Konrad Wallenrod. Адам Мицкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Konrad Wallenrod - Адам Мицкевич страница 5

Название: Konrad Wallenrod

Автор: Адам Мицкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ młodzieńcze! Na coś mi powiedział

      To, o czym w Litwie nikt pierwej nie wiedział?

            O Bogu wielkim, o jasnych aniołach,

      Kamiennych miastach, kędy wiara święta,

      Gdzie lud w bogatych modli się kościołach,

      I kędy dziewic słuchają książęta,

      Waleczni w boju, jak nasi rycerze,

      Czuli w miłości, jak nasi pasterze.

            Gdzie człowiek, ziemne złożywszy pokrycie,

      Z duszą ulata po rozkosznym niebie…

      Ach, ja wierzyłam… bo niebieskie życie

      Już przeczuwałam, gdym słuchała ciebie!

      Ach, odtąd marzę w dobrych i złych losach,

      Tylko o tobie, tylko o niebiosach!

            Krzyż na twych piersiach oczy me weselił,

      W nim oglądałam przyszłe szczęścia hasło…

      Niestety! z krzyża gdy piorun wystrzelił,

      Wszystko dokoła ucichło, zagasło!…

      Nic nie żałuję, choć gorzkie łzy leję,

      Boś wszystko odjął, zostawił nadzieję.

*

            Nadzieję, cichym powtórzyły echem

      Brzegi jeziora, doliny i knieje.

      Zbudził się Konrad i z dzikim uśmiechem:

      «Gdzież jestem – wołał – tu słychać – nadzieje?!…

      Na co te pieśni?… Pomnę38 twoje szczęście:

      Trzy piękne córki było was u matki,

      Ciebie najpierwej żądano w zamęście…

      Biada, o biada wam, nadobne kwiatki!

      Straszliwa żmija wkradła się do sadu,

      A kędy piersią prześliźnie się błędną,

      Usechną trawy i róże uwiędną,

      I będą żółte jako piersi gadu!

      Uciekaj myślą i dni przypominaj,

      Które byś dotąd pędziła wesoło,

      Gdyby… Ty milczysz?… Śpiewaj i przeklinaj;

      Niechaj łza straszna, co głazy przecieka,

      Nie ginie darmo; zdejmę szyszak z głowy,

      Tu niechaj spadnie, niech mi pali czoło;

      Tu niechaj spadnie, jam cierpieć gotowy:

      Chcę znać zawczasu, co mię w piekle czeka».

Głos z wieży

            «Daruj, mój miły, daruj mi, jam winna.

      Przyszedłeś późno, tęskno było czekać,

      I mimowolnie jakaś pieśń dziecinna…

      Precz mi z tą pieśnią!… Miałaż bym39 narzekać?

      Z tobą, mój luby, z tobąśmy przeżyli40

      Znikomą chwilę: lecz tej jednej chwili

      Nie będę mieniać41 z całą ziemian zgrają

      Na ciche życie przepędzone w nudzie!

      Ty sam mówiłeś, że zwyczajni ludzie

      Są jako konchy42, co się w bagnie tają:

      Ledwie raz na rok, falą niepogody

      Wypchnięte, z mętnej pokażą się wody,

      Otworzą usta, raz westchną ku niebu

      I znowu wrócą do swego pogrzebu43.

      Nie, jam na takie szczęście nie stworzona!

      Jeszcze w ojczyźnie ciche pędząc życie,

      Nieraz w pośrodku towarzyszek grona

      Za czymś tęskniłam i wzdychałam skrycie,

      I czułam serca niespokojne bicie.

      Nieraz z poziomej uciekałam łąki,

      I na najwyższym stanąwszy pagórku,

      Myśliłam sobie: gdyby te skowronki

      Ze skrzydeł swoich dały mi po piórku,

      Poszłabym z nimi i tylko z tej góry

      Chciałabym jeden mały kwiat uszczyknąć,

      Kwiat niezabudki, a potem za chmury

      Lecieć wysoko! wysoko! i – zniknąć…

      Tyś mię wysłuchał! Ty, skrzydły orlemi,

      Monarcho ptaków, wzniosłeś mię do siebie!..

      Teraz, skowronki, o nic was nie proszę:

      Bo gdzież ma lecieć, po jakie rozkosze,

      Kto poznał Boga wielkiego na niebie

      I kochał męża wielkiego na ziemi?»

Konrad

            «Wielkość! i znowu wielkość, mój aniele!

      Wielkość dla której jęczymy w niedoli!…

      Kilka dni jeszcze, niech serce przeboli,

      Kilka dni tylko – już ich tak niewiele…

      Stało się! Próżno po czasie żałować;

      Płaczmy – lecz niechaj drżą nieprzyjaciele:

      Bo Konrad płakał – ażeby mordować.

      Po coś tu przyszła, po co, moja droga!

      Z klasztornych murów, z świątyni pokoju?

      Jam się poświęcił na usługi Boga:

      Nie lepiejż było w świętych jego murach

      Z dala ode mnie płakać i umierać,

      Niż tu, w krainie kłamstwa i rozboju,

      W grobowej wieży, w powolnych torturach

      Konać i oczy samotne otwierać,

      I przez niezłomne tej kraty okucia

      Pomocy żebrać… a ja słuchać muszę,

      Patrzeć na długą skonania katuszę,

      Stojąc z daleka, i kląć moję duszę,

      Że w niej są jeszcze ostatki uczucia!…»

Głos z wieży

            «Jeśli narzekasz, nie przychodź tu więcej!

      Chociażbyś przyszedł, błagał najgoręcej,

      Już nie usłyszysz! Już okno zamykam:

      Spuszczę się znowu w moją wieżę ciemną,

      Niechaj w milczeniu gorzkie łzy połykam.

      Bądź zdrów na wieki, bądź zdrów, mój jedyny!

      I niech zaginie pamięć tej godziny,

      W której nie miałeś litości nade mną!»

Konrad

            «Więc ty miej litość! Ty jesteś aniołem!

      Stój! A jeżeli prośba cię nie wstrzyma,

      O ten róg wieży uderzę się czołem,

      Będę СКАЧАТЬ



<p>38</p>

pomnieć – pamiętać; tu forma 1.os.cz.ter.: pomnę. [przypis edytorski]

<p>39</p>

miałaż bym – forma trybu przypuszczającego z partykułą wzmacniającą -że, którą można zapisać też: miałabymże; znaczenie: czyż miałabym. [przypis edytorski]

<p>40</p>

tobąśmy przeżyli – przeżyliśmy z tobą (przykład ruchomości końcówki fleksyjnej czasownika). [przypis edytorski]

<p>41</p>

mieniać (daw.) – zamieniać. [przypis edytorski]

<p>42</p>

koncha – muszla. [przypis edytorski]

<p>43</p>

pogrzeb – tu: miejsce, w którym jest się zagrzebanym. [przypis edytorski]