Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso страница 20

Название: Papierowa dziewczyna

Автор: Guillaume Musso

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 978-83-8125-999-6

isbn:

СКАЧАТЬ Kiedy była pani najszczęśliwsza?

      – Kiedy ostatni raz obudziłam się w ramionach Jacka.

      – Kiedy pani ostatni raz płakała?

      – Nie pamiętam.

      – Nalegam.

      – Nie wiem, ja łatwo płaczę.

      – Ostatni raz, kiedy płakała pani z powodu czegoś ważnego.

      – Pół roku temu, kiedy musiałam uśpić swojego psa. Nazywał się Argos. Nie ma tego w pana zapiskach?!

      

      Powinienem już skończyć. Miałem wystarczająco dowodów. Jednak czułem się zagubiony. Ta gra słowna wprowadziła mnie do innego świata, którego istnienia nie chciałem zaakceptować. W panice zacząłem się złościć na „Billie”.

      – Czego się pani najbardziej boi?

      – Przyszłości.

      – Pamięta pani najgorszy dzień swego życia?

      – O to proszę mnie nie pytać, naprawdę.

      – To będzie ostatnie pytanie.

      – Bardzo proszę…

      Ścisnąłem gwałtownie jej ramię.

      – Proszę odpowiedzieć!

      – Niech pan mnie puści, to boli! – krzyknęła, wyszarpując się z mego uścisku.

      – TOM! – usłyszałem zza drzwi.

      Billie wyrwała mi się. Była strasznie blada, a jej oczy rzucały płomienie.

      – TOM, OTWIERAJ! NIE ZMUSZAJ MNIE, ŻEBYM WYWAŻAŁ DRZWI!

      No tak, to Milo, któż by inny.

      Billie uciekła na taras. Miałem wielką ochotę pójść za nią i przeprosić za to wszystko, bo wiedziałem, że ona nie udaje złości i smutku, ale byłem tak zbity z pantałyku przez to, co się stało, że bardzo pragnąłem z kimś o tym pogadać.

      11

      Dziewczynka z MacArthur Park

      Nasi przyjaciele to anioły, które pomagają nam wzlecieć, gdy połamaliśmy skrzydła.

      Anonim

      – Jeszcze chwila, a sprowadziłbym buldożer! – powiedział Milo, wchodząc do salonu. – No, widzę, że nic się u ciebie nie zmieniło. Wyglądasz jak facet, który się nawdychał kleju.

      – Czego chcesz?

      – Jeśli ci to nie przeszkadza, przyszedłem po swój samochód! Chcę się przejechać ostatni raz, zanim mi go zabiorą!

      Malibu Colony

      10.00

      – Witaj, Tom!

      Teraz do salonu weszła Carole. Miała na sobie służbowe ubranie. Rzuciłem okiem za okno i ujrzałem przed domem policyjny radiowóz.

      – Czy przychodzisz mnie zaaresztować? – zażartowałem, obejmując ją.

      – Ależ ty krwawisz! – wykrzyknęła.

      Zmarszczyłem brwi. Faktycznie, na koszuli miałem krwawe ślady, które zostawiła pokaleczona dłoń Billie.

      – Spokojnie, to nie moja krew.

      – Myślisz, że to mnie pociesza? A poza tym ona jest świeża… – dodała podejrzliwie.

      – Zaczekajcie, nigdy się nie domyślicie, co mi się przydarzyło! Wczoraj wieczorem…

      – Do kogo należy ta sukienka? – spytał Milo, unosząc jedwabną tunikę poplamioną krwią.

      – Do Aurore, ale..

      – Do Aurore? Nie powiesz mi, że…

      – Nie! To nie ona miała ją na sobie. To był ktoś inny.

      – Ach, więc spotykasz się z kimś innym? Co to za jedna?! – wykrzyknął. – To dobry znak. Czy ją znamy?

      – W pewnym sensie tak.

      Carole i Milo wymienili zaskoczone spojrzenia i spytali jednocześnie:

      – Kto to?

      – Popatrzcie na taras. Czeka was niespodzianka.

      Oboje szybkim krokiem podeszli do oszklonych drzwi i spojrzeli na taras. Dziwne, ale nic nie mówili. Wreszcie odezwał się Milo:

      – Słuchaj, stary. Tam nikogo nie ma.

      Zdziwiony wyszedłem na taras. Poczułem na twarzy ożywczy wiatr. Stół i krzesła były poprzewracane, terakotowe kafelki pokryte były rozbitym na drobniutkie kawałki szkłem, resztkami wylanej kawy, kompotu z bananów i syropu klonowego. Billie nie było.

      – Czyżby wojsko robiło u ciebie próbne wybuchy atomowe? – spytała Carole.

      – Tu jest gorzej niż w Kabulu! – dołączył do niej Milo.

      Blask światła dziennego oślepiał mnie, osłoniłem więc oczy dłonią i przesunąłem wzrokiem dokoła. Po wczorajszej burzy plaża wyglądała jak dzika. Szklista piana spływała po piasku, obmywając wyrzucone przez sztorm na brzeg połamane pnie drzew, brunatne algi, starą deskę do surfingu i nawet połamany rower, ale nigdzie nie widziałem Billie.

      Odruch zawodowy skłonił zaniepokojoną Carole do ukucnięcia i przyjrzenia się z bliska śladom zasychającej na szybie krwi.

      – Co tu się stało, Tom? Pobiłeś się z kimś?

      – Nie, to tylko…

      – Powiedzże, co się stało! – zdenerwował się Milo.

      – Do cholery, powiedziałbym już dawno, gdybyś mi wciąż nie przerywał!

      – No to gadaj! Kto tak narozrabiał na tarasie? Czyja to krew na sukience? Papieża? Mahatmy Gandhiego? Marilyn Monroe?

      – Billie Donelly.

      – Billie Donelly? Ależ to jest postać z twoich książek!

      – No właśnie.

      – Drwisz СКАЧАТЬ