Z pamiętnika. Władysław Stanisław Reymont
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z pamiętnika - Władysław Stanisław Reymont страница 6

Название: Z pamiętnika

Автор: Władysław Stanisław Reymont

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ zupełnie źle. Zdejm kapelusz!

      Zdjęłam i aż mi się płakać chciało…

      A ona zawołała służącej, zawołała też wychowanicę32 i do spółki mnie przeczesały, wyglądałam, że to coś okropnego, jak czupiradło… a do tego tak mi się zrobiło niedobrze… że prawie uciekłam, ale ciotka Sylwia dała mi znowu cały pakiet czegoś…

      – Weź na nowe gospodarstwo. Ubieraj się, gdzie ci mówię, czesz się inaczej i niech cię Bóg ma w swojej opiece.

      A potem to pocałowała pana Henryka i ta wychowanica całowała pana Henryka, i służąca całowała pana Henryka, i już nie wiem, kto…

      Ledwiem przyjechała do domu…

*

      Trochę mi przeszło.

      Ma powiada, że to te lekarstwa ich.

      Dostałam trzy poduszki haftowane na kanwie, trzy patarafki33 pod lampę, trzy czapeczki włóczkowe na szkło od lampy i trzy abażury.

      Żebym mogła, tobym w tej chwili wyrzuciła na śmietnik.

      Wprost obrzydliwe!

      Ale już ja nigdy do nich nie pójdę.

      To rodzinka, co?

      Nawet w teatrze takich śmiesznych nie widziałam.

      19 marca

      Od wczoraj piekło, Ma nie daje spokoju… wciąż idzie szturm o Włochy…

      Boże, na czym się to skończy! Muszę iść spać, późno.

      Do widzenia, kwitnące pomarańcze!

      A jeśli nie pozwoli?

      Ale… dałaby mu Ma nie pozwolić!…

      Warszawa, 20 marca

      Jedziemy do Włoch!

      Naprawdę, jak kocham Pa i Ma, jedziemy do Włoch.

      Tak się tym cieszę, że wprost szaleję z radości.

      Muszę iść powiedzieć o tym Naci i napisać panu Henrykowi, żeby przyszedł.

      Boże, jaka ja jestem szczęśliwa!

      A jeszcze przed godziną myślałam, że umrę z rozpaczy… że się otruję, naprawdę tak myślałam… Esencja octowa34 jest w kredensie, a w „Kurierku” często piszą o takich otruciach…

      Ciekawam, jakbym wyglądała po śmierci w trumnie?… Ubraliby mnie w białą suknię, w welon, mnie bardzo dobrze w białym kolorze z welonem… przymierzałam suknię ślubną Józi… i w kwiatach, całe masy kwiatów… i pan Henryk w żałobie, zapłakany… Ma płacze, Pa płacze i Zdziś, i ciocia Cesia, i Stokrotki… i księża… i znajomi… i śpiewy!…

      Nie chcę, bo mi się już na płacz zbiera.

      A jedziemy do Włoch.

      Pa długo nie chciał, wykręcał się i tłumaczył to brakiem pieniędzy, to znowu, że nie można zostawiać na Boskiej Opatrzności domu, Zdzisia, Stokrotek i cioci… ale się Ma zamknęła z nim w sypialnym…

      Co to było! Co to było! Sądny dzień! Piekło, rozpacz… śmierć! Straszną godzinę przeżyłam! To dziwne, że nie osiwiałam, bo podobno w takich chwilach ludzie siwieją?

      Siedziałam w jadalnym, a tak się wszystko we mnie trzęsło, jak wtedy, gdy mi się miał oświadczyć pan Henryk…

      Jaki on był wtedy śliczny! jak cudownie mówił: „Henio Halę kocha, kocha na śmierć, kocha na całą wieczność!”

      Tak to lubię, że musi mi to powtarzać codziennie…

      Z pewnością, ale żadnej pannie nikt się jeszcze tak cudownie nie oświadczał!

      Siedziałam cichutko! Stokrotki wlazły mi na kolana i tak czekaliśmy we troje w strasznej niepewności, aż tu słyszę głos Ma:

      – Chcesz mojej śmierci, tyranie, skąpcze, niegodziwcze… Morderco żony i dzieci!

      Jezus! Maria! myślałam, że mi serce wyskoczy! Dobrze, że przyszła ciocia ze Zdzisiem, bo naprawdę byłabym sobie zrobiła co złego.

      A potem tak płakałam! tak płakałam, że i ciocia miała łzy w oczach, i Zdziś beczał, i Stokrotki tak żałośnie skomlały, aż Rozalia przyszła z kuchni i zawołała do sypialnego:

      – Panienka umiera!

      Ma przybiegła, a Pa popatrzył na mnie i uciekł, trzasnąwszy drzwiami, przyszedł dopiero na kolację.

      Przyszedł pan Henryk i siedzieliśmy w saloniku, było trochę ciemno, to jest niezupełnie, bo drzwi do jadalnego były uchylone…

      Boże, jaki on gwałtowny!… tak się bałam, żeby Ma nie weszła, tak się bałam… Jeszcze mnie usta palą… a on tak mocno… tak słodko… Ma śliczne wąsy i bardzo mu dobrze w takim płaszczu do ziemi, i strasznie go ko…, co miałam mówić?…

      Aha, siedzimy, a Pa z przedpokoju już woła:

      – Psiakość nóżki baranie! Człowiekiem jestem, obywatelem jestem, ojcem jestem, jedziemy do Włoch. Ja, Jan Gwalbert Adamski z żoną i córką Halą, jedziemy do Włoch.

      – I ze Stokrotkami – prosiłam Pa – bo co by one bez nas robiły.

      – Dobrze, córko, i ze Stokrotkami, psiakość nóżki baranie.

      Chłopiec od kupca przyniósł za Pa wino i bakalie. Wypiliśmy na szczęśliwą podróż, zjedli kolację i Pa zabrał pana Henryka i poszli na piwo.

      Myśmy się z Ma i z ciocią spłakały z radości, aż Stokrotki szczekały, bo i one jadą z nami… Prawie cały dom.

*

      Poleciałam do Naci, jeszcze siedzieli przy herbacie.

      Nie rozebrałam się z żakietu, tylko im wołam z progu:

      – Nic nie wiecie?

      – Co takiego? – Zerwali się wszyscy.

      – Nic nie widzicie we mnie? Niczego się nie domyślacie?

      Milczeli.

      – Jadę do Włoch! – zawołałam głośno i chciałam uciec, ale brat Naci dopędził mnie przy drzwiach i sprowadził do jadalnego.

      Krótko tam siedziałam, może parę minut. Już nigdy nie pójdę do nich.

      Szkaradni ludzie, wystygli, zimni. Ja im raz jeszcze mówię, że do Włoch jadę, a oni się nie dziwią!

      A matka Naci powiedziała, że to nic nadzwyczajnego, że każdy СКАЧАТЬ



<p>32</p>

wychowanica – dziewczyna wzięta na wychowanie przez kogoś. [przypis edytorski]

<p>33</p>

patarafka – dekoracyjna podkładka pod lampę. [przypis edytorski]

<p>34</p>

esencja octowa – silnie stężony (do 80%) roztwór kwasu octowego; trujący; używany do celów spożywczych po rozcieńczeniu wodą. [przypis edytorski]