Название: Mesjasz Diuny
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: Kroniki Diuny
isbn: 9788381887540
isbn:
– Chcesz mnie wciągnąć w to przelewanie z pustego w próżne? Niech będzie. Mamy do czynienia z potencjalnym mesjaszem. Bezpośredni atak na kogoś takiego nic nie da. Męczennik zwycięży zza grobu.
Wpatrywali się w niego ze zdumieniem.
– Sądzisz, że to jedyne zagrożenie? – spytała chrapliwie matka wielebna.
Scytale wzruszył ramionami. Na to spotkanie przybrał dobroduszną, krągłolicą postać, pogodne oblicze, pełne usta bez wyrazu, pulchne jak pulpet ciało. Obserwując pozostałych spiskowców, dochodził teraz do wniosku, że wybrał idealnie, choć – być może – bezwiednie. On jeden w tym gronie potrafił zmieniać swą cielesną powłokę, korzystając z szerokiej palety ludzkich kształtów i rysów. Scytale, ludzki kameleon, maskaradnik, upodobnił się do osobnika, który aż się prosił, żeby traktować go lekceważąco.
– No więc? – ponagliła matka wielebna.
– Napawałem się milczeniem – rzekł Scytale. – Lepiej, aby nasze animozje pozostały niewypowiedziane.
Patrzył, jak matka wielebna ustępuje, jak przygląda mu się nowym okiem. Byli wytworami dogłębnego szkolenia prana i bindu, potrafili panować nad włóknami mięśni i nerwów na poziomie dostępnym zaledwie garstce ludzi. Scytale, maskaradnik, dysponował wszakże sprzężeniami mięśni i nerwów, jakich pozostali w ogóle nie mieli, a także wyjątkowym układem mimetycznym sympatico, dzięki któremu mógł przybrać zarówno postać cielesną, jak i duchową innej osoby.
– Trucizna! – rzucił, odczekawszy, aż stara doceni go w końcu. Wypowiedział to słowo atonalnie, dając tym do zrozumienia, że tylko on zna jego ukryte znaczenie.
Gildianin zakołysał się, a jego głos zagrzmiał w połyskliwej kuli fonicznej dryfującej nad Irulaną przy narożniku zbiornika.
– Rozważamy truciznę psychiczną, nie fizyczną.
Scytale wybuchnął śmiechem. Mirabhaski śmiech potrafi obedrzeć oponenta ze skóry, a Scytale poszedł na całość.
Irulana uśmiechnęła się z uznaniem, ale w kącikach oczu matki wielebnej zapaliły się iskierki gniewu.
– Przestań! – warknęła Mohiam.
Maskaradnik zamilkł, gdy już skupili na nim uwagę – Edryk oniemiały ze złości, matka wielebna nastroszona z gniewu, Irulana zaś rozbawiona, ale i zbita z tropu.
– Nasz druh Edryk uważa – powiedział Scytale – że dwie czarownice znające wszelkie arkana Bene Gesserit nie mają pojęcia o elementarnych zastosowaniach podstępu.
Mohiam odwróciła wzrok i zapatrzyła się na zimne wzgórza rodzimej planety Bene Gesserit.
„Zaczyna dostrzegać istotę rzeczy – pomyślał Scytale. – Stara z głowy. Ale pozostaje jeszcze Irulana”.
– Jesteś z nami, Scytale’u, czy nie? – zapytał Edryk, wybałuszywszy szczurze oczka.
– Kwestia mego aliansu jest poza sporem – rzekł maskaradnik. Uwagę skupiał na Irulanie. – Zastanawiasz się, księżno, czy warto było przebyć tyle parseków, ryzykując tak wiele?
Skinęła głową.
– Żeby pogadać o niebieskich migdałach z człekokształtną rybą – ciągnął Scytale – albo z grubym maskaradnikiem z Tleilaxa?
Potrząsnęła głową, rozdrażniona ciężką wonią przyprawy, i odeszła od zbiornika.
