Wspomnienia niebieskiego mundurka. Gomulicki Wiktor Teofil
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienia niebieskiego mundurka - Gomulicki Wiktor Teofil страница 10

Название: Wspomnienia niebieskiego mundurka

Автор: Gomulicki Wiktor Teofil

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Kozioł dowiedział się o zażegnaniu niebezpieczeństwa, zaraz zaczął brykać…

      Na kilka dni przed „popisem publicznym”, na cały głos zaintonował w klasie podczas pauzy:

             Vacationes cras87!

      Na lizusów czas!

             Dobrzy będą tańcowali,

      A lizusy w skórę brali

             Za nas i za was!

      Piosnka była śpiewana tuż za plecami Ślimaka. Udawał, że jej nie słyszy – jednak uśmiech zniknął jakoś nagle z jego ust wąskich.

      Hasło „Vacationes cras” podawali jedni drugim. Słychać je było na korytarzach szkolnych, na dziedzińcu podczas wielkiej pauzy – na ulicach miasteczka. Brzmiało zaś coraz śmielej, coraz groźniej…

      Druga strofka określała rzecz jeszcze wyraźniej:

             Vacationes cras!

      Pójdziem wszyscy w las!

             Grubych kijów nałamiemy,

      Lizusów wygarbujemy

             Za nas i za was!

      Nie były to czcze pogróżki – w parze z pieśnią szedł czyn…

      W przeddzień popisu gromadka niebieskich mundurków przeprawiła się promem na drugą stronę Narwi, skierowała kroki do bliskiego lasu. Powrócono z wycieczki wprawdzie bez „grubych kijów”, ale za to z pękami mocnych, giętkich prętów łozinowych88.

      Popis odbył się uroczyście, według zwykłego, corocznego programu. Uczniowie wygłaszali wiersze w różnych językach, chór uczniowski, pod wodzą organisty od fary89, wykonał „pienia religijne”, inspektor oraz burmistrz wystąpili z krótkimi przemowami, nawet któryś z piątoklasistów odczytał ułożoną przez siebie, a wystylizowaną przez starego nauczyciela języka polskiego „orację”.

      Potem szczęśliwym wybrańcom losu, w obecności ich mam i cioć, wręczono nagrody i listy pochwalne. Nie obyło się przy tej sposobności bez łkań głośnych i stłumionych. Płakali jedni z radości, inni z żalu i zawiści.

      Matka Ślimackiego nie była na akcie obecna. Chroniczna fluksja90 nie pozwalała tej damie nigdy za próg mieszkania wyruszać. Nie popsuło to wszakże humoru i zadowolenia Ślimakowi. Wystarczyło mu do szczęścia przekonanie, że świadkiem jego tryumfu jest: „całe miasto”…

      Z jakąż przesadną uniżonością przyjmował z rąk naczelnikowej powiatu (rozdawczyniami nagród były damy – jak na turniejach średniowiecznych) książkę w czerwonej oprawie ze złoconymi brzegami! Z jakąż dumą wyniosłą wracał potem z tą książką do kolegów, mierząc ich wzrokiem, pełnym pogardliwej wyższości!

      Po skończonym popisie zrobiła się dokoła Ślimaka – pustka.

      Wszyscy skupili się w gromadki hałaśliwe, śmiejące się, figlujące – on pozostał sam, rażąco sam, jak człowiek zadżumiony, od którego wszyscy z przestrachem uciekają.

      I to wszakże nie zamąciło jego spokoju.

      Sztywnym krokiem, z twarzą jak zawsze bladą i zimną, ale z głową podniesioną do góry, z uśmiechem lekceważąco wyniosłym szedł do domu środkiem ulicy, trzymając na widoku swą książkę czerwoną, od której biła łuna.

      Przeszedł jak tryumfator dwie ulice „pryncypalne91”, przeprowadzony zdumionymi oczyma żydowskich dzieciaków – ale gdy skręcił w boczną, drugorzędną uliczkę, opuściła go nagle pewność siebie…

      Ujrzał idących naprzeciw siebie kilku koleżków z minami groźnymi. Śpiewali chórem „Vacationes cras”, i potrząsali groźnie prętami z łoziny. Dowodził oddziałem Sprężycki.

