Zależna od mafii. Ada Tulińska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zależna od mafii - Ada Tulińska страница 16

Название: Zależna od mafii

Автор: Ada Tulińska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66654-94-5

isbn:

СКАЧАТЬ kupić jeszcze trochę ubrań na moje potencjalne randki z bokserem, ale z pomocą liżącej Filipowi buty sprzedawczyni poszło szybko. Musiałam przyznać, że miała niezłe oko i wychodziła naprzeciw oczekiwaniom klientów.

      Dzień aukcji charytatywnej zbliżał się nieubłaganie i zaczęłam się nieco denerwować. No dobra. Bardzo się denerwowałam. Nigdy nie byłam nieśmiała w stosunku do mężczyzn, ale tutaj chodziło o coś innego. W normalnym świecie nawet gdybym mu się nie spodobała, nic przecież by się nie stało. Tutaj miałam tylko jedną szansę, żeby zrobić świetne pierwsze wrażenie, i to mnie frustrowało. Wydawało mi się, że Filip również staje się coraz bardziej nerwowy. Krzyczał na Kena, ochroniarza, którego na własne potrzeby nazywałam Szafą, i Wandę o byle co. Mnie również się dostawało, mimo że starałam się go unikać. Większość czasu spędzałam w swoim pokoju.

      W czwartkowy wieczór przyszedł do mnie i tradycyjnie wszedł do środka bez pukania. Poderwałam się z łóżka, jakbym spodziewała się wystrzału z broni.

      – Czas, żebyś pokazała mi, co potrafisz – oznajmił sucho i zaczął rozpinać mankiety marynarki.

      – Słucham? – Moje serce przyspieszyło. Po ostatnim incydencie w kuchni wydawało mi się, że już odpuści. A jednak nie.

      – Zostały dwa dni. Musimy upewnić się, że jesteś dobrze przygotowana. Pod każdym względem – mruknął i zdjął marynarkę. Moje oczy wbiły się w jego opięte szarym materiałem koszuli muskuły i ten widok przyprawił mnie o zawrót głowy. Przełknęłam ślinę i spojrzałam mu z powrotem w twarz.

      – Możesz mi zaufać w tej kwestii. Potrafię radzić sobie z mężczyznami. – Skrzyżowałam ręce na piersiach.

      – Przekonajmy się – zaproponował chłodnym tonem i zrobił krok w moją stronę.

      W odpowiedzi burknęłam coś niezrozumiale.

      – Bardzo seksowne, nie ma co – ocenił surowo.

      W przypływie frustracji wypuściłam powietrze, a potem uśmiechnęłam się, mam nadzieję, łagodnie. W porządku, chce pokazu, to mu go dam. Byłam ubrana w jedną z halek, które tu dla mnie przygotowano, więc przynajmniej mogłam czuć się seksownie. Zapadła cisza. Robiłam to setki razy w barze, kiedy chciałam się zabawić. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem raz jeszcze zjechałam spojrzeniem na jego ciało. Chciałam wyraźnie dać mu do zrozumienia, że mi się podoba. Jego wzrok był nadal gniewny. Odrzuciłam do tyłu włosy i popatrzyłam na niego spod rzęs. Ciało Filipa lekko drgnęło, kiedy moje usta wykrzywiły się w diabelskim uśmieszku.

      – I jak mi idzie? – zapytałam ochrypłym głosem.

      – Kontynuuj – nakazał, oblizując wargi. Zrobiłam dwa powolne kroki, zmysłowo kołysząc biodrami. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, minęłam go, lekko muskając ramię łokciem. Nim się obejrzałam, złapał mnie za rękę.

      – Dokąd to?

      – Do baru po drinka – odparłam, niewinnie trzepocząc rzęsami.

      – Dobrze. To ci idzie nieźle – ocenił niechętnie. – Teraz mnie pocałuj.