Korzystając ze sposobności, Edryk wsunął pigułkę melanżu do ust.
„Żre, wdycha i, ani chybi, pije przyprawę” – odnotował Scytale w pamięci. I nic dziwnego, gdyż przyprawa potęgowała siłę jasnowidzenia, umożliwiając sternikowi prowadzenie liniowca Gildii z nadświetlną prędkością przez bezmiar wszechświata. Dzięki przyprawowemu objawieniu znajdował w przyszłości statku kurs, który omijał zagrożenia. Teraz Edryk wyczuwał innego rodzaju niebezpieczeństwo, lecz jego jasnowidzące oko być może go nie wypatrzy.
– Sądzę, że przybywając tutaj, popełniłam błąd – powiedziała Irulana.
Obróciwszy się, matka wielebna otworzyła i zamknęła oczy dziwnie gadzim ruchem.
Scytale wskazał Irulanie wzrokiem zbiornik, zapraszając księżną, by podzieliła jego punkt widzenia. Wiedział, że widok Edryka wzbudzi w niej wstręt: bezczelne spojrzenie, wielgachne stopy i łapska powoli wiosłujące w gazowym kłębowisku pomarańczowych wirów. Irulana zastanowi się nad jego zwyczajami seksualnymi i wzdrygnie się na myśl o kopulacji z takim dziwadłem. Nawet generator pola siłowego, wytwarzający Edrykowi namiastkę nieważkości z przestrzeni kosmicznej, rozdzieli ich na dobre.
– Księżno – rzekł maskaradnik – dzięki obecnemu tu Edrykowi proroczy wzrok twego małżonka nie sięga pewnych wydarzeń, łącznie z niniejszym… mam nadzieję.
– Mam nadzieję – powtórzyła Irulana.
Nie otwierając oczu, matka wielebna skinęła głową.
– Zjawisko jasnowidzenia jest słabo znane nawet przez samych jasnowidzów – powiedziała.
– Jako nawigator Gildii mam pełną moc – oświadczył Edryk.
Matka wielebna otworzyła oczy. Tym razem spojrzała na maskaradnika z owym szczególnym natężeniem typowym dla Bene Gesserit. Ważyła najdrobniejsze szczegóły.
– Nie, matko wielebna – rzekł cicho Scytale. – Nie jestem taki głupi, na jakiego wyglądam.
– Nie rozumiemy mocy jasnowidzenia – powiedziała Irulana. – W tym sęk. Edryk twierdzi, że mój mąż nie widzi, nie wie ani nie przewiduje tego, co się dzieje w zasięgu oddziaływania nawigatora. Tylko jak wielki jest ten zasięg?
– Są na świecie sprawy i ludzie, których poznaję tylko po skutkach – oznajmił Edryk przez ściśnięte rybie wargi. – Wiem, że byli tu… tam… lub tam. Tak jak wodne zwierzęta pozostawiają po swoim przejściu zakłócenia toni, tak jasnowidz zakłóca czas. Widzę, gdzie twój małżonek był, ale nigdy nie widziałem jego samego ani jego zaufanych zwolenników. To rodzaj ukrycia, jakie mistrz jasnowidzenia daje swoim ludziom.
– Irulana nie jest twoja – rzekł maskaradnik i spojrzał z ukosa na księżną.
– Wszyscy wiemy, dlaczego musimy konspirować tylko w mojej obecności – stwierdził Edryk.
– Najwyraźniej przydajesz się do czegoś – powiedziała Irulana z modulacją stosowaną przy opisywaniu urządzenia.
„Już widzi, do czego on służy – pomyślał Scytale. – Świetnie!”
– Przyszłość sama się nie kształtuje – rzekł. – Miej to na uwadze, księżno.
Irulana popatrzyła na Tleilaxanina.
– Zaufani zwolennicy Paula – powiedziała. – Tak więc pod jego płaszczem СКАЧАТЬ