Mag bitewny. Księga 1. Peter A. Flannery
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mag bitewny. Księga 1 - Peter A. Flannery страница 7

Название: Mag bitewny. Księga 1

Автор: Peter A. Flannery

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия:

isbn: 9788379645329

isbn:

СКАЧАТЬ Malakiemu przelotny uśmiech, by potwierdzić, że wszystko między nimi w porządku, a potem nakrył głowę.

      – A ty nie powinieneś czasem pomagać ojcu? – powiedziała Fossetta, metodycznie oklepując Falkowi plecy. – Wojsko się mobilizuje, pewnie ma pełne ręce roboty.

      – Pozwolił mi zobaczyć emisariusza – uspokoił ją Malaki.

      – No to chyba już widziałeś. Dam głowę, że ojcu przyda się dodatkowa para rąk.

      – Ale chcemy zobaczyć go w mieście – wymówił Falko rozedrganym od uderzeń głosem.

      – Kto wie, może uda się nawet z nim porozmawiać? – dorzucił Malaki.

      – Jesteście już dość duzi, żeby wiedzieć, jak to zwykle wygląda – powiedziała Fossetta. – Zje śniadanie ze szlachtą i magami, a potem pójdzie prosto na próby. Do samego miasta zapuści się dopiero po południu. A jeśli odbędzie się przywołanie, to cóż, może w ogóle tego nie zrobi.

      – Chyba masz rację – zrejterował Malaki. Zebrał z talerza pozostałości jedzenia i wstał od stołu. – A co się tyczy ciebie, kaszlak – podjął, pstrykając kawałkiem skórki chleba w skrytą pod ręcznikiem głowę Falka – znajdę cię w pawilonie!

      Falko wzdrygnął się i ułożył palce dłoni w obelżywy gest. Malaki prychnął śmiechem, a Fossetta zdzieliła rekonwalescenta w potylicę.

      – No już, sio mi stąd! – pogoniła Malakiego.

      Kowal ruszył do drzwi, ale zaraz osadził go w miejscu głos Fossetty:

      – Połamania nóg na próbach.

      – Dziękuję, pani Pieroni – odpowiedział Malaki, raz jeszcze wyszczerzył się promiennie i już go nie było.

      Fossetta zawiesiła wzrok na pustej framudze drzwi. Przestała okładać plecy Falka.

      – To dobry chłopak – powiedziała, zdejmując pacjentowi ręcznik i pozwalając mu się wyprostować.

      – To prawda. – Falko otarł twarz rogiem tkaniny.

      – I sprawny wojownik.

      Chłopak potwierdził skinieniem. Napięcie, które czuł w głowie, zelżało i oddychanie nie sprawiało mu już takiego bólu.

      – Szkoda, że nie może wziąć udziału w próbach – westchnęła Fossetta.

      – Każdy zna zasady. Tylko szlachcie przysługuje ten przywilej.

      – Niejednemu paniczykowi złoiłby skórę. Gdyby pokonał jakiegoś szlachcica, zdobyłby prawo do walki.

      – Ach, tyle że najpierw potrzebowałby dwóch wotów zaufania – przypomniał Falko. – Jednego od szlachciców, drugiego od wojowników. A w całym regionie nie ma wysoko urodzonego, który wbrew Belliusowi przyjąłby wyzwanie od nisko urodzonego.

      – No cóż, w każdym razie powinien się taki znaleźć! – Fossetta rzuciła ręcznik na blat i przyłożyła ucho do pleców Falka. – Demon z całą armią puka do naszych drzwi, a my się zastanawiamy, komu wolno, a komu nie wolno walczyć. Beznadzieja.

      – Póki życia, póty nadziei – powiedział cicho Falko.

      Gospodyni wyprostowała się i palcami ujęła chłopaka za podbródek. Uniosła mu twarz i zajrzała głęboko w oczy.

      – Już ja znam ten ton, Falko Danté. Mam nadzieję, że nie zamierzasz zrobić jakiejś głupoty.

      „Kto, ja?” – mówił wyraz jego twarzy.

      Fossetta podejrzliwie uniosła brew, a potem puściła głowę Falka.

      – Co za okropne chłopaczydła. Jeden wart drugiego, jak pragnę zdrowia.

      Gospodyni wróciła do paleniska, a Falko odsunął na bok misę z parującą wodą.

      – Nie jestem taki pewien, czy jestem go wart – zadumał się. – Jego życie byłoby o wiele prostsze, gdybym nigdy nie stanął mu na drodze.

      Falko wcale nie użalał się nad sobą. W jego głosie brzmiała pewność, z jaką stwierdza się fakt.

      – Nie zawsze był barczystym dryblasem, jakim jest teraz – rzekła Fossetta, pochylona nad patelniami, które znów wróciły na piec. – Wciąż pamiętam tego zasmarkanego chłopczyka, zalewającego się łzami, ilekroć ktoś go przezwał. – Zanurzyła palec w jednej z patelni i uniosła go do ust, a potem wsypała czubatą łyżkę cukru.

      Falko napełnił dwa kubki wodą i nakrył do stołu. On też pamiętał, jak inne dzieci znęcały się nad Malakim z powodu znamienia na jego twarzy.

      Czasem wołali na niego „Rumiany”. Innym razem „Czerwony Diabeł”. Ale szczególnie rozstrajało go inne przezwisko – „Truskawka”. Bo podawali wtedy w wątpliwość jego męskość.

      Fossetta wróciła do stołu i wypełniła miski owsianką.

      – I pamiętam kogoś jeszcze: chuderlawego mikrusa, który się za nim wstawiał. – Potrząsnęła głową, uśmiechając się do wspomnień. – Nigdy nie pojmę, skąd ty brałeś te wszystkie przezwiska, którymi obrzucałeś jego ciemiężycieli.

      Falko sam się uśmiechnął.

      – Duszone morele – powiedziała, nakładając do każdej miski solidną porcję.

      Usiadła obok chłopaka i złapała za łyżkę.

      – Nie raz i nie dwa zebrałeś solidne lanie za Malakiego de Vane’a – powiedziała. – Pamiętam, i on też to pamięta.

      Falko utkwił wzrok w śniadaniu. Bez względu na to, ile zrobił dla przyjaciela, gdy byli dziećmi, w następnych latach Malaki odwzajemnił mu się po tysiąckroć. Czasem Falko wątpił, czy w ogóle dożyłby do chwili obecnej, gdyby nie imponujące rozmiary przyjaciela. Tak jest, szale tej przyjaźni były mocno przechylone na korzyść Malakiego. Lecz oto nadszedł dzień prób, a Falko postanowił, że zrobi wszystko, by je wyrównać.

      3

       Próby

      

      Pawilon znajdował się na południowym skraju pola turniejowego, gdzie z podwyższonej platformy rozciągał się najlepszy widok na mające się wkrótce rozpocząć walki. Białe płótno oślepiało odbitym światłem porannego słońca, a wysoko w górze powiewał na chłodnym jesiennym wietrze smoczy proporzec Caer Dour. Dzień prób miał być dniem świątecznym, lecz radość tłumił strach, każdy wiedział bowiem, że do miasteczka zbliża się ferocka armia.

      Wyglądający z pawilonu СКАЧАТЬ