Chemia śmierci. Simon Beckett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chemia śmierci - Simon Beckett страница 7

Название: Chemia śmierci

Автор: Simon Beckett

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: David Hunter

isbn: 9788381435994

isbn:

СКАЧАТЬ raczej.

      Czekając na połączenie, czułem na sobie jego wzrok. Zastanawiałem się, co odpowiem, gdy Sally odbierze. Jednak tak naprawdę nie wierzyłem, że to zrobi.

      Otworzyło się okno sypialni i wyjrzał przez nie sierżant.

      – Proszę pana, w torebce dzwoni telefon.

      Zza jego pleców dobiegał cichy sygnał, coś jak elektroniczne pluskanie. Zakończyłem połączenie. Dzwonienie ustało. Mackenzie skinął głową do sierżanta.

      – To my. Pracuj dalej.

      Sierżant się schował. Mackenzie potarł podbródek.

      – To nic nie znaczy – skwitował.

      Nie odpowiedziałem.

      Westchnął.

      – Rany, co za upał. – Po raz pierwszy dał po sobie poznać, że w ogóle go odczuwa. – Zejdźmy z tej patelni.

      Stanęliśmy w cieniu domu.

      – Zna pan kogoś z jej rodziny? – spytał. – Kogoś, kto mógłby wiedzieć, gdzie jest panna Palmer?

      – Niestety. Odziedziczyła ten dom, ale o ile mi wiadomo, nie ma w okolicy żadnej rodziny.

      – A znajomi? Nie licząc pana?

      Mógł być w tym jakiś haczyk, ale trudno powiedzieć.

      – Znała ludzi w Manham, ale nie wiem kogo konkretnie.

      – Miała kochanka? – spytał, obserwując moją reakcję.

      – Nie mam pojęcia. Przykro mi.

      Odchrząknął, zerkając na zegarek.

      – I co dalej? – spytałem. – Sprawdzicie, czy DNA ciała pasuje do próbki z domu?

      Obrzucił mnie spojrzeniem.

      – Widać, że zna się pan na rzeczy.

      Czułem, jak twarz mi purpurowieje.

      – Niespecjalnie.

      Cieszyłem się, że nie drążył tematu.

      – Nie wiemy jeszcze, czy to miejsce zbrodni. Mamy kobietę, która może zaginęła, a może nie. To wszystko. Póki co nic jej nie wiąże ze znalezionymi zwłokami.

      – A pies?

      – Może zaatakowało go jakieś zwierzę.

      – Z tego, co widzę, rana na gardle wygląda na ciętą, a nie szarpaną. Zrobiło ją ostrze.

      Znowu docenił mnie spojrzeniem, a ja zbeształem się w myślach za długi język. Teraz jestem lekarzem. Tylko lekarzem.

      – Zobaczymy, co powiedzą koledzy z kryminalistyki – powiedział. – A nawet jeśli to jej zwłoki, to mogła popełnić samobójstwo.

      – Sam pan w to nie wierzy.

      Już miał coś odpowiedzieć, ale się rozmyślił.

      – Nie, nie wierzę. Co nie znaczy, że mam wyciągać pochopne wnioski.

      Drzwi domu się otworzyły i stanął w nich sierżant, potrząsając głową.

      – Nic. Ale w korytarzu i salonie paliło się światło.

      Mackenzie pokiwał głową, jakby się tego spodziewał.

      – Nie będziemy pana dłużej zatrzymywać – zwrócił się do mnie. – Wyślemy do pana człowieka, żeby spisał zeznania. Byłbym wdzięczny, gdyby z nikim pan o tym nie rozmawiał.

      – Oczywiście.

      Próbowałem stłumić irytację, że w ogóle o tym wspomniał. Odwrócił się, mówiąc coś do sierżanta. Ruszyłem w swoją stronę, ale po chwili się zawahałem.

      – Jeszcze jedno – rzuciłem. Obrzucił mnie poirytowanym spojrzeniem. – Pieprzyk na pańskiej szyi. To pewnie nic, ale nie zaszkodzi przebadać.

