Название: Skradzione laleczki
Автор: Ker Dukey
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
isbn: 9788378896890
isbn:
– Obawiam się, że tak. Muszę zadać pani kilka pytań.
Kiwa głową i krzywi się, nie odrywając oczu od szyby.
– Kto mógłby zrobić coś tak potwornego? Pani Hawthorne była najmilszą kobietą pod słońcem. Na litość boską, przecież ona tylko tworzyła lalki! Biznes nie kręcił się tak dobrze, żeby chcieć nas okraść. Nie potrafię tego zrozumieć…
Delikatnie łapię ją za ramię.
– Na świecie żyje wielu złych ludzi, pani Kline. To normalne, że nie rozumiemy ich motywów. – Rozluźniam uścisk i posyłam jej ciepły uśmiech. – Jedyne, co możemy teraz dla niej zrobić, to złapać mężczyznę, który ją zamordował.
Pani Kline marszczy brwi.
– Mężczyznę?
Natychmiast się rumienię.
– Osobę – poprawiam pośpiesznie.
Chociaż w ponad osiemdziesięciu procentach przypadków to mężczyźni są sprawcami morderstw, nigdy nie powinnam była powiedzieć czegoś takiego przy przesłuchiwanej kobiecie.
Benny.
– Proszę się nie obawiać, złapiemy tego, kto to zrobił. Czy może mi pani powiedzieć, gdzie była pani wczoraj pomiędzy godziną dwudziestą a dwudziestą czwartą?
– Byłam w domu. Koło dwudziestej wzięłam prysznic, a później oglądałam telewizję. Położyłam się spać o dwudziestej drugiej… A dlaczego pani pyta?
– Czy ktoś może to potwierdzić?
Pani Kline nie jest podejrzaną, ale dla pewności wolę znać wszystkie szczegóły.
– Moja mama. Nadal mieszkam w rodzinnym domu.
Zapisuję w notesie kilka słów, które później zamierzam zamieścić w raporcie, kiedy nagle kobieta omija mnie i opuszkiem palca dotyka szyby wystawy sklepowej.
Gdy odwracam głowę, zauważam, że spogląda do środka. Czekam, aż zacznie rozpaczać, widząc ciało zmarłej, ale zamiast tego kobieta patrzy na mnie zapłakana i wskazuje na pierwszy rząd lalek.
– Tego tu wczoraj nie było. To nie nasza lalka.
Moje mięśnie napinają się, kiedy dostrzegam, co pokazuje. Ostatnia lalka w rządku jest chłopcem. Ma brązowe, rozmierzwione włosy. I ogrodniczki. I smutny grymas na twarzy.
Znam tę lalkę.
Benny.
Pani Kline mówi coś jeszcze, ale jej słowa już do mnie nie docierają.
Znowu jestem na pchlim targu razem z Macy i Bennym. Jest słoneczny, gorący dzień. Ostrożnie wkładam lalkę do pudełka, obiecując jej, że tata mi ją kupi. Wszystko będzie dobrze, już niedługo będziesz mój chłopczyku, myślę.
Nawet tej durnej lalce nie potrafiłam dotrzymać słowa.
– Przestań ryczeć – ostrzega ze złością, spoglądając na mnie przez kraty w okienku. Ton jego głosu jest szorstki i ostry. W niczym nie przypomina już tego mężczyzny z targu. – Według tych dokumentów masz tylko czternaście lat…
– Przecież ci mówiłam…
Przygląda mi się nieco uważniej.
– Hmm, myślałem, że jesteś starsza – mruczy raczej do siebie niż do mnie.
No cóż, ja myślałam, że on jest normalny. Najwyraźniej żadne z nas nie miało racji.
– Wypuść mnie! Gdzie jest Macy?! Co z nią zrobiłeś?! – krzyczę, ocierając łzy.
– Nic. Macy bawi się swoją lalką. – Porusza specjalną zasuwą w drzwiach, by wyjąć kraty, a następnie przez otwarte w ten sposób okienko wsuwa do środka lalkę.
Natychmiast dostaję czkawki. To jedna z lalek, które widziałyśmy na stoisku. Ten chłopiec lalka, którego chciałam.
– Proszę, to twoja lalka – mówi, delikatnie nią potrząsając.
Czuję ogromną złość i podbiegam do drzwi, by wytrącić mu zabawkę z ręki.
– Nie chcę tej twojej durnowatej lalki! – wrzeszczę, wyrywając jej włosy i zrywając z niej ubrania. Następnie rzucam ją na łóżko i podbiegam z powrotem do otworu w drzwiach. Benny patrzy z nienawiścią na to, co zrobiłam jego cennej zabaweczce.
I dobrze. Niech się wkurza.
Już mu mówiłam, że jestem za stara na lalki!
– Wypuść mnie! Chcę wrócić do domu – warczę, stając na palcach, by zobaczyć przez otwór jego twarz.
Zza drzwi spogląda jednak na mnie lodowata pustka. Widzę jedynie ciemność, która przeszywa moje ciało na wskroś.
Nagle czuję jego dłoń na gardle. Jest zbyt szybki, bym zdążyła zrobić unik. Ściska moją szyję, coraz mocniej.
Oczy wychodzą mi na wierzch i odnoszę wrażenie, że za chwilę pękną mi żyły.
Próbuję krzyczeć, ale nie jestem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jest silny. Potwornie silny. Jego uścisk powoli odbiera mi życie. Patrzy na mnie ze stoickim spokojem, ściskając mocniej… i mocniej…
Tracę przytomność… umieram… przestań.
Gdy nagle mnie puszcza, nabieram powietrza tak gwałtownie, że czuję ból. Upadam na podłogę, obijając sobie kolana.
Brzdęk.
– Nie – mamroczę przez obolałe gardło, czołgając się w głąb celi, kiedy drzwi się otwierają. Przed sobą widzę jego cień. Przypomina mi wzburzoną falę na niespokojnym morzu. Wciąga mnie pod powierzchnię, przytłacza, topi.
Benny łapie moje włosy i ciągnie tak długo, aż wstaję. Ledwo jestem w stanie utrzymać się na nogach. Wyrywa cebulki. Skóra głowy piecze mnie tak, jak gdyby ktoś ją przypalał.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию СКАЧАТЬ