      Tknięty przeczuciem zawrócił i chciał „rejterować”, ale spostrzegł za sobą drugi takiż sam hufiec, śpiewający tęż samą piosnkę i zaopatrzony w tęż samą broń. Na czele drugiego hufca maszerował Kozłowski.

      Ślimak zrozumiał, że go wzięto we dwa ognie. Na chwilę stracił przytomność umysłu, ale trwoga i spryt wrodzony przyszły mu naraz z pomocą. Powziął nagle postanowienie i z bystrością szybkobiega czmychnął do sieni najbliższego domu. Liczył na to, że „tyłami”, przez drugą bramę wydostanie się na Rynek.

      Niestety! Ten manewr przewidziany był zawczasu przez „nieprzyjaciela”. W sieni czekał już na Ślimaka zapasowy oddziałek, z Piotrusiem Mieszkowskim na czele…

      Tam to właśnie, w tej pustce sieni miała się rozegrać stanowcza bitwa, której wynik nie mógł być dla nikogo wątpliwy…

      Ślimak został rozciągnięty na ziemi i sromotnie92 obity.

      Każdemu uderzeniu pręta towarzyszyły głośno wykrzykiwane sentencje:

      – To za długi ozór!

      – To za szpiegostwo!

      – To za donosicielstwo!

      – To za intrygi u inspektora!

      Potem nastąpiły przypomnienia:

      – Pamiętasz, jak Sprężyckiego pozbawiłeś podstępem prymusostwa? Masz!

      – Pamiętasz, jak „wydałeś” Kozła przed inspektorem? Masz!

      – Pamiętasz, jak oszczekałeś Mieszka przed księdzem? Masz!

      Długa była lista przypomnień – bardzo długa…

      Ale nawet i w tym trudnym położeniu Ślimak okazał się wielkim dyplomatą. Choć bity i poniewierany, nie krzyczał, nie płakał, nie wzywał głośno pomocy. Zaciął zęby i tylko jęczał głucho, a czasem, jak wąż, groźnie syczał…

      Po skończonej „egzekucji” chłopcy rozbiegli się na wszystkie strony. Niebawem w różnych punktach miasteczka echa zaczęły powtarzać energiczne okrzyki:

      – „Na lizusów czas!”… „Pójdziem wszyscy w las!”… „Za nas i za was!”…

      Ostatni wynurzył się z ciemnej sieni Ślimak.

      Chusteczką otrzepywał starannie swą książkę czerwoną ze złoconymi brzegami, obciągał mundur i spodenki, prostował zgniecione kepi93, szczoteczką włosy przygładzał.

      W kilka minut później szedł już do domu sztywny i pewny siebie, z twarzą zimną i pozornie spokojną – ale już bez uśmiechu drwiącego na wąskich wargach, a za to z nienaturalnymi na bladych policzkach rumieńcami.

      Jego geniusz dyplomatyczny raz jeszcze się objawił: wymógł bowiem na ojcu, że go ze szkoły P-skiej odebrał СКАЧАТЬ



<p>87</p>

Vacationes cras (łac.) – jutro wakacje. [przypis edytorski]

<p>88</p>

pręty łozinowe – gałązki, witki, zwłaszcza wierzbowe. [przypis edytorski]

<p>89</p>

fara (daw.) – kościół parafialny. [przypis edytorski]

<p>90</p>

fluksja (daw.) – obrzęk twarzy powstały wskutek procesów zapalnych zębów. [przypis edytorski]

<p>91</p>

pryncypalny (daw., z łac.) – najważniejszy, główny. [przypis edytorski]

<p>92</p>

sromotnie – w sposób przynoszący hańbę, wstyd. [przypis edytorski]

<p>93</p>

kepi – sztywna czapka wojskowa lub uczniowska w kształcie ściętego stożka, z czworokątnym daszkiem. [przypis edytorski]