Kariera Nikodema Dyzmy. Tadeusz Dołęga-mostowicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kariera Nikodema Dyzmy - Tadeusz Dołęga-mostowicz страница 20

Название: Kariera Nikodema Dyzmy

Автор: Tadeusz Dołęga-mostowicz

Издательство: PDW

Жанр: Классическая проза

Серия:

isbn: 9788364374401

isbn:

СКАЧАТЬ że on, Dyzma, jest istotnie w przyjaźni z ministrem i że jeżeli nie teraz, to później będzie mógł u niego wyjednać wydalenie czy przeniesienie na inne stanowisko Olszewskiego oraz taki przydział drzewa z Lasów Państwowych, który by zaspokoił chciwość Kunickiego.

      Wkrótce po jego wyjściu zjawiła się pani Nina. Była smutniejsza niż zwykle i bardziej zdenerwowana, lecz na uśmiech Dyzmy odpowiedziała również uśmiechem. Wypytywała o zdrowie, skarżyła się na migrenę, przez którą noc spędziła bezsennie, wreszcie zapytała: – Podobno jedzie pan do Warszawy. Czy na długo?

      – Jadę, proszę pani, na tydzień, najwyżej na dziesięć dni.

      – Warszawa – rzekła w zamyśleniu.

      – Lubi pani Warszawę?

      – O, nie, nie... To jest, właściwie lubiłam ją kiedyś bardzo... Nawet dziś lubię, tylko siebie w niej nie lubię.

      – Tak... Pani ma tam przyjaciół, krewnych?

      – Nie wiem... Nie – zaprzeczyła po chwili wahania.

      Nikodem postanowił zręcznie sprawdzić kwestię istnienia ciotki Przełęskiej.

      – Czy pani Przełęska nie jest pani kuzynką?

      Na twarzy Niny odbiła się przykrość.

      – Ach, zna pan ciotkę Przełęską? Owszem, tak, ale po moim ślubie stosunki z nią bardzo się rozluźniły. Nawet nie pisujemy do siebie.

      – Tak – rzekł Dyzma.

      – Bywa pan u niej?

      – Czasami – przeciągnął z namysłem. – Pani Przełęska, zdaje się, nie cierpi pana Kunickiego, lecz panią lubi.

      Zdetonowała się i zapytała cicho: – Rozmawiał pan z nią o mnie? Ach, przepraszam za niedyskrecję, ale, widzi pan, to mnie tak wzburzyło. Niech pan się nie dziwi. Przecie niemal wszystkie moje wspomnienia wiążą się z domem i ze środowiskiem cioci Przełęskiej. Pan tam bywa...

      – Czemuż pani tam nie wpadnie?

      – Ach... Sam pan wie. Osoba mego męża... Nie mogą mi tego darować... – Odwróciła głowę i dodała niemal szeptem: – Tak jak i ja nie mogę sobie darować.

      Nikodem milczał.

      – Wstyd mi przed panem i za to, i za te moje zwierzenia. Jestem bardzo bezsilna... bardzo słaba... Bardzo nieszczęśliwa...

      – Proszę się nie martwić, wszystko jeszcze będzie dobrze.

      – Nie, niech pan mnie nie pociesza, proszę pana. Ja wiem, ja to czuję, że znalazłam w pańskiej bogatej duszy głęboki i szczery oddźwięk. Przecie tak krótko się znamy, a ja mam dla pana tyle ufności. Nie trzeba, niech pan mnie nie pociesza, na moją tragedię nie ma rady. Wystarczy, że mnie pan rozumie. Pan jeden – dodała po pauzie.

      – Dlaczego pani mówi, że nie ma rady, czyż nie może pani się rozwieść?

      – Nie potrafię – odparła patrząc na ziemię.

      – Hm, jednak przywiązała się pani do męża.

      W oczach Niny rozpalił się płomień.

      – O, nie, nie – zaprzeczyła żarliwie – jak pan może posądzać mnie o to! Nic mnie nie łączy z tym człowiekiem o duszy sklepikarza, z tym... starcem... – W jej głosie brzmiały nienawiść i wstręt.

      – Dlaczegóż więc powiedziała pani, że nie potrafi z nim się rozwieść? – zdziwił się Dyzma.

      – Nie potrafię żyć... w nędzy. Zresztą, nie tylko o sobie muszę myśleć.

      – Żartuje pani – przebiegle zaczął Nikodem – przecież Koborowo, grube miliony, są pani własnością.

      – Myli się pan, Koborowo jest własnością mego męża.

      – Ależ sam mi pan Kunicki mówił.

      – Tak. Zapisane jest na mnie, lecz w razie rozwodu byłabym nędzarką.

      – Nie rozumiem?

      – Ach, po co mówimy o tych rzeczach. Mąż wziął ode mnie zobowiązania na takie sumy, które przewyższają wartość Koborowa.

      – Wyłudził od pani?

      – O, nie, wziął, bo mu się należały... na pokrycie długów mojej rodziny.

      – Aha!

      – Nie mówmy już o tym, to mi sprawia wielką przykrość. – Złożyła ręce i patrzyła mu w oczy z błagalną prośbą. – I proszę pana, niech pan z moją ciotką o mnie nie rozmawia, dobrze?

      – Jak pani każe. Chociaż...

      – Proszę pana! Bardzo proszę! Tamten świat już dla mnie nie istnieje, nie mam do niego powrotu. Czytajmy... – Otworzyła książkę na zakładce i zaczęła czytać, lecz zanim zdołała wymówić kilka słów, głos począł drgać, piersi wznosiły się i opadały w szlochu.

      – Niech pani nie płacze, nie trzeba płakać – bezradnie uspokajał Dyzma.

      – Boże, Boże – łkała – pan jest dla mnie taki dobry, taki... dobry... Niech pan mi przebaczy... to nerwy... – Zerwała się nagle i wybiegła z pokoju.

      Ani chybi – pomyślał Dyzma – kobieta zakochała się we mnie.

      – Zakochała się – powtórzył głośno i uśmiechnął się z zadowoleniem.

      Na nocnej szafce stało małe lusterko. Sięgnął po nie i długo przyglądał się własnej twarzy, trochę zdziwiony, trochę zaciekawiony i trochę kontent z siebie.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

СКАЧАТЬ