Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas страница 4

Название: Star Carrier. Tom 8. Światłość

Автор: Ian Douglas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-18-5

isbn:

СКАЧАТЬ i nadal nie ufał maszynowej inteligencji, której niemal z definicji nie był w stanie w pełni zrozumieć.

      Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ufa Konstantinowi znacznie mniej niż Paneuropejczykom. I to go niepokoiło.

      – Czas lotu do Genewy – odezwał się robot w głowie Graya – piętnaście minut.

      Prom przyspieszył, pozostawiając lśniące wieże nowego Manhattanu za horyzontem.

      Nowy Biały Dom

      Waszyngton

      Godzina 16.02 EST

      – Kapitan Gray jest w drodze – powiedział cicho Konstantin w myślach prezydenta Alexandra Koe­niga. – Zgodnie z pańskim poleceniem.

      Koe­nig siedział przy biurku w odtworzonym Białym Domu, umieszczonym mniej więcej tam, gdzie oryginał. Przez kilkaset lat Waszyngton był zalany i pokryty bagnami, a jego budynki i pomniki pozostawały w ruinie. Podobnie jak w przypadku Ruin Manhattanu, aby osuszyć bagna, za pomocą nanotechnologii wytworzono tu tamy i wały przeciwpowodziowe, ciągnące się przez całe ujście rzeki na południowym wschodzie. Prace postępowały na tyle szybko, że stolica USNA miała za kilka tygodni przenieść się z Toronto do historycznego Dystryktu Kolumbii.

      Koe­nig odchylił się w fotelu i przyjrzał pracom rekonstrukcyjnym. Wiele pozostało jeszcze do zrobienia i miało to jeszcze wiele kosztować, ale poczyniono znaczne postępy.

      A teraz trzeba było innych postępów.

      – Dobrze. Bardzo marudził?

      – Nieszczególnie. Jest podejrzliwy wobec Paneuropejczyków i, jak można się spodziewać, nie ufa moim ani pańskim motywom. Nie lubi, gdy się nim manipuluje.

      – Nic dziwnego. To była naprawdę brudna sztuczka z twojej strony.

      – Owszem. Ale ­jeśli zagrożenie dla Ziemi jest tak wielkie, jak sądzę, nie możemy pozwolić sobie na to, aby ograniczał go tradycyjny łańcuch dowodzenia.

      – Może nie. Ale mogliśmy chociaż powiedzieć biedakowi…

      – Panie prezydencie, to coś, czego nie można zostawić na pastwę losu… ani ludzkiej woli i omylności.

      Koe­nig skrzywił się.

      – Czasami, Konstantinie – powiedział powoli – mam poczucie, że nie ufasz ludziom.

      Genewa

      Unia Paneuropejska

      Godzina 22.17 GMT+1

      Było ciemno i deszczowo, gdy prom obniżył lot nad Burgundią z dotychczasowych czterdziestu tysięcy metrów. Jego zewnętrzna konfiguracja zmieniła się z trybu lotu na tryb lądowania. Piloci myśliwców nazywali to „przejściem z trybu plemnika na tryb indyka”, jako że prom zmieniał się ze smukłej kropli w spłaszczony kształt z wyciągniętymi skrzydłami. Jako dawny pilot Gray zastanawiał się, czy będzie musiał niedługo usunąć te wspomnienia. Były jego częścią… ale teraz nie przydawały się do niczego poza czystą nostalgią.

      Na horyzoncie zapłonęły światła genewskiego kosmodromu. Budynki europejskiej stolicy otaczały czarne Jezioro Genewskie. Prom usiadł na lądowisku komercyjnym, gdzie połączył się z nim rękaw. Silniki grawitacyjne powoli przestały szumieć.

      W hali portu kosmicznego czekała na niego Elena Wasiliewa, wysoka, ubrana na czarno kobieta z kolorowymi abstrakcyjnymi animacjami wyświetlającymi się na twarzy i dłoniach.

