Faraon. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 34

Название: Faraon

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Czasem nawet nie odpowiadał na jej pytania albo nagle spojrzał na nią jak zbudzony, jakby dziwił się, że ją widzi obok siebie.

      Rozdział XVI

      Tak wyglądały, zresztą dość rzadkie, chwile największego zbliżenia między Sarą i jej książęcym kochankiem. Wydawszy bowiem rozkazy Patroklesowi i naczelnemu rządcy dóbr, następca tronu większą część dnia przepędzał za folwarkiem, zazwyczaj na czółnie. I albo płynąc po Nilu chwytał siatką ryby, które tysiącami uwijały się w błogosławionej rzece; albo dostawał się na moczary i ukryty między wysokimi łodygami lotosów strzelał z łuku do dzikiego ptactwa, którego krzykliwe stada krążyły gęsto jak muchy. Lecz i wówczas nie opuszczały go myśli ambitne; więc z polowania zrobił sobie rodzaj kabały czy wróżby. Nieraz, widząc stado żółtych gęsi na wodzie, naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę kiedyś jako Ramzes Wielki…

      Pocisk cicho świsnął i przeszyty ptak trzepocząc skrzydłami wydawał tak bolesne krzyki, że na całym moczarze robił się ruch. Chmury gęsi, kaczek i bocianów porywały się w górę i zatoczywszy wielkie koło nad umierającym towarzyszem, spadały w inne miejsca.

      Gdy ucichło, książę ostrożnie przesuwał łódkę dalej, kierując się chwianiem trzcin i urywanymi głosami ptaków. A gdy między zielonością spostrzegł płat czystej wody i nowe stado, znowu naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę faraonem. – Jeżeli nie trafię…

      Strzała tym razem uderzyła w wodę i odbiwszy się kilka razy od jej powierzchni znikła między lotosami. A roznamiętniony książę wypuszczał coraz nowe pociski, zabijając ptaki lub tylko płosząc stada. Z folwarku poznawano, gdzie jest, po wrzeszczących chmurach ptactwa, które co chwila zrywało się i krążyło nad jego łodzią.

      Gdy nad wieczorem zmęczony wracał do willi, Sara już czekała w progu z miednicą wody, dzbanem lekkiego wina i wieńcami róż. Książę uśmiechał się do niej, głaskał po twarzy, lecz patrząc w jej pełne tkliwości oczy myślał:

      „Ciekawym, czy ona potrafiłaby bić egipskich chłopów jak jej zawsze wylęknieni krewni?… O, moja matka ma słuszność, nie ufając Żydom, choć – Sara może być inna…”

      Raz, wróciwszy niespodzianie, zobaczył na dziedzińcu przed domem bardzo liczną gromadę nagich dzieci, wesoło bawiących się. Wszystkie były żółte i na jego widok rozbiegły się z krzykiem jak dzikie gęsi na moczarze. Nim wszedł na taras domu, znikły, że nawet śladu nie zostało.

      – Cóż to za drobiazg – spytał Sary – który tak przede mną ucieka?

      – To dzieci twoich sług – odparła.

      – Żydów?

      – Moich braci…

      – Bogowie! jakże mnożnym jest ten naród – roześmiał się książę. – A któż jest ten znowu?… – dodał wskazując na człowieka, który lękliwie wyglądał zza muru.

      – To Aod, syn Baraka, mój krewny… On chce służyć tobie, panie. Czy mogę go przyjąć?…

      Książę wzruszył ramionami.

      – Twój jest folwark – odparł – możesz przyjmować wszystkich, kogo zechcesz. Tylko, jeżeli ci ludzie będą się tak mnożyli, niedługo opanują Memfis…

      – Nie cierpisz braci moich?… – szepnęła Sara, z trwogą patrząc na Ramzesa i obsuwając mu się do nóg.

      Książę zdziwiony spojrzał na nią.

      – Ja o nich nawet nie myślę – odparł dumnie.

      Drobne te zajścia, które ognistymi kroplami padały na duszę Sary, nie zmieniły dla niej Ramzesa. Zawsze był jednakowo życzliwy i pieścił ją jak zwykle, choć coraz częściej jego oczy biegły na drugą stronę Nilu i opierały się na potężnych pylonach zamku.

      Wnet spostrzegł, że nie tylko on tęskni na swoim dobrowolnym wygnaniu. Pewnego dnia bowiem od tamtego brzegu odbiła strojna barka królewska, przepłynęła Nil w stronę Memfisu, a potem zaczęła krążyć tak blisko folwarku, że Ramzes mógł poznać osoby siedzące w niej.

      Jakoż poznał pod purpurowym baldachimem swoją matkę między dworskimi damami, a naprzeciw niej, na niskiej ławce, namiestnika Herhora. Wprawdzie nie patrzyli na folwark, ale książę zgadł, że go widzą.

      „Aha! – pomyślał, śmiejąc się. – Moja czcigodna matka i jego dostojność minister radzi by wywabić mnie stąd przed powrotem jego świątobliwości…”

      Nadszedł miesiąc Tobi, koniec października i początek listopada. Nil opadł na wysokość półtora człowieka, co dzień odsłaniając nowe płaty czarnej, grząskiej ziemi. Gdziekolwiek ustąpiły wody, zaraz w tym miejscu ukazywała się wąska socha ciągniona przez dwa woły. Za sochą szedł nagi oracz, obok wołów poganiacz z krótkim batem, a za nim siewca, który brnąc po kostki w mule niósł w fartuchu pszenicę i rzucał ją pełnymi garściami.

      Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku – zima. Ciepło nie przechodziło piętnastu stopni, ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, spomiędzy której wytryskały narcyzy i fiołki. Woń ich coraz częściej odzywała się wśród surowego zapachu ziemi i wody.

      Już kilka razy statek, niosący czcigodną panią Nikotris i namiestnika Herhora, ukazywał się w pobliżu mieszkania Sary. Za każdym razem książę widział matkę swoją wesoło rozmawiającą z ministrem i przekonywał się, że w ostentacyjny sposób nie patrzą w jego stronę, jakby mu chcieli okazać lekceważenie.

      – Poczekajcie! – szepnął rozgniewany następca – przekonam was, że i ja się nie nudzę…

      Gdy więc jednego dnia, niedługo przed zachodem słońca, ukazała się na tamtym brzegu złocona łódź królewska, której purpurowy namiot zdobiły w rogach strusie pióra, Ramzes kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.

      – Jehowo! – zawołała, składając ręce. – Ależ tam jest wasza matka i namiestnik.

      – A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.

      – Jeszcze i arfę?… – zapytała drżąc. – A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z tobą?… Chyba rzucę się w wodę!…

      – Nie bądź dzieckiem, Saro – odparł śmiejąc się książę. – Jego dostojność namiestnik i moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką ładną pieśń żydowską. Niech tam będzie co o miłości…

      – Nie umiem takiej – odpowiedziała Sara, w której słowa księcia zbudziły otuchę. Może naprawdę jej śpiew podoba się potężnym władcom, a wówczas?…

      Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet СКАЧАТЬ