Название: Krzyżacy
Автор: Генрик Сенкевич
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– Już on wieczorem będzie w Bogdańcu, niech cię o to głowa nie boli: a nam czas do domu…
– Aleś go dobrze ustrzeliła!
– Ba! nie pierwszego!…
– Inne dziewki boją się i spojrzeć na kuszę, a z taką to choćby całe życie po boru chodzić!…
Jagienka, słysząc tę pochwałę, uśmiechnęła się z radości, ale nie odrzekła nic, i poszli tą samą drogą przez łozinę. Zbyszko począł wypytywać o żeremia1006 bobrowe, ona zaś opowiadała mu, ile jest bobrów na Moczydołach, ile na Zgorzelicach i jak sobie po jeziorkach i strugach bobrują.
Nagle jednak uderzyła się dłonią po biodrze.
– Ot! – zawołała – zabaczyłam1007 grotów na wierzbie. Czekaj!
I nim zdążył odpowiedzieć, że sam po nie pójdzie, skoczyła jak sarna z powrotem, a po chwili znikła mu z oczu. Zbyszko czekał i czekał, aż wreszcie począł się dziwić, dlaczego jej tak długo nie ma.
– Chyba pogubiła groty i szuka ich – rzekł sobie – ale pójdę, obaczę, czy jej się co nie stało…
Zaledwie jednak przeszedł parę kroków, gdy dziewczyna zjawiła się przed nim z kuszą w ręku, ze śmiejącą się rumianą twarzą i z bobrem na plecach.
– Dla Boga! – zawołał Zbyszko – a ty jakeś go wyłowiła?
– Jak? wlazłam do wody i tyla! mnie nie pierwszyzna, a ciebie nie chciałam puścić, bo kto tam nie wie, jak pływać, zaraz go muł wciągnie.
– A jam ci tu czekał jak kto głupi! Chytra z ciebie dziewka.
– No to i co? Miałam się przy tobie rozdziewać1008 czy jak?
– Toś i grotów nie zapomniała?
– A nie, jeno chciałam cię odwieść od brzegu.
– Ba, a żebym tak za tobą poszedł, to bym dopiero dziwo zobaczył. Byłoby się nad czym cudować! Hej!…
– Cichaj!
– Jak mi Bóg miły, takem już szedł.
– Cichaj!…
Po chwili zaś, chcąc widocznie odwrócić rozmowę, rzekła:
– Wyżmij mi warkocz, bo mi okrutnie plecy moczy.
Zbyszko chwycił jedną ręką warkocz blisko głowy, drugą zaś począł go wykręcać, mówiąc przy tym:
– Najlepiej go rozpleć, to wiatr zaraz wysuszy.
Lecz ona nie chciała tego uczynić z powodu gęstwiny, przez którą musieli się przedzierać. Zbyszko wziął teraz bobra na plecy, Jagienka zaś, idąc na przedzie, mówiła:
– Prędko teraz Maćko wyzdrowieje, bo na rany nie masz nad niedźwiedzie sadło do środka, a bobrowy skrom na wierzch. Za jakie dwie niedziele1009 na koń będzie siadał.
– Dajże mu Boże! – odrzekł Zbyszko. – Czekam też tego jak zbawienia, bo mi nijak od chorego odjeżdżać, a ciężko mi tu siedzieć.
– Ciężko ci tu siedzieć? – spytała Jagienka. – Czemu to?
– To ci nic Zych nie mówił o Danusi?
– Coś mi tam mówił… Wiem… ona cię nałęczką1010 nakryła… wiem!… Mówił mi także, że każdy rycerz śluby jakoweś czyni, że będzie swojej paniej1011 służył… Ale powiadał, że to nic – taka służba… bo poniektóry, choć żeniaty1012, a też jakowejś pani służy. A ta Danusia, Zbyszku, to co? – powiadaj!… co ona Danusia?
I przysunąwszy się blisko, podniosła oczy i poczęła patrzeć z wielkim niepokojem w jego twarz, on zaś, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na jej trwożny głos i spojrzenie, rzekł:
– Pani ci to jest moja, ale i kochanie najmilejsze. Nie mówię ja tego nikomu, ale tobie powiem jakoby właśnie siostrze, bo się od małego znamy. Poszedłby ja za nią za dziewiątą rzekę i za dziewiąte morze, do Niemców i do Tatarów, gdyż nie ma takiej drugiej w caluśkim świecie. Niech stryk w Bogdańcu siedzi, a ja zaś przed się ku niej powędruję… Co mi ta bez niej Bogdaniec, co statek1013, co stada, co opatowe bogactwa! Siądę, ot na koń i na zamry1014 pojadę, a tak mi dopomóż Bóg, jako że to, com jej ślubował, spełnię, chyba że wprzódy sam legnę.
– Nie wiedziałam… – odparła głucho Jagienka.
Zbyszko zaś począł jej opowiadać, jako się z Danusią w Tyńcu poznali, jak jej zaraz ślubował, i wszystko, co nastąpiło potem, więc swoje uwięzienie, ratunek, jaki mu dała Danusia, Jurandową odmowę, pożegnanie, swoje tęsknoty i wreszcie radość z tego, że po wyzdrowieniu Maćka będzie mógł jechać do kochanej dziewczyny, by spełnić, co jej obiecał. Opowiadanie przerwał mu dopiero widok pachołka z końmi, który czekał na skraju lasu.
Jagienka siadła zaraz na koń i poczęła się żegnać ze Zbyszkiem.
– Niech pachołek jedzie z bobrem za tobą, a ja nawrócę do Zgorzelic.
– A to nie pojedziesz do Bogdańca? Zych tam jest.
– Nie. Tatulo mieli wrócić i mnie kazali.
– No, to Bóg ci zapłać za bobra.
– Z Bogiem…
I po chwili Jagienka została sama. Jadąc przez wrzosy ku domowi, czas jakiś oglądała się za Zbyszkiem, a gdy znikł wreszcie za drzewami, zakryła oczy dłonią, jakby chroniąc się od blasku słońca. Wkrótce jednak spod ręki poczęły jej spływać po policzkach łzy wielkie i padać jedna za drugą jak groch na siodło i grzywę końską.
Rozdział piętnasty
Po rozmowie ze Zbyszkiem Jagienka przez trzy dni nie ukazywała się w Bogdańcu, atoli1015 czwartego wpadła z wiadomością, że opat1016 przyjechał do Zgorzelic. Maćko przyjął nowinę z pewnym wzruszeniem. Miał on wprawdzie z czego spłacić sumę zastawną, a nawet wyliczył, że dość mu zostanie na pomnożenie osadników, zaprowadzenie stad i inne potrzeby gospodarskie, niemniej jednak dużo w całej sprawie zależało od życzliwości bogatego krewnego, który mógł na przykład chłopów, osadzonych przez się na źrebiach1017, zabrać СКАЧАТЬ
1006
1007
1008
1009
1010
1011
1012
1013
1014
1015
1016
1017