Название: Testamenty
Автор: Маргарет Этвуд
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
Серия: Opowieść Podręcznej
isbn: 9788380324312
isbn:
– Kyla jest w ciąży, prawda? – zagadnęłam Zillę pewnego ranka.
Na wypadek gdyby miało się to okazać nieprawdą, udawałam brak zainteresowania. Zilla dała się zaskoczyć.
– Jak się dowiedziałaś? – zapytała.
– Nie jestem ślepa – odparłam tonem wyższości, który musiał okropnie irytować, ale w takim właśnie byłam wieku.
– Do trzeciego miesiąca nic nie wolno nam o tym mówić – zastrzegła Zilla. – Pierwsze trzy miesiące to okres zagrożony.
– Dlaczego? – spytałam, bo tak naprawdę niewiele wiedziałam na ten temat, mimo pokazu slajdów o płodach, jaki zafundowała nam pociągająca nosem Ciotka Widala.
– Ponieważ jeśli to jest Niedziecko, w pierwszych trzech miesiącach ciąży mogłoby… Mogłoby urodzić się za wcześnie – wyjaśniła Zilla. – Wtedy by umarło.
Wiedziałam o Niedzieciach: co prawda o nich nie uczono, ale szeptano. Podręczna Becki urodziła małą dziewczynkę, która nie miała mózgu. Biedna Becka bardzo się zmartwiła, bo chciała mieć siostrzyczkę.
– Modlimy się za nie. Za nią – dodała jeszcze Zilla.
Zauważyłam ich modlitwy.
Paula musiała szepnąć innym Żonom słówko o ciąży Kyli, ponieważ moja pozycja w szkole nagle znów się podniosła. Shunemit i Becka rywalizowały o moje względy, a inne dziewczyny odnosiły się do mnie z nabożnym szacunkiem, jakbym roztaczała niewidzialną aurę.
Mające przyjść na świat dziecko rzucało blask na wszystkie związane z nim osoby. Zupełnie jak gdyby nasz dom spowijała złocista mgiełka, która jaśniała i z biegiem czasu stawała się coraz bardziej złocista. Po upływie trzech miesięcy odbyło się w kuchni nieformalne przyjęcie, a Zilla upiekła ciasto. Jeśli chodzi o Kylę, na ile zdołałam odczytać z jej twarzy, czuła nie tyle radość, ile ulgę.
W domu zapanował nastrój tłumionego świętowania, ale mnie spowijał mrok. Nieznane dziecko w brzuchu Kyli zabierało całą miłość: dla mnie już nie starczyło. Byłam sama. W dodatku czułam zazdrość: w przeciwieństwie do mnie to dziecko będzie miało matkę. Nawet Marty odwracały się ode mnie ku światłu bijącemu z brzucha Kyli. Wstyd mi przyznać, że byłam zazdrosna o dziecko, lecz tak właśnie było.
W tym czasie wydarzyło się coś, co powinnam pominąć, bo lepiej, jeśli pójdzie w zapomnienie, wywarło ono jednak wpływ na wybór, jakiego wkrótce miałam dokonać. Teraz, gdy jestem starsza i lepiej poznałam szeroki świat, widzę, że dla niektórych mogło to nie mieć aż tak dużego znaczenia, ale byłam młodą dziewczyną z Gileadu i nigdy nie stykałam się z podobnymi sytuacjami, dlatego to zdarzenie nie wydało mi się banalne. Co więcej, wydało mi się przerażające. Poza tym było haniebne: kiedy ktoś wyrządza ci haniebną krzywdę, trochę tej hańby spada na ciebie. Czujesz się zbrukana.
Wstęp wydawał się błahy: musiałam pójść do dentysty na coroczne badanie. Dentystą był ojciec Becki, doktor Grove. Według Wery był najlepszym stomatologiem: chodzili do niego wszyscy Komendanci z rodzinami. Gabinet doktora Grove’a mieścił się w Budynku Błogosławieństw Zdrowia, gdzie przyjmowali lekarze i dentyści. Na zewnątrz znajdował się szyld z radosnym sercem i uśmiechniętym zębem.
