Morderstwo na dworze. Фиона Грейс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderstwo na dworze - Фиона Грейс страница 13

Название: Morderstwo na dworze

Автор: Фиона Грейс

Издательство: Lukeman Literary Management Ltd

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9781094306018

isbn:

СКАЧАТЬ po prostu to zrobić? Przylecieć ze Stanów i otworzyć swój biznes?

      -Z odpowiednią wizą, tak – wyjaśniła chłodno Lacey.

      -Ciekawe... – odparła Taryn, starannie dobierając słowa – To znaczy, zazwyczaj, kiedy obcokrajowiec chce zacząć tu pracę, potrzebuje potwierdzenia od pracodawcy, że nie ma żadnego Brytyjczyka na jego miejsce. To po prostu dziwne, że tak nie jest w przypadku prowadzenia własnego biznesu... – mówiła, a w jej głosie coraz dźwięczniej wybrzmiewała pogarda. – I Stephen tak po prostu ci go wynajął? Nieznanej osobie? Ile sklep był pusty, może dwa dni? – uprzejmość, na którą próbowała się zdobyć, całkowicie wyparowała.

      Ale Lacey nie dawała wytrącić się z równowagi.

      -To był jakiś kosmiczny przypadek. Stephen akurat był w sklepie, kiedy zaczęłam się tu rozglądać. Był załamany, że poprzedni najemcy tak po prostu wyjechali i zostawili go ze stertą rachunków, no i chyba gwiazdy nam sprzyjały. Ja pomagam jemu, on pomaga mi. To chyba przeznaczenie.

      -PRZEZNACZENIE? – krzyknęła, porzucając swoje pasywno-agresywne zachowanie na rzecz najzwyklejszej agresji. – Od miesięcy byłam umówiona ze Stephenem, że sprzeda mi sklep, jak tylko się zwolni! Miałam rozbudowywać swój butik!

      Lacey wzruszyła ramionami.

      -Cóż, nie kupiłam go. Wynajmuję go. Jestem pewna, że nie zapomniał o planie i sprzeda ci go, kiedy nadejdzie czas. Po prostu to nie teraz.

      -Nie mogę w to uwierzyć! – lamentowała Taryn. – Wparowałaś tu i wrobiłaś go w kolejny najem? W kilka dni? Groziłaś mu? Co to za układ!

      Lacey była niewzruszona.

      -Jego musisz spytać, dlaczego wolał wynająć go mi niż sprzedać tobie – powiedziała na głos, a w myślach dokończyła: Może dlatego, że jestem miłą osobą?

      -Ukradłaś mój sklep – skończyła Taryn.

      Prawie wybiegła ze sklepu i trzasnęła drzwiami, a jej długie, ciemne włosy falowały groźnie.

      Lacey uświadomiła sobie, że jej nowe życie nie będzie tak idylliczne, jak to sobie wyobrażała. A jej żart o złowieszczej bliźniaczce był bliższy prawdzie, niż myślała. Cóż, była tylko jedna rzecz, którą mogła z tym zrobić.

      Zamknęła sklep i ze zdecydowaniem ruszyła w dół ulicy, do fryzjera, i pewnym krokiem weszła do środka. Ruda fryzjerka siedziała w pustym salonie, przeglądając magazyn.

      -Mogę w czymś pomóc? – spytała, spoglądając na Lacey.

      -Już czas – powiedziała Lacey z determinacją. – Czas na krótkie włosy.

      Kolejne marzenie, którego nigdy nie miała odwagi spełnić. David uwielbiał jej długie włosy. Ale nie zamierzała wyglądać na bliźniaczkę Taryn ani minuty dłużej. Przyszedł czas. Czas obciąć włosy. Czas zostawić dawną Lacey za sobą. W swoim nowym życiu, to ona wyznaczała zasady.

      -Jest pani pewna? – zapytała kobieta. – To znaczy, tak mi się wydaje, ale muszę spytać. Nie chcę, żeby pani tego żałowała.

      -Bardziej niż pewna – odparła Lacey. – Kiedy to zrobię, spełnię swoje trzy marzenia w trzy dni.

      Kobieta uśmiechnęła się i złapała za nożyczki.

      -No to lecimy po tego hat-trika!

      ROZDZIAŁ 7

      -Gotowe – powiedział Ivan, wyłaniając się spod szafki pod zlewem. – Rura nie powinna już przeciekać.

      Dźwignął się z podłogi i nerwowo podciągnął swoją pogniecioną, szarą koszulę, która odsłaniała jego śnieżnobiały brzuch. Lacey uprzejmie udawała, że wcale tego nie widzi.

      -Dziękuję, że tak szybko przyjechał ją pan naprawić – powiedziała Lacey, wdzięczna, że trafiła na właściciela, który rzeczywiście troszczył się o dom i naprawiał wszystkie usterki – a sporo się już ich pojawiło. Ale czuła się też winna, że tyle razy musiał przyjeżdżać do Domku na Urwisku. Wspinaczka na klif nie należała do łatwych, a Ivan miał już swoje lata.

      -Może zostanie pan na chwilę? – zaproponowała. – Na herbatę, piwo?

      Lacey wiedziała, że odmówi. Ivan był nieśmiały i zawsze zdawał się myśleć, że tylko jej przeszkadza. Mimo to, Lacey dalej próbowała. Ivan zaśmiał się.

      -Nie, nie. Nie trzeba, Lacey. Muszę dzisiaj zrobić porządek w papierach. Jak to mówią, wyśpimy się po śmierci.

      -Nie musi mi pan mówić – odparła. – Byłam w sklepie od piątej rano, a w domu dopiero po ósmej.

      Ivan zmarszczył brwi.

      -W sklepie?

      -Och – powiedziała Lacey ze zdziwieniem. – Myślałam, że mówiłam panu o tym, jak odtykał pan rynny. Otwieram w mieście sklep z antykami. Wynajęłam wolny lokal od Stephena i Marthy, ten, gdzie wcześniej był ogrodniczy.

      Ivan zrobił wielkie oczy.

      -Myślałem, że przyjechałaś tu na wakacje!

      -Bo przyjechałam. Ale postanowiłam zostać. Nie w tym domu, oczywiście. Znajdę sobie coś, jak tylko będzie go pan potrzebował.

      -Nie, to bardzo dobrze – odpowiedział zachwycony Ivan. – Jeśli ci się tu podoba, możesz zostać, ile chcesz. Chyba, że przeszkadza ci, że ciągle tu jestem i coś naprawiam?

      -Nie, lubię to – powiedziała Lacey z uśmiechem. – Poza panem nie mam żadnych gości.

      To właśnie było najtrudniejsze w wyjechaniu z Nowego Jorku. Nie tęskniła za miastem, za mieszkaniem, za znajomymi ulicami, tylko za ludźmi, których tam zostawiła.

      -Powinnam sprawić sobie psa – dodała rozbawiona.

      -Rozumiem, że jeszcze nie poznałaś sąsiadki? – zapytał Ivan. – Urocza kobieta. Ekscentryczka. Ma psa, border collie, który zagania owce.

      -Poznałam owce – poinformowała Lacey. – Ciągle przychodzą do ogrodu.

      -Ach – westchnął Ivan. – Pewnie w płocie jest dziura. Rzucę na to okiem. A ty powinnaś odwiedzić nową sąsiadkę, na pewno zaprosi cię na herbatę. Albo piwo – mrugnął do niej w sposób, który przypomniał jej ojca.

      -Tak pan myśli? Nie będzie miała nic przeciwko temu, że jakaś Amerykanka ni stąd, ni zowąd stanie w jej drzwiach?

      -Gina? Nie ma mowy. Będzie zachwycona. Możesz mi zaufać, po prostu do niej wpadnij.

      Wyszedł, a Lacey postanowiła posłuchać jego rady i poszła do domu sąsiadki. Chociaż słowo „sąsiadka” niezbyt dokładnie oddawało sytuację. Ich domy dzieliło dobre kilkaset metrów wierzchołkiem klifu.

      Dotarła СКАЧАТЬ