      Odszedłem, a oni odprowadzili mnie wzrokiem.

      Pojechałem z powrotem do miasteczka, czując się jak otępiały. Droga biegła obok Manham Water, płytkiego jeziorka, które rok za rokiem po trochu traciło swoją powierzchnię na rzecz zarastających je szuwarów. Taflę miało gładką jak lustro, naruszoną tylko przez stadko gęsi, które na niej wylądowało. Ani jezioro, ani dopływające do niego z bagien rzeczułki nie nadawały się do żeglugi, a w pobliżu Manham nie było żadnej rzeki, więc zapaleni żeglarze-turyści omijali te rejony, robiąc latem desant na pozostałą część Broads. Choć zaledwie kilka mil dzieliło Manham od sąsiednich miasteczek, zdawało się należeć do jakiejś innej części Norfolk, starszej i mniej gościnnej. Otoczone lasami, łęgami i grzęzawiskami, zarówno przenośnie, jak i dosłownie było zamuloną dziurą. Nie licząc sporadycznie zaglądających tu ornitologów amatorów, Manham pozostawione było samo sobie i coraz bardziej pogrążało się w izolacji od świata jak stary dziwak.

      Jak na ironię tego wieczoru skąpane w słońcu wyglądało niemal radośnie. Grządki kwietne przed kościołem i na skwerku były niczym kolorowe stemple, jaskrawe do bólu oczu. Starannie pielęgnowane przez starego George’a Masona i jego wnuka Toma – ogrodników, których poznałem tuż po przyjeździe – były dla mieszkańców Manham jednym z nielicznych powodów do dumy. Nawet stojący na skraju trawnika Pomnik Męczennicy został ustrojony girlandą kwiatów przez dzieci z tutejszej szkoły. Było to coroczne święto – dekorowanie starego kamienia młyńskiego, przy którym w XVI stuleciu sąsiedzi ponoć ukamienowali jakąś nieszczęsną kobietę. Według podania, po tym, jak wyleczyła niemowlę z paraliżu, oskarżono ją o czary. Henry żartował, że tylko w Manham za dobre uczynki dostaje się czapę i że obaj powinniśmy wyciągnąć z tego lekcję.

      Nie miałem ochoty wracać do domu, więc skręciłem do przychodni. Często tam bywałem, nawet wtedy, gdy nie miałem dyżuru. W domu zdarzało mi się czuć samotnie, a w przychodni miałem przynajmniej złudzenie pracy. Wszedłem tylnymi drzwiami prowadzącymi do wydzielonej poradni. Stara oranżeria, z powietrzem gęstym i wilgotnym od kwiatów, które Janice pielęgnowała z czułością, służyła teraz za recepcję i poczekalnię. Część pomieszczeń na parterze została zamieniona na prywatne kwatery Henry’ego. Ale te mieściły się w przeciwległej części domu, który był na tyle duży, by pomieścić nas wszystkich. Ja zająłem dawny gabinet Henry’ego. Gdy zamknąłem za sobą drzwi, poczułem kojący zapach starego drewna i pszczelego wosku. Choć od dnia przyjazdu korzystałem z tego pomieszczenia prawie codziennie, to ze starym obrazem olejnym przedstawiającym scenę myśliwską, sekretarzykiem z żaluzjowym zamknięciem i skórzanym fotelem wciąż stanowiło ono bardziej odzwierciedlenie osobowości jego poprzedniego właściciela niż mojej. Na półkach stały stare pisma i książki medyczne, a także inne, mniej typowe dla prowincjonalnego lekarza: dzieła Kanta i Nietzschego, cała półka poświęcona psychologii, która była konikiem Henry’ego. Moim jedynym wkładem w wystrój pokoju był monitor komputera szumiący cicho na biurku, innowacja, na którą po miesiącach pertraktacji Henry w końcu przystał.

      Jego СКАЧАТЬ