      Zerknęłam na jego pełne wargi. Naprawdę niezłe. Po chwili wahania położyłam mu dłoń na piersi. Drżąc, przesunęłam jego rękę na swoje biodro. Zaczął mnie delikatnie masować, oddychając szybciej. Jego dotyk sprawił, że moje sutki stwardniały. Zerknął na nie przelotnie, a potem wrócił do moich ust. Wspięłam się na palce, by zmniejszyć odległość między nami. Był sporo wyższy ode mnie i wiedziałam, że moim zadaniem nie jest pocałowanie go tak po prostu, tylko sprawienie, żeby sam pokonał ostatnie centymetry. Oblizałam dolną wargę, cały czas podtrzymując kontakt wzrokowy. Jego druga dłoń przesunęła się na moje pośladki. Poczułam twardniejącą sztywność w okolicy swojego biodra, naparłam na niego nieco. Ciepły oddech łaskotał mój policzek, kiedy lekko musnęłam swoją skórą jego wargi. Jego ręka wróciła na mój kręgosłup i przycisnęła mnie do jego twardej klatki piersiowej. Przysunęłam swoją twarz bliżej i nasze wargi się zderzyły. Zadrżałam w jego ramionach. Jego usta były ciepłe i miękkie, jednak cały czas czekał na moją inicjatywę. Wysunęłam delikatnie koniuszek języka i obrysowałam kontur jego ust. Ciekawa byłam, czy czuje lub słyszy, jak mocno wali mi serce.

      Rozchylił wargi i wysunął swój wilgotny język, wychodząc mi naprzeciw. Po chwili jego dłonie spłynęły na moje pośladki i lekko mnie uniósł. Delikatnie lizał mój język i napierał wargami na moje, jakby nie mógł się tym nasycić. Odchylił moją głowę, z jękiem pogłębiając pocałunek. Moje palce chciwie zaciskały się na jego ramionach, a piersi chętnie ocierały o twarde mięśnie. Policzki mi płonęły, napięcie rosło, podniecenie zaczęło rozlewać się między udami. Resztką sił odsunęłam się od niego.

      – Chyba wystarczy tej prezentacji – mruknęłam, patrząc w jego zamglone pożądaniem oczy.

      – Ja zdecyduję, kiedy wystarczy – warknął i przyciągnął znowu moją głowę. Po chwili wylądowaliśmy na moim łóżku. Jego zęby chwyciły moją dolną wargę, a dłonie wsunęły się pod cienki materiał i odnalazły moje piersi. Splotłam dłonie na jego karku i jęknęłam.

      – Filip – powiedziałam nagle. Rozsądek wrócił na swoje miejsce. – Przecież nie prześpię się z nim od razu.

      Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby sam nie do końca pamiętał, dlaczego zaczęliśmy się całować.

      – Poradzę sobie – powiedziałam stanowczo i odepchnęłam go. Wstałam i podeszłam do drzwi, które otworzyłam. Spojrzałam na niego wymownie z ręką na klamce. Siedział lekko potargany w rozchełstanej koszuli i przyglądał mi się, oblizując wargi. Wyglądał, jakby chciał mnie złapać za nadgarstki i rzucić z powrotem na materac, ale tego nie zrobił. Ostatni raz omiótł mnie wzrokiem i wyszedł.

      ***

      Trochę trzęsły mi się dłonie. Aukcja charytatywna odbywała się na sali weselnej Dworek Korona. Wysiadłam z taksówki i rozejrzałam się po okolicy. Stałam przed dwukondygnacyjnym budynkiem z wieloma gipsowymi dekoracjami w formie pulchnych cherubinów z łukami.

      Teren przed dworkiem był jednym wielkim parkingiem wyłożonym kostką. Poprawiłam czarny płaszcz i udałam się do środka. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu Nikolaja Aristowa. Niestety nigdzie nie było go widać.

      Podeszłam do szatni i oddałam płaszcz. Młody szatniarz o rudej czuprynie puścił do mnie oczko, podziękowałam mu miłym uśmiechem. W środku kręciło się już mnóstwo kobiet w wieczorowych sukniach i mężczyzn w garniturach. Zerknęłam na zegarek. Pozostało jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia.

      – Czy posiada pan plan wieczoru? – zapytałam rudego. Wskazał brodą stolik, na którym leżały wszystkie materiały. Chwyciłam beżowy kartonik zapisany elegancką kursywą.

      Według rozpiski prezentacja powinna się zacząć od przemowy organizatora. Postanowiłam pójść jeszcze szybko do łazienki, żeby upewnić się, że wiśniowa szminka nie zjechała mi na zęby albo nie zaliczyłam innej wpadki. Poprawiłam ekspresowo makijaż i przeczesałam palcami włosy.

      – Rzęsa na lewym policzku – usłyszałam głos w słuchawce w moim prawym uchu.

      Filip СКАЧАТЬ