Morderstwa w Kingfisher Hill. Sophie Hannah
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderstwa w Kingfisher Hill - Sophie Hannah страница 5

Название: Morderstwa w Kingfisher Hill

Автор: Sophie Hannah

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788327160805

isbn:

СКАЧАТЬ która nie jest świadoma własnych poczynań, powiązała dzisiejszy incydent z wydarzeniami, które rozegrały się w zeszłym roku w Clonakilty. Wtedy też w powietrzu wisiało zagrożenie, aż w końcu komuś wyrządzono straszną krzywdę.

      – Przypuszczam, że masz rację. Ona jeszcze nie wsiadła, prawda?

      – Nie umiem ci tego powiedzieć, mon ami. Nie pilnowałem jej. Poza tym mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie. – Po tych słowach Poirot wyjął z kieszeni płaszcza małą złożoną karteczkę. – Przeczytaj to, zanim ruszymy. Nierozsądnie jest czytać podczas podróży. Od tego dostaje się mdłości.

      Wziąłem od niego kartkę, licząc na to, że znajdę na niej powód naszej wyprawy do Kingfisher Hill. Okazało się jednak, że cały arkusz był zapisany drobnym maczkiem.

      – Co to ma być? – zapytałem. – Instrukcje? Do czego?

      – Zajrzyj na drugą stronę, Catchpool.

      Tak też zrobiłem.

      – Teraz widzisz? Tak, to instrukcje. Reguły. Reguły gry, do której potrzebna jest plansza i komplet okrągłych dysków z oczkami. To gra w patrzałki!

      – Oczka? Chodzi ci o ludzkie oczy czy jakieś otworki?

      – Oczy, Catchpool. – Poirot zamrugał gwałtownie. Wyglądał przy tym tak absurdalnie, że gdybym nie był tak sfrustrowany, roześmiałbym się w głos.

      – O co chodzi, Poirot? Dlaczego chowasz w kieszeni reguły gry planszowej?

      – Nie chowam. – W zielonych oczach Poirota pojawił się błysk. – Ty je teraz trzymasz w ręce.

      – Przecież wiesz, o co mi chodzi.

      – Mam przy sobie o wiele więcej niż tylko reguły gry. Zabrałem też samą grę w patrzałki, jest w pudełku w mojej walizce! – oznajmił z triumfem Poirot. – Prosiłem, żebyś teraz zapoznał się z zasadami, bo gdy tylko się da, zagramy sobie w patrzałki. Staniemy się ekspertami i prawdziwymi miłośnikami gry w patrzałki! Jeśli przeczytasz reguły, odkryjesz, że do gry potrzeba co najmniej dwóch graczy.

      – Proszę, oświeć mnie – odezwałem się. – Nie przepadam za grami planszowymi. Prawdę mówiąc, nie cierpię ich. A poza tym co gra w patrzałki ma wspólnego z tym, że uparłeś się wyciągnąć mnie do majątku w Kingfisher Hill? I nie mów mi, że gra nie ma z tym nic wspólnego, bo ci nie uwierzę.

      – Nie mów, że nie cierpisz gry w patrzałki. To niemożliwe, bo nigdy w to nie grałeś. Proszę, zachowaj otwarty umysł. Patrzałki nie są jak szachy.

      – Czy to coś jak eurobiznes? Tego też nie znoszę.

      – Chodzi ci o monopol, n’est-ce pas?

      – Tak, podobno tak też ją nazywają. Dla inteligentnego człowieka to zwykła strata czasu.

      – Ach! Pourrait-il être plus parfait? – Poirot wyglądał na autentycznie uradowanego. – Koniecznie musisz to powtórzyć, gdy dotrzemy do domu państwa Devonport!

      – Kim są państwo Devonport? – zapytałem.

      – Musisz to powiedzieć głośno, żeby wszyscy słyszeli: powiedz, że nienawidzisz grać w monopol.

      – O co ci chodzi, Poirot? Nie mam nastroju na... – zamierzałem rzec „gierki”, ale po zastanowieniu dokończyłem: – ...na twoje sztuczki.

      – Ależ ja nie robię żadnych sztuczek, mon ami. A teraz przeczytaj reguły gry. No, byle szybko, bo zaraz ruszamy.

