STO MILIONÓW DOLARÓW. Lee Child
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу STO MILIONÓW DOLARÓW - Lee Child страница 14

Название: STO MILIONÓW DOLARÓW

Автор: Lee Child

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8215-222-7

isbn:

СКАЧАТЬ to my o wszystkim decydujemy. Nie wy. Amerykańska okupacja już się skończyła. Niemcy są dla Niemców.

      – Aha, czyli chcecie, żebym wszedł tam na siłę.

      Dzieciak zrobił krok do przodu.

      – My nie wiemy, co to strach.

      Powiedział to jak czarny charakter ze starych filmów.

      – Rozumiem. Jutro należy do nas, tak?

      – Bo należy.

      – A wiesz, że robienie w kółko tego samego z nadzieją na inny wynik jest symptomem obłędu? Słyszałeś o tym? Lekarze tak mówią. Ale to słowa Einsteina. Chyba. A Einstein był Niemcem, prawda? I bądź tu mądry.

      – Idźcie stąd.

      – A wy się odsuńcie. Liczę do trzech.

      Milczenie.

      – Raz…

      Żadnej reakcji.

      Uderzył na „dwa”. Szczerze mówiąc, trochę go oszukał, ale chrzanić to. Skoro mógł, to czemu nie? Szansa przepadła. Witaj w prawdziwym świecie, ciołku. Prawym prostym w splot słoneczny. Humanitarny gest. Jak ogłuszenie krowy w rzeźni. Ten drugi nie miał tyle szczęścia. Przeszkodziła mu siła rozpędu. Po prostu nadział się na łokieć Reachera, oberwał między oczy i padając, przeszkodził trzeciemu, opóźniając go na tyle, że Reacher zdążył uderzyć czwartego, tym samym łokciem ostrym łukiem, jak ostrzem noża, co zapewniło mu szeroki wybór sposobów unieszkodliwienia tego ostatniego. Zdecydował się na kopniaka w krocze, bo kosztowało to minimum wysiłku i zapewniało maksimum skuteczności.

      Przestąpił nad plątaniną nóg i zajrzał do baru. Pusto. Nie licząc jakiegoś staruszka za ladą, siwego, pomarszczonego i przygarbionego. Miał pewnie około siedemdziesiątki. Jak Ratcliffe, z tym że ten był w dużo gorszej formie.

      – Mówi pan po angielsku? – spytał Reacher.

      – Tak – odparł mężczyzna.

      – Widziałem, jak wyglądał pan przez okno.

      – Naprawdę?

      – Zna pan tych chłopaków.

      – I co z tego?

      – Wpuszczają tu tylko Niemców. Nie ma pan nic przeciwko temu?

      – Mam prawo decydować, kogo obsługuję.

      – A mnie pan obsłuży?

      – Nie, chyba że będę musiał.

      – Ma pan dobrą kawę?

      – Bardzo dobrą.

      – Ale ja już nie chcę kawy. Chcę tylko o coś spytać. Zawsze mnie to ciekawiło.

      – Co takiego?

      – Przegrać wojnę: jakie to uczucie?

      • • •

      Poszli dalej i pięć ulic później zrezygnowali. Było za dużo możliwości. Odgadywanie preferencji i upodobań osobistych, owszem, zawęziło pole działania, ale tylko trochę. Nie wykluczyło wielu scenariuszy, które mogły wchodzić w grę. Krótko mówiąc, nie sposób było przewidzieć, gdzie Amerykanin mógłby spotkać się z posłańcem.

      – Musimy spróbować odwrotnie – powiedział Reacher. – Trzeba przywarować, zaczekać na kuriera i go śledzić. Zobaczyć, z kim się spotka. Co, zważywszy na okoliczności, będzie bardzo trudne. To wymaga dużych umiejętności, zwłaszcza na ulicy. W tłumie ludzi. Przydałaby się ekipa obserwacyjna.

      – Nic z tego – odrzekła Neagley. – Nie możemy spalić Irańczyka.

      – Trzymalibyśmy się z daleka. Tylko byśmy czekali. Tyle, ile byłoby trzeba. Zobaczylibyśmy, jak wygląda jego kontakt, i podeszlibyśmy go z innej strony, trochę później. Moglibyśmy zamarkować śledztwo w jakiejś sprawie. Albo przeprowadzić prawdziwe bez mieszania w nie posłańca. Tak, żeby nie spalić Irańczyka.

      – Czy w dzisiejszych czasach ktoś ma jeszcze grupy obserwacyjne?

      – CIA na pewno – odparł Reacher.

      – W każdym konsulacie? Wątpię. Lepiej licz tylko na siebie i na mnie. Co będzie bardzo trudne. Sam powiedziałeś. Zwłaszcza że dom, w którym mieszkają ci Arabowie, ma drugie wyjście. Musielibyśmy się rozdzielić, i to od razu.

      – Może Waterman by nam kogoś podesłał.

      Neagley pokręciła głową.

      – Potrzebowalibyśmy dużo ludzi.

      – Mają dać nam wszystko, czego zażądamy – przypomniał jej Reacher. – Szef tak mówił.

      – Nie wiem, czy na poważnie. Uzna, że nawet obserwowanie mieszkania jest ryzykowne dla Irańczyka. I będzie miał rację. Obserwacja potrwałaby ze dwa tygodnie. Wystarczyłoby jedno potknięcie. Zobaczyliby kogoś dwa razy i dziupla byłaby spalona. A oni wiedzieliby już dlaczego. Mamy związane ręce.

      Reacher nie odpowiedział.

      • • •

      Zawrócili i dwie ulice od hotelu zobaczyli kilka parkujących przy chodniku radiowozów i ośmiu mundurowych, którzy chodzili od domu do domu, naciskając guziki dzwonków i rozmawiając z lokatorami. Od drzwi do drzwi. Kiepsko. Stało się coś złego.

      Poszliby dalej, ale zatrzymał ich jeden z tych ośmiu.

      – Wohnen Sie in dieser Strasse?

      – Mówi pan po angielsku? – spytał Reacher.

      – Czy mieszkają państwo przy tej ulicy? – powtórzył po angielsku Niemiec.

      Reacher wskazał ręką.

      – W tamtym hotelu.

      – Od dawna tu państwo jesteście?

      – Przylecieliśmy dziś rano.

      – Nocnym samolotem?

      – Tak.

      – Z Ameryki?

      – Jak się pan domyślił?

      – Po pańskim ubraniu i zachowaniu. Jaki jest cel waszej wizyty?

      – Turystyka.

      – Dokumenty poproszę – zażądał Niemiec.

      – Pan poważnie? – zdziwił się Reacher.

      – Niemieckie prawo nakłada na każdego obowiązek wylegitymowania się przed policjantem.

      Reacher wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni paszport. СКАЧАТЬ