Przy każdej wizycie u lekarza zawsze towarzyszyła mi jedna z Mart – i siadała w poczekalni – ponieważ tak wypada, tłumaczyła Tabitha, nie wyjaśniając dlaczego, jednak Paula stwierdziła, że Opiekun może mnie tam po prostu zawieźć, bo w domu jest za dużo pracy w związku z przygotowaniami – miała na myśli dziecko – więc szkoda byłoby czasu Marty.
Nie miałam nic przeciwko temu. Właściwie samodzielna wizyta u dentysty sprawiała, że poczułam się bardzo dorosła. Siedziałam wyprostowana na tylnym siedzeniu samochodu, za naszym Opiekunem. Potem weszłam do budynku, nacisnęłam guzik windy oznaczony trzema zębami, wjechałam na piętro, znalazłam odpowiednie drzwi i zajęłam miejsce w poczekalni, patrząc na zdjęcia przezroczystych zębów wiszące na ścianie. Kiedy przyszła moja kolej, weszłam do gabinetu, jak polecił asystent, pan William, i usiadłam na fotelu dentystycznym. Zjawił się doktor Grove, pan William przyniósł moją kartę, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a doktor Grove spojrzał na kartę i zapytał, czy mam problemy z zębami, na co odparłam, że nie mam.
Doktor Grove jak zwykle zbadał mi zęby pincetami, sondami i małym lusterkiem. Jak zwykle widziałam z bliska, powiększone przez okulary, jego oczy – niebieskie, przekrwione, z powiekami pomarszczonymi jak kolano słonia – i starałam się wstrzymać oddech, kiedy on wydychał powietrze, ponieważ jak zawsze zalatywało od niego cebulą. Doktor Grove był mężczyzną w średnim wieku, bez znaków szczególnych.
Zdjął białe rozciągliwe rękawiczki medyczne i umył ręce w umywalce za moimi plecami.
– Idealne zęby. Idealne – powiedział i dodał: – Wyrośniesz na dużą dziewczynę, Agnes.
Potem położył dłoń na mojej małej, lecz rosnącej piersi. Ponieważ było lato, miałam na sobie letni szkolny mundurek z cienkiej różowej bawełny.
Zamarłam zszokowana. Czyli wszystkie opowieści o płomiennych popędach mężczyzn były prawdziwe – wystarczyło, że siedziałam w fotelu dentystycznym. Poczułam potworne zażenowanie, ale jak niby miałam zareagować? Nie wiedziałam, więc udałam po prostu, że to się nie wydarzyło.
Doktor Grove stał za mną i trzymał lewą dłoń na mojej lewej piersi. Nie widziałam jego postaci – była tylko ta duża dłoń z rudawymi włoskami. Ciepła dłoń leżała na mojej piersi niczym wielki gorący krab. Nie wiedziałam, co począć. Czy powinnam ująć tę dłoń i zdjąć z mojej piersi? Czy w ten sposób nie rozpalę jeszcze bardziej jego żądzy? Może powinnam uciec? A potem dłoń objęła moją pierś. Palce odnalazły sutek i go ścisnęły. Poczułam, jakby wbito we mnie pinezkę. Przesunęłam do przodu górną część ciała – musiałam jak najprędzej wydostać się z tego fotela – ale dłoń mnie uwięziła. Nagle się uniosła i moim oczom ukazała się część doktora Grove’a.
– Już czas, żebyś zobaczyła jeden z nich – oświadczył normalnym głosem, jakim zawsze mówił. – Niedługo wsunie się taki w ciebie. – Ujął moją prawą dłoń i położył sobie na tej części ciała.
Chyba nie muszę wam mówić, co się później stało. Doktor Grove miał obok ręcznik. Wytarł się i schował swój dodatek w spodnie.
– Grzeczna dziewczynka – powiedział. – Nie zrobiłem ci krzywdy. – Po ojcowsku poklepał mnie po ramieniu. – Nie zapominaj, żeby dwa razy dziennie myć zęby. Po myciu używaj nitki dentystycznej. Pan William da ci nową szczoteczkę.
Walcząc z mdłościami, wyszłam z gabinetu. W poczekalni zastałam pana Williama, którego niczym niewyróżniająca się trzydziestoletnia twarz nie wyrażała żadnych СКАЧАТЬ