      Westchnąłem i zabrałem się do lektury. A ściśle mówiąc, patrzyłem na maleńkie literki i starałem się na nich skupić, ale choć wytężałem wzrok, nie byłem w stanie przeczytać instrukcji gry. Już miałem poinformować o tym Poirota, gdy nagle przez gwar podróżnych przebił się pełen oburzenia głos Alfreda Bixby’ego.

      – Obawiam się, że to ostatnia szansa, droga pani – mówił. Siedziałem w przejściu, podobnie jak on, więc widziałem, że pan Bixby się wychyla. Zajmował jedno z miejsc z przodu, tuż za kierowcą, na poziomie drzwi. Teraz zwracał się do kogoś na zewnątrz. – Autokary firmy przewozowej Kingfisher nigdy nie odjeżdżają z opóźnieniem. Mam zamiar podtrzymać tę tradycję! Nie jest pani pępkiem świata, mam tu dwadzieścia dziewięć innych osób, które z pewnością docenią punktualny odjazd. Wśród pasażerów jest nawet matka z małym dzieckiem! Dlatego pytam po raz ostatni: wsiada pani czy nie?

      – To ona – wymamrotałem, kiedy chwilę później w przejściu stanęła kobieta z niedokończoną twarzą. Skuliła się, jakby się bała, że pan Bixby wstanie i spuści jej lanie. On sam wyglądał, jakby miał ochotę to zrobić.

      – Proszę zamknąć drzwi – zwrócił się teraz do kierowcy, który usłuchał polecenia, po czym uruchomił silnik.

      Na twarzy kobiety widniały ślady łez. Wciąż stała nieruchomo między fotelami.

      – Proszę zająć miejsce – zwrócił się do niej pan Bixby. – Nie żeby miała pani duży wybór! Zostało tylko jedno.

      To mówiąc wstał i wskazał jej fotel.

      – Tam, w siódmym rzędzie.

      – Przyznaję, że mogłeś mieć rację, Catchpool – odezwał się Poirot. – Zachowanie tej nieszczęsnej kobiety zaczyna mnie intrygować. Zobacz, jak się zastanawia. Coś ją trapi, jakaś zagadka. Dopóki jej nie rozwiąże, nie będzie wiedziała...

      – Czego nie będzie wiedziała?

      – Czy chce z nami jechać, czy nie. To niezdecydowanie jest dla niej źródłem wielkiej udręki.

      Dookoła słychać było coraz głośniejsze pomruki niezadowolonych pasażerów. Nieszczęśliwa kobieta ruszyła między fotelami, a po chwili zajęła miejsce. Kilka sekund później autokar ruszył. Wkrótce pan Bixby zaczął przechadzać się środkiem i przepraszał każdego z osobna za to karygodne opóźnienie, zapewniając, że mimo to będzie to najlepsza, najbardziej luksusowa podróż naszego życia. Nie dosłyszałem całej wypowiedzi, bo zagłuszał ją niezwykle głośny warkot silnika. Bixby ani słowem nie wspomniał o tej niedogodności – nie przeprosił ani nie wyjaśnił, skąd się wzięła – a z jego milczenia w tej kwestii wywnioskowałem, że ten hałas będzie nam towarzyszył przez całą drogę do Kingfisher Hill.

      Bixby w końcu dotarł ze swoją przemową na tył pojazdu. Nie minęło dziesięć minut, odkąd wyruszyliśmy, gdy nagle usłyszałem głośny, pełen strachu pisk. To krzyczał ktoś kilka rzędów przede mną. Zaraz potem kobieta z niedokończoną twarzą znów stanęła w przejściu i zawołała do pana Bixby’ego:

      – Proszę stanąć! – Następnie zwróciła się do kierowcy: – Proszę natychmiast zatrzymać autobus... i otworzyć drzwi. Nie mogę tu zostać. Nie mogę tam siedzieć. – Wskazała na swoje miejsce. – Ja... Muszę się z kimś zamienić albo będę musiała wysiąść.

      Pan Bixby pokręcił głową. Gniewnie podwinął górną wargę.

      – СКАЧАТЬ