      – Kapitanie Gray? – Wyciągnęła rękę. – Miło, że przybył pan tak szybko.

      Nie żebym miał szczególny wybór – pomyślał. Ale nie powiedział tego głośno, tylko uścisnął jej dłoń. Mówiła po rosyjsku, ale słyszał jej słowa po angielsku, jako że implant tłumaczył je w czasie rzeczywistym.

      – Żaden problem. Cała przyjemność po mojej stronie. Przepraszam, że musiała pani czekać na mnie do tak późna.

      – Cóż, taki urok tej pracy. Proszę tędy.

      Pojechali kolejką magnetyczną do kompleksu rządowego Konfederacji Ad Astra i udali się do dużej sali konferencyjnej na wysokości kilkuset metrów, niemal na szczycie wieżowca. Sięgające od podłogi do sufitu okna wyglądały na trafnie nazwany Plac Światła i stojący tam olbrzymi posąg Popolopoulisa „Rozwój człowieka”.

      W pomieszczeniu przebywało już kilka osób, w tym kilku oficerów europejskich sił zbrojnych. Gray zatrzymał się w progu.

      – Dano mi do zrozumienia, że ma to być cywilna operacja, pani Wasiliewo.

      – Tak właśnie jest, kapitanie Gray – odezwał się admirał Europejskich Sił Kosmicznych. – Projekt Cygni, wspólna europejsko-amerykańska wyprawa naukowa i dyplomatyczna do gwiazdy Deneb. Ale musi pan zdawać sobie sprawę, że misja ta ma poważne implikacje wojskowe i rządowe.

      – Admirał Duchamp ma rację – odezwał się głos AI w głowie Graya. – W każdym razie chcieliśmy wszyscy spotkać się z człowiekiem, który będzie dowodzić ekspedycją.

      – Mogliście zrobić to w rzeczywistości wirtualnej – odparł.

      Prawdziwy powód tej transatlantyckiej wyprawy nieco go niepokoił. Z pomocą VR ludzie mogli spotykać się w cyberprzestrzeni, w stworzonych przez AI światach o takiej rozdzielczości i dbałości o szczegóły, że niemal nie dało się odróżnić iluzji od rzeczywistości.

      – Być może – powiedziała AI – ale nie wiedzielibyśmy, czy spotykamy się z awatarem, czy z prawdziwą osobą.

      – Mikołaj bardzo się o nas troszczy – stwierdził Duchamp. – Chciał, żebyśmy dobrze przyjrzeli się człowiekowi, który dowodzić będzie Projektem Cygni.

      – Mikołaj?

      – Od Mikołaja Kopernika – wyjaśniła Wasiliewa. – Sztuczna inteligencja z siedzibą tu, w Genewie, podobna do waszego Konstantina.

      – Miło cię poznać, Mikołaju.

      – Cała przyjemność po mojej stronie. Do dziś znałem pana jedynie dzięki nieoficjalnej komunikacji z Konstantinem, poprzez raporty wywiadowcze i analizy strategiczne. Szczerze mówiąc, niektórzy z naszych obawiali się, że jest pan… jak to mówią Amerykanie, „kowbojem”. Kimś, kto najpierw strzela, potem zadaje pytania.

      – I tak mnie teraz widzicie?

      – Och, zdecydowanie nie, panie kapitanie – zapewnił go Duchamp. – Wszyscy czytaliśmy raporty o pańskich działaniach przy Gwieździe Tabby. I zastanawialiśmy się, dlaczego wysłano pana na wcześniejszą emeryturę. Wydaje się to marnowaniem cennych zasobów.

      – Spotkawszy pana – odezwał się Mikołaj – i porozmawiawszy z panem osobiście, mogę bez zastrzeżeń zalecić, aby Projekt Cygni odbył się zgodnie z dotychczasowymi planami, z naszym zespołem ksenosofontologicznym pod bezpośrednim dowództwem kapitana Graya.

      – СКАЧАТЬ