Название: Pies Baskerville'ów
Автор: Артур Конан Дойл
Издательство: Public Domain
Жанр: Повести
isbn:
isbn:
– Zrobię, jak pan chcesz.
Doktor zapisał godzinę na mankiecie i wyszedł. Pan Holmes zatrzymał go na schodach.
– Jeszcze jedno pytanie – rzekł. – Powiadasz, przed śmiercią sir Karola kilku ludzi widziało to zjawisko na łące?
– Tak, trzech ludzi.
– Czy który z nich widział je potem?
– Nie wiem.
– Dziękuję panu. Do widzenia.
Holmes powrócił na swoje miejsce. Był widocznie zadowolony.
– Wychodzisz, Watson? – rzekł.
– Czy potrzebujesz mojej pomocy?
– Nie, mój drogi. Poproszę cię o nią dopiero w chwili działania. Sprawa wyjątkowa. Przechodząc obok Bradleya, zechciej wstąpić do sklepu i każ mi przynieść paczkę najmocniejszego tytoniu. Jeżeli możesz, byłbym ci bardzo obowiązany, gdybyś tu nie wracał przed wieczorem, a wtedy zestawimy nasze wrażenia i poglądy.
Wiedziałem, że samotność jest niezbędna mojemu przyjacielowi w chwilach, gdy zastanawia się nad poszlakami spraw kryminalnych, gdy wyciąga wnioski i tworzy teorie, które okazywały się zawsze słuszne. Toteż cały dzień spędziłem w klubie i dopiero około dziewiątej powróciłem do mieszkania przy Baker Street.
Gdy drzwi otworzyłem, zdało mi się, że w mieszkaniu był pożar: światło lampy ukazywało się jakby za czarną mgłą. Po chwili zmiarkowałem, że dym pochodzi nie od ognia, lecz od mocnego tytoniu. Wśród kłębów ujrzałem Holmesa w szlafroku. Siedział w fotelu z fajeczką w ustach. Na stole leżało kilka zwitków papieru. Odkaszlnąłem.
– Zaziębiłeś się? – spytał.
– Nie, ale można się tu udusić.
– Otwórz okno. Widzę, że spędziłeś cały dzień w klubie…
– Po czym to miarkujesz, Holmes?
– Jesteś trzeźwy, pachnący, w dobrym humorze. Nigdy nie domyślisz się, gdzie ja byłem.
– Nie będę nad tym suszył głowy. Powiesz mi sam.
– A więc byłem w Devonshire.
– Myślą?
– Tak. Moje ciało pozostało tutaj, na tym fotelu, i skonsumowało dwa olbrzymie imbryki kawy i niezliczoną moc tytoniu. Po twoim wyjściu posłałem do Stamforda po mapę tej okolicy i błądziłem po niej przez dzień cały. Pochlebiam sobie, że każda piędź ziemi jest mi teraz dobrze znana.
– To zapewne mapa o wielkiej skali?
– Tak.
Rozwinął ją i położył na kolanie.
– Widzisz – mówił – oto łąka, a to – Baskerville-Hall.
– Naokoło las.
– Istotnie. A oto Aleja Wiązów, na lewo od łąki. Tu jest wioska Grimpen, w której doktor Mortimer obrał swoją główną kwaterę. W obrębie mil pięciu mało jest ludzkich siedzib. Oto Lafter-Hall. Tu domek przyrodnika Stapletona. Tutaj dwie farmy: High Tore i Fulmire. O czternaście mil dalej – więzienie państwowe Princetown. Dokoła i pośrodku – łąki i trzęsawiska. Taki jest teren, na którym rozegrała się owa tragedia. Postaramy się odtworzyć wszystkie jej sceny i akty.
– Miejscowość bezludna.
– Tak. Diabeł mógł się na niej rozgościć…
– A zatem i pan skłaniasz się do nadprzyrodzonych wyjaśnień…
– Sługami Diabła mogą być ludzie z krwi i kości. Należy przede wszystkim rozstrzygnąć dwa zagadnienia: po pierwsze, czy zaszła zbrodnia? Po wtóre: w jaki sposób ją spełniono? Jeżeli doktor Mortimer nie jest w błędzie, jeśli się okaże, że mamy do czynienia z nadprzyrodzonymi siłami, w takim razie dochodzenia sądowe są bezużyteczne. Ale musimy wyczerpać wszelkie inne hipotezy, zanim dojdziemy do tego wniosku. Może byś zamknął okno. Znajduję, że skoncentrowana atmosfera pomaga do skupienia myśli. Czy zastanawiałeś się w ciągu dnia nad tą sprawą?
– Myślałem o niej dużo. Jest istotnie dziwna.
– Są w niej punkty charakterystyczne. I tak, na przykład, zmiana śladów.
– Doktor Mortimer wyjaśnił to w ten sposób, że sir Karol szedł potem na palcach.
– Doktor powtórzył tylko to, co jakiś dudek powiedział na śledztwie. Po cóż by sir Baskerville miał chodzić na palcach? Nie, on po prostu biegł, uciekał, aż wreszcie padł twarzą na ziemię.
– Przed czymże uciekał?
– To właśnie należy wyświetlić! Są poszlaki, że już był wylękniony, zanim począł uciekać.
– Skąd wiesz?
– Przypuszczam, że nastraszyło go coś, co ujrzał na łące. Ten widok pozbawił go przytomności, bo inaczej nie byłby uciekał w stronę przeciwną, zamiast biec ku pałacowi. Jeżeli świadectwo Cygana jest wiarygodne, – biegnąc, wołał o pomoc, a pędził tam, skąd pomoc w żaden sposób nadejść nie mogła. Dalej: na kogo czekał owej nocy i dlaczego czekał w Alei Wiązów, zamiast w domu?
– Więc sądzisz, że czekał na kogoś?
– Był niemłody, chory. Zapewne mógł był wyjść na spacer, ale nie w taką noc, ciemną, wilgotną. Czemu stał przez pięć do dziesięciu minut przy furtce, jak to wywnioskował doktor Mortimer z popiołu cygara?
– Wszak sir Karol wychodził co wieczór?
– Wątpię, czy co wieczór po dziesięć minut stawał przy furtce. Wiemy nawet, że zwykł był unikać łąki. Przeciwnie, owego wieczora czekał przy niej. Było to w wilię jego odjazdu do Londynu. Rzecz zaczyna się rozjaśniać. Mój drogi, podaj mi skrzypce. Mówmy o czym innym. Dajmy pokój tej sprawie aż do przybycia doktora Mortimera i sir Henryka Baskerville'a.
IV. Sir Henryk Baskerville
Zjedliśmy wcześnie śniadanie. Holmes czekał na zapowiedzianą wizytę. Nasi klienci stawili się punktualnie. Biła właśnie dziesiąta, gdy do pokoju bawialnego wszedł doktor Mortimer, a za nim młody baronet.
Ten ostatni był niewielkiego wzrostu, silnie zbudowany, miał lat ze trzydzieści, włosy i oczy ciemne; gęste czarne brwi nadawały jego twarzy wyraz stanowczy, a nawet srogi. Z całej jego postawy i ogorzałego oblicza było znać, że dużo przebywał na świeżym powietrzu; wyglądał na skończonego gentlemana.
– Oto sir Henryk Baskerville – prezentował doktor Mortimer.
– Tak, СКАЧАТЬ