Название: Czarne złoto
Автор: Michał Potocki
Издательство: PDW
Жанр: Языкознание
Серия: Reportaż
isbn: 9788381910231
isbn:
– Kiedyś podjechał samochód. Niemiec wyciągnął z niego dziewczynkę lat trzynaście–czternaście. Płakała, prosiła: „Nie zabijajcie mnie”. Niemiec brutalnie złapał ją za ramię i zaciągnął do kopalni. Dziewczynka głośniej krzyknęła. Wystrzał, i zrobiło się cicho. Niemiec wrócił do samochodu i wyciągnął chłopca lat cztery, nie więcej. Ten nie płakał, pewnie nie wiedział, dokąd go prowadzą. Znów wystrzał. Potem Niemiec wyniósł z samochodu niemowlę. Tym razem wystrzału nie było, pewnie żywe dziecko wrzucił do szybu – zeznawał świadek Illa Zawodiejew.
No. 4/4-bis to kopalnia naznaczona fatum. W 1908 roku doszło tam do największej tragedii w historii rosyjskiego i ukraińskiego górnictwa. W wyniku najpierw wybuchu metanu od niesprawnej lampy, a potem kilku eksplozji pyłu węglowego, na miejscu i w szpitalach zmarło dwustu siedemdziesięciu czterech górników. Winni niedopatrzeń zostali skazani na miesiąc do czterech miesięcy pozbawienia wolności. „Sąd okręgowy doszedł do wniosku, że Durand […] jako inżynier górniczy nie mógł nie dostrzegać wszelkich defektów wentylacji, które stały się przyczyną wybuchu, a mimo to nie podejmował żadnych działań, by go udaremnić” – czytamy w uzasadnieniu wyroku na obywatela Francji, dyrektora technicznego w spółce zarządzającej kopalnią.
Kopalnię No. 4/4-bis zamknięto aż do 1920 roku, kiedy to postanowiono wznowić wydobycie. Jednak nagły napływ wód gruntowych tuż po ich wypompowaniu zatopił nieznaną dziś liczbę górników. Sowieci znów zatopili kopalnię albo – jak brzmiało oficjalne sformułowanie – „poddali mokrej konserwacji”. U progu wojny parcie władz na wzrost wydobycia było tak silne, że w 1939 roku wypompowano wodę i szykowano się do wznowienia robót. I znów tylko na chwilę, bo wody gruntowe po raz kolejny zatopiły całą zmianę górników.
„– Pamiętasz czterdziesty pierwszy rok? Jeszcze Niemcy byli na Donbasie. Towarzysz Stalin powiedział nam: »Trzeba na poważnie zająć się kwestią odbudowy Donbasu«” – wspominał w Donieckich górnikach minister przemysłu węglowego w rozmowie z obwodowym sekretarzem partyjnym Ołeksijem Krawcowem.
„– Tak, on zawsze daleko naprzód patrzy – odpowiedział Krawcow.
– Dlatego udało nam się tak szybko odbudować Donbas”.
Po odbiciu z rąk Niemców Zagłębie, które dawało wtedy 