Zjawa. Max Czornyj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zjawa - Max Czornyj страница 6

Название: Zjawa

Автор: Max Czornyj

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-8195-173-9

isbn:

СКАЧАТЬ żadnej kapeli heavymetalowej.

      Brzeski utkwił w Haler wymowne spojrzenie. Udała, że go nie dostrzega. Obróciła się i skierowała w stronę bramy.

      Pośpiesznie wbiegła po schodach i chwilę później już maszerowała korytarzem drugiego piętra. Przed otwartymi drzwiami jednego z mieszkań stał szpakowaty sierżant. Miał krótkie włosy, nalaną twarz i szerokie ramiona. Zerknął na Tamarę spode łba. Wiedziała, że jego rolą jest robienie za cerbera strzegącego wejścia do piekieł. A skoro jeszcze nie przejęła formalnie śledztwa, musiała wykazać się choć elementarną kurtuazją.

      – Mogę wejść? – zapytała, podchodząc.

      Sierżant wzruszył ramionami. Najwyraźniej był zadowolony, że nie musi być sam w mieszkaniu.

      – Miałem zatrzymywać każdego. To polecenie szefa kryminalistyków, ale zdaje się, że…

      Nie skończył. Za jego plecami pojawił się wysoki technik, od stóp do głów ubrany w strój ochronny. Odciągnął od twarzy maseczkę i wbił w Haler zrezygnowane spojrzenie ciemnych oczu. Skinął głową, po czym wykonał zapraszający gest.

      – W wozie są kombinezony. – Poruszył głową, rozciągając mięśnie. – Czeka nas tu tyle roboty, że nie utrzymałbym pani pod drzwiami…

      Tamara westchnęła. Miała nadzieję, że ktoś już przytaszczył stroje ochronne na górę. Odwróciła się na pięcie w kierunku schodów. Usłyszała za sobą odkaszlnięcie technika.

      – Tak, wiem, że wiele pani widziała i już wcześniej współpracowała z komisarzem Deryłą, ale ostrzegam. – Na chwilę zawiesił głos. – Niech się pani przygotuje na to, co zobaczy. Z serca radzę.

      Haler zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy od dawna w takiej sytuacji nie ma przy niej Deryły. Tylko czy mogłoby być coś gorszego od tego, co już widziała?

      Mogło.

      8

      Pierwszym, co Haler zobaczyła w sporym pomieszczeniu, doświetlonym lampami kryminalistyków, było graffiti. Ciągnęło się przez dłuższą ścianę i przypominało malarstwo Pollocka pomieszane z nieudolnymi mazajami dziecka. Miało około dwóch metrów długości oraz kilkanaście centymetrów szerokości.

      Dopiero po chwili zrozumiała, że patrzy na rozbryzg krwi. Zrobiła krok w głąb pomieszczenia i zaciągnęła się słodkim, mdłym aromatem, który przebijał przez woń stęchlizny.

      Rozgryzła ssanego dotąd miętowego draża.

      Krew była również na drugiej ścianie oraz suficie. Jakby ktoś pryskał nią ze strzykawki lub…

      Spojrzenie Tamary powędrowało w dół, ku zbrylonej, bezkształtnej masie w rogu pokoju. W pierwszej chwili pomyślała, że to wymiociny policjantów, którzy pierwsi przybyli na miejsce zdarzenia. Jednak to, co zobaczyła, było zbyt obfite.

      Przypominały górę nieprzetrawionego surowego mięsa.

      Niewielką, ale z pewnością przekraczającą pojemność ludzkiego żołądka.

      Uwagę Haler przykuło kilka stojących obok siebie tabliczek stanowiących kryminalistyczne znaczniki dowodów. Obok nich widziała jedynie maleńkie rozbryzgi gęstej substancji. Obeszła jedną z nich, minęła reflektor i skierowała się ku bezkształtnej, krwistej masie.

      Nagle przytknęła dłoń do ust. Głęboko nabrała powietrza. Jednocześnie przymknęła oczy i wściekle pokręciła głową.

