Название: Pokłosie przekleństwa
Автор: Edyta Świętek
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788366481732
isbn:
Łysy wskazał mu krzesło ogrodowe i zaproponował piwo. Dereń usiadł, za alkohol podziękował. Przez chwilę mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Bez wrogości, ale i bez sympatii. Nie łączyły ich relacje towarzyskie. Łysy z góry musiał przewidzieć, że wizyta byłego esbeka może zwiastować problem.
– No to jaki masz ten interes?
– Fajny wózek stoi przed twoją chatą – rzucił gość bez ogródek. – Dzisiaj rano ktoś uszył taki mojemu najbliższemu przyjacielowi.
– No to przyjaciel ma pecha.
– Blachy się zgadzają.
– Ten wóz jest już sprzedany.
– Musisz poszukać innego. A ten niech wraca, skąd go wziąłeś.
– Niby czemu? Przecież jestem umówiony z twoimi kumplami z psiarni. Oni nie włażą mi w paradę. Ja pilnuję, by nie weszły tu obce strefy wpływów. – Żbikowski pociągnął łyk piwa. Odstawił zroszony kufel na stolik.
– Słuchaj, ja się nie wpierdalam w twoje interesy. Możesz dziobać u kogo chcesz, z wyjątkiem Trzeciaka. Ten człowiek jest pod moją ochroną.
– O! Czyżbyś robił mi konkurencję? – Zdziwiony Żbikowski uniósł krzaczaste brwi.
– Nie. Nie zapominaj jednak, że zawdzięczasz mi co nieco.
– Tak, tak. Pamiętam.
– Dogadamy się w kwestii Trzeciaka?
– Stary! Ale tak całkiem za darmochę to ja nie dam rady. Rachunek ekonomiczny nie puszcza.
– Lepiej, żeby puścił – rzucił Dereń, a widząc, że opryszek nie jest szczególnie stanowczy, dodał: – Nie chcesz chyba tłumaczyć się z pewnej demolki.
– Oj, panie władzo, nieładnie. Znowu do tego wracamy? Trzeciak ma dość szmalu. Niech wykupi wózek. Nie ubędzie mu. A i tobie coś z tego kopsnę.
– Nic z tych rzeczy. Chcesz spokojnie pracować, pracuj na innych podwórkach. To jedno sobie odpuść.
– Tę sucz od kawiarni także?
Dereń spojrzał na niego badawczo. Szybko skojarzył fakty.
– Ona mnie nie interesuje – odparł. – Reprezentuję wyłącznie interesy starego.
– He, he, he! Chyba nie darzysz jej sympatią – zauważył Żbikowski.
– Bez sentymentów. Powiedz swoim ludziom, by jeszcze dzisiaj odstawili furę.
– No już się rozpędzam! A na ich powitanie wyleci połowa psiarni?
– Nikt nie wyleci. Dopilnuję, by Trzeciak wycofał doniesienie. Powie, że zapomniał, gdzie zaparkował.
– Ale co ja z tego będę miał? – burknął niezadowolony Żbikowski.
– Satysfakcja ci nie wystarczy?
Mężczyzna cmoknął kilkakrotnie i pokręcił głową osadzoną na krótkim, nalanym karku.
– Niech mi Trzeciak odpali przynajmniej za fatygę. I za zużyte paliwo.
– Ta… Myślałby kto, że zatankowałeś.
– Mam koszty własne.
– W porządku. Ile? Tylko bez jaj – zapowiedział Romek. – Dobrze wiesz, że nawet nie mrugnąłbyś powieką, a wyprowadziłbym stąd furę. I przy okazji popsułbym ci parę interesów.
– Dwa tysiaki – rzucił.
– Tysiąc maksymalnie. To i tak za dużo. Nie wiem, czy Trzeciak podejmie rozmowę.
– Podejmie, podejmie. Podjąłby i za dziesięć patyków. Bo policja i tak samochodu nie znajdzie, a ubezpieczyciel skroi go przynajmniej drugie tyle. Zapewniam cię, że te dwa tysiaki to naprawdę drobny wydatek.
– No dobrze. Dam mu cynk, żeby zorganizował szmal. Odstawcie wózek pod biuro. Zadbam, by nie było tam psiarni.
– Ty to jednak masz gadane. Przekonałeś mnie – zarechotał Żbikowski. – Może jeszcze chciałbyś puknąć którąś dzidzię w ramach przyjacielskiego paktu?
– Nie kręcą mnie gówniary z plamami od długopisu na palcach. A co do Trzeciakówny, jeszcze się z tobą skontaktuję.
– Ej, nie za duże masz oczekiwania?
– A chciałbyś zobaczyć, jak wygląda pewne podwórko na Wałach Jagiellońskich? – odpowiedział pytaniem, spoglądając w oczy Łysemu.
To zadziwiające, jak martwy był wzrok Żbikowskiego. Dereń patrzył w źrenice mężczyzny, lecz odnosił wrażenie, jakby spoglądał w przestrzeń przed sobą. Nie dostrzegał absolutnie żadnych uczuć. Ani strachu, ani złości, ani nawet grama irytacji.
– Niech będzie moja strata. Koksu podjedzie mniej więcej za dwie godziny. Do tej pory Trzeciak musi uchylić drzwiczki od sejfu.
Chwilę później Dereń siedział w swoim rozklekotanym samochodzie i znowu jechał w stronę Bydgoszczy. Czy nie za łatwo mu poszło? Miał nadzieję, że sprawa zostanie pomyślnie załatwiona. Nie przypuszczał, by Żbikowski próbował zrobić go na szaro – miał na niego dość mocnego haka, którego wolałby jednak nie wykorzystywać, gdyż bandzior mógłby pociągnąć za sobą cały łańcuch ważnych person. Niektórzy po prostu są nietykalni. To pieniądz rządzi światem – stwierdził. Jak Łysy nadepnie na odcisk niewłaściwej osobie, to i jemu dobiorą się do dupy. Wszak Ala Capone wsadzili za podatki.
ROZDZIAŁ 3
Już od wieków wszyscy ludzie
Pochodzący z różnych sfer
Niczym dzieci lubią bawić się
Zakładają różne maski
Choć jest im w nich nieraz źle
I bez przerwy oszukują się[6]
[6] Fragment tekstu piosenki Maskarada z repertuaru grupy Defekt Muzgó. Słowa i muzyka: Tomasz Wojnar.
Twarze i maski
Konieczność wysupłania dwóch tysięcy okupu za skradzione auto mocno zirytowała Tymoteusza, jednak przyjaciel uświadomił mu, że warto zapłacić, bo dzięki temu natychmiast odzyska pojazd. Z firmy ubezpieczeniowej i tak nie otrzymałby pełnej kwoty odszkodowania. A bandyci nie będą go więcej niepokoić.
Tak czy owak, zwrócono mu mercedesa. Tymek odetchnął z ulgą, ponieważ Dereń zdążył załatwić całą sprawę СКАЧАТЬ