Lalka. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka - Болеслав Прус страница 7

Название: Lalka

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ i on wreszcie, co mi się najmniej podobało, za rozmaite przestępstwa karcił nas jedną z pęka dyscyplin.

      Mówię: nas, bo było nas trzech kandydatów do kary cielesnej: ja tudzież dwaj synowcy starego – Franc i Jan Minclowie.

      Czujności pryncypała i jego biegłości w używaniu sarniej nogi80 doświadczyłem zaraz na trzeci dzień po wejściu do sklepu.

      Franc odmierzył jakiejś kobiecie za dziesięć groszy rodzynków. Widząc, że jedno ziarno upadło na kontuar (stary miał w tej chwili oczy zamknięte), podniosłem je nieznacznie i zjadłem. Chciałem właśnie wyjąć pestkę, która wcisnęła mi się między zęby, gdy uczułem na plecach coś, jakby mocne dotknięcie rozpalonego żelaza.

      – A, szelma! – wrzasnął stary Mincel i nim zdałem sobie sprawę z sytuacji, przeciągnął po mnie jeszcze parę razy dyscyplinę, od wierzchu głowy do podłogi.

      Zwinąłem się w kłębek z bólu, lecz od tej pory nie śmiałem wziąć do ust niczego w sklepie. Migdały, rodzynki, nawet rożki miały dla mnie smak pieprzu.

      Urządziwszy się ze mną w taki sposób, stary zawiesił dyscyplinę na pęku, wpisał rodzynki i z najdobroduszniejszą miną począł ciągnąć za sznurek kozaka. Patrząc na jego półuśmiechniętą twarz i przymrużone oczy, prawie nie mogłem wierzyć, że ten jowialny staruszek posiada taki zamach w ręku. I dopiero teraz spostrzegłem, że ów kozak widziany z wnętrza sklepu wydaje się mniej zabawnym niż od ulicy.

      Sklep nasz był kolonialno-galanteryjno-mydlarski. Towary kolonialne wydawał gościom Franc Mincel, młodzieniec trzydziestokilkoletni, z rudą głową i zaspaną fizjognomią81. Ten najczęściej dostawał dyscypliną od stryja, gdyż palił fajkę, późno wchodził za kontuar, wymykał się z domu po nocach, a nade wszystko niedbale ważył towar. Młodszy zaś, Jan Mincel, który zawiadywał galanterią i obok niezgrabnych ruchów odznaczał się łagodnością, był znowu bity za wykradanie kolorowego papieru i pisywanie na nim listów do panien.

      Tylko August Katz, pracujący przy mydle, nie ulegał żadnym surowcowym82 upomnieniom. Mizerny ten człeczyna odznaczał się niezwykłą punktualnością. Najraniej przychodził do roboty, krajał mydło i ważył krochmal jak automat; jadł, co mu podano, w najciemniejszym kącie sklepu, prawie wstydząc się tego, że doświadcza ludzkich potrzeb. O dziesiątej wieczorem gdzieś znikał.

      W tym otoczeniu upłynęło mi osiem lat, z których każdy dzień był podobny do wszystkich innych dni, jak kropla jesiennego deszczu do innych kropli jesiennego deszczu. Wstawałem rano o piątej, myłem się i zamiatałem sklep. O szóstej otwierałem główne drzwi tudzież okiennicę. W tej chwili gdzieś z ulicy zjawiał się August Katz, zdejmował surdut, kładł fartuch i milcząc stawał między beczką mydła szarego a kolumną ułożoną z cegiełek mydła żółtego. Potem drzwiami od podwórka wbiegał stary Mincel mrucząc: Morgen!83, poprawiał szlafmycę, dobywał z szuflady księgę, wciskał się w fotel i parę razy ciągnął za sznurek kozaka. Dopiero po nim ukazywał się Jan Mincel i ucałowawszy stryja w rękę stawał za swoim kontuarem, na którym podczas lata łapał muchy, a w zimie kreślił palcem albo pięścią jakieś figury.

      Franca zwykle sprowadzano do sklepu. Wchodził z oczyma zaspanymi, ziewający, obojętnie całował stryja w ramię i przez cały dzień skrobał się w głowę w sposób, który mógł oznaczać wielką senność lub wielkie zmartwienie. Prawie nie było ranka, ażeby stryj patrząc na jego manewry nie wykrzywiał mu się i nie pytał:

      – No… a gdzie, ty szelma, latała?