      – Ostrzegałem… – Usłyszała za sobą.

      Zrobiła jeszcze krok i kucnęła. Z odległości niespełna półtora metra nie miała już żadnych wątpliwości. Bezkształtna masa surowego mięsa, która znajdowała się przed nią, to były nagie zwłoki kilkumiesięcznego dziecka. Tak poharatanego, że niemożliwym wydawało się choćby ustalenie jego płci.

      Ciało było dosłownie zlane krwią. Czaszka została roztłuczona tak, że odsłoniło się jej wnętrze. Pod wpływem uderzeń mózg rozpadł się na kawałki i częściowo wypadł ze środka. To jego galaretowate strzępy znajdowały się przy rozstawionych wokół tabliczkach.

      Z oczodołów dziecka wypłynęła mętna, zabarwiona krwią masa, która niegdyś stanowiła gałki oczne. Na jej powierzchni widać było tęczówkę. Nos malca został dosłownie wbity w głąb czaszki. Z głowy częściowo zerwano skórę, która teraz zwisała razem z rzadkimi włosami i uchem, zasłaniając policzek. Zza rozchylonych warg widać było bezzębne dziąsła.

      Haler nabrała powietrza i na moment przeniosła wzrok na ścianę. Poruszyła głową, rozciągając mięśnie karku.

      Po chwili powróciła do oględzin.

      Tors dziecka pokrywała krew. Fragmenty, które nie zostały nią zalane, miały fioletowo-siną barwę. Żebra były połamane, a jedno z nich przebiło skórę i wyszło na wierzch klatki piersiowej. Podbrzusze zostało rozcięte. Stanowiło miazgę z rozlanych organów wewnętrznych, kości oraz mięśni.

      – Jakby ktoś po nim skakał… – Technik stanął kilka kroków za Haler i ciężko westchnął. – Najpierw machał, tłukąc nim o ściany, a potem dokończył sprawę, pastwiąc się nad zwłokami. Popieprzone. Totalnie popieprzone.

      Tamara milczała. Wstała i uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie licząc rzeczy kryminalistyków i fragmentów zwłok, było całkowicie puste.

      Przed oczami miała wizję, którą roztoczył technik – sadysty machającego maleńkim dzieckiem i tłukącego nim o kolejne ściany.

      Ślady doskonale pasowały. Kolejne rozbryzgi krwi, które układały się w podłużne graffiti, fragmenty mózgu i cząstki kości rozsypane po podłodze niczym krwiste konfetti… Kawałek pokrywy czaszki dziecka leżał niemal pośrodku pomieszczenia. Musiał się tam znaleźć po naprawdę mocno zadanym ciosie. Chyba że sprawca zaczął swój makabryczny taniec w drugiej części pokoju. Przeszedł z niemowlakiem i kontynuował, tłukąc nim o kolejne ściany. Ciśnienie tętnicze tylko na początku mogło wyrzucać krew z taką mocą, by intensywnie bryzgała. Potem pozostawiała coraz mniej śladów, natomiast wokół padały kolejne strzępy ciała.

      Zresztą ile krwi mogło znajdować się w organizmie kilkumiesięcznego niemowlęcia…

      Haler nie spodziewała się, że tak wiele.

      Uważnie powiodła wzrokiem po kolejnych zakamarkach pomieszczenia. Jego okna były zabite deskami, a podłoga zdawała się lepić od brudu. Na suficie, poza pojedynczymi śladami krwi, widać było wykwity wilgoci. Sprawca powinien zostawić sporo śladów.

      Technik odchrząknął.

      – Pracuję dla laboratorium prawie ćwierć wieku i jeszcze nie widziałem takiego bestialstwa wobec dziecka. Po prostu nie mieści mi się to w pale. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie człowieka, który mógł to zrobić. Pieprzony zwyrodnialec.

      Haler nabrała powietrza i zacisnęła usta. Nigdy wcześniej СКАЧАТЬ