co znaczyło, że nie był kloszardem żebrzącym na alkohol bądź narkotyki. To była kolejna inwestycja, którą poczyniłem, inwestycja w człowieka o wielkim sercu, jak się później okazało.

      Po zjedzeniu fantastycznego posiłku, składającego się z eskalopków jako przystawki, dania głównego w postaci turbota z glazurowanymi warzywami i sałatki owocowej na deser, wróciłem do firmy. Oczywiście zdjęcie mojego posiłku zostało wysłane do Margaret, co w rezultacie spowodowało, że poprosiłem szefa kuchni o przyrządzenie takiego samego zestawu na wynos.

      Po powrocie do firmy zdążyłem przejrzeć informacje o dziennikarce, która miała mnie odwiedzić, i raz jeszcze przejrzałem pytania, skrupulatnie układając sobie w głowie odpowiedzi. Punktualnie o szesnastej do drzwi zapukała Margaret, zapowiadając Anne Newton, młodą, pnącą się szybko po szczeblach kariery, dziennikarkę. Pozwoliłem Margaret wziąć sobie wolne na resztę dnia i odesłałem ją limuzyną do przytulnego domku na przedmieściach.

      Piękna kobieta, która przede mną stanęła, zdawała się nie być w ogóle podobna do osoby ze zdjęcia, jakie mi przysłano.

      – Pani Newton? – Postanowiłem się upewnić, żeby nie popełnić jakiejś gafy.

      – Panna – poprawiła mnie.

      – Proszę wybaczyć mi nietakt, panno…

      – Anna Elizabeth Newton. – Podeszła bliżej i wyciągnęła drobną dłoń.

      Uścisk, którym mnie obdarzyła, był silny i pewny. No, no, twarda sztuka. Szkoda tylko, że skorzystała z usług chirurga plastycznego, na co wskazywały łagodniejsze niż na fotografii rysy twarzy, napompowane usta i powiększony biust.

      – Mogę? – Skinęła na stojącą pod oknem kanapę.

      – Proszę. – Wskazałem krzesło po przeciwległej stronie biurka.

      – Czy nie wygodniej nam będzie na kanapie? – Zgarnęła długie brązowe włosy i przełożyła je przez ramię.

      – Nie jest tu pani dla wygody, a w konkretnym celu. Nie marnujmy więc czasu i zaczynajmy. Ma pani dokładnie dwadzieścia pięć minut – oświadczyłem lodowatym tonem.

      – Ale wywiad miał trwać trzydzieści…

      – Miał, ale właśnie zmarnowała pani pięć na zbędną pogawędkę. Przypomnę tylko, że z każdą sekundą pani czas się kurczy.

      Nie kryjąc niezadowolenia, usiadła na krześle i wyciągnęła notatki. Poszedłem za jej przykładem i umościłem się w swoim fotelu.

      – Widzę, panie Wild, że plotki o panu są prawdą.

      – A o czym się szepcze, panno Newton?

      – Że jest pan aroganckim dupkiem – odpowiedziała odważnie, nie zadając sobie trudu, by na mnie spojrzeć.

      Zaśmiałem się cicho i wbiłem w nią przenikliwe spojrzenie.

      – Jeśli pan chce, może sobie wydrukować moje zdjęcie. Teraz przejdźmy do rzeczy – zakomenderowała zbyt bezczelnie, ale, o dziwo, spodobała mi się jej błyskotliwość i niewyparzony język. – Wiemy, że osiągnął pan dużo w bardzo krótkim czasie. Wiele osób podejrzewa, że prowadzi pan jakieś brudne interesy.

      – Jeśli dla tych osób siedemnaście lat to niewiele, to im współczuję, gdyż muszą być pozbawieni jednego z narządów, dzięki któremu dotarłem tak daleko i osiągnąłem to, co mam.

СКАЧАТЬ