      Tymczasem na ulicy budził się szmer i za szybami sklepu coraz częściej przesuwali się przechodnie. To służąca, to drwal, jejmość w kapturze, to chłopak od szewca, to jegomość w rogatywce szli w jedną i drugą stronę jak figury w ruchomej panoramie84. Środkiem ulicy toczyły się wozy, beczki, bryczki – tam i na powrót… Coraz więcej ludzi, coraz więcej wozów, aż nareszcie utworzył się jeden wielki potok uliczny, z którego co chwilę ktoś wpadał do nas za sprawunkiem.

      – Pieprzu za trojaka85

      – Proszę funt86 kawy…

      – Niech pan da ryżu…

      – Pół funta mydła…

      – Za grosz liści bobkowych…

      Stopniowo sklep zapełniał się po największej części służącymi i ubogo odzianymi jejmościami. Wtedy Franc Mincel krzywił się najwięcej: otwierał i zamykał szuflady, obwijał towar w tutki87 z szarej bibuły, wbiegał na drabinkę, znowu zwijał, robiąc to wszystko z żałosną miną człowieka, któremu nie pozwalają ziewnąć. W końcu zbierało się takie mnóstwo interesantów, że i Jan Mincel, i ja musieliśmy pomagać Francowi w sprzedaży.

      Stary wciąż pisał i zdawał resztę, od czasu do czasu dotykając palcami swojej białej szlafmycy, której niebieski kutasik zwieszał mu się nad okiem. Czasem szarpnął kozaka, a niekiedy z szybkością błyskawicy zdejmował dyscyplinę i ćwiknął88 nią którego ze swych synowców. Nader rzadko mogłem zrozumieć: o co mu chodzi? synowcy bowiem niechętnie objaśniali mi przyczyny jego popędliwości.

      Około ósmej napływ interesantów zmniejszał się. Wtedy w głębi sklepu ukazywała się gruba służąca z koszem bułek i kubkami (Franc odwracał się do niej tyłem), a za nią – matka naszego pryncypała, chuda staruszka w żółtej sukni, w ogromnym czepcu na głowie, z dzbankiem kawy w rękach. Ustawiwszy na stole swoje naczynie, staruszka odzywała się schrypniętym głosem:

      – Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig…89

      I zaczynała rozlewać kawę w białe fajansowe kubki.

      Wówczas zbliżał się do niej stary Mincel i całował ją w rękę mówiąc:

      – Gut Morgen, meine Mutter!90

      Za co dostawał kubek kawy z trzema bułkami.

      Potem przychodził Franc Mincel, Jan Mincel, August Katz, a na końcu ja. Każdy całował staruszkę w suchą rękę, porysowaną niebieskimi żyłami, każdy mówił:

      – Gut Morgen, Grossmutter!91

      I otrzymywał należny mu kubek tudzież trzy bułki.

      A gdyśmy z pośpiechem wypili naszą kawę, służąca zabierała pusty kosz i zamazane kubki, staruszka swój dzbanek i obie znikały.

      Za oknem wciąż toczyły się wozy i płynął w obie strony potok ludzki, z którego co chwila odrywał się ktoś i wchodził do sklepu.

      – Proszę СКАЧАТЬ



<p>80</p>

sarnia noga – rękojeść dyscypliny z wykonana z sarniej nogi. [przypis redakcyjny]

<p>81</p>

fizjognomia (a. fizjonomia) – twarz. [przypis edytorski]

<p>82</p>

surowcowy – surowiec: rzemień wyrżnięty ze skóry surowej. [przypis redakcyjny]

<p>83</p>

Morgen – skrócone powitanie poranne w języku niemieckim: dzień dobry. [przypis redakcyjny]

<p>84</p>

panorama – rozległy obraz wewnątrz okrągłego budynku, dający widzom złudzenie rzeczywistości. [przypis redakcyjny]

<p>85</p>

trojak – trzy grosze (pół kopiejki), drobna polska moneta będąca jeszcze wówczas w obiegu. [przypis redakcyjny]

<p>86</p>

funt – dawna jednostka wagi, funt warszawski był równy dzisiejszym 405 gramom. [przypis redakcyjny]

<p>87</p>

tutki – (z niem.) tu: zwinięte torebki papierowe. [przypis redakcyjny]

<p>88</p>

ćwiknąć (gwar.) – uderzyć. [przypis redakcyjny]

<p>89</p>

Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig… (niem.) – dzień dobry, moje dzieci, kawa jest już gotowa. [przypis redakcyjny]

<p>90</p>

Gut Morgen, meine Mutter! (niem.) – dzień dobry, moja matko! [przypis redakcyjny]

<p>91</p>

Gut Morgen, Grossmutter (niem.) – dzień dobry, babciu! [przypis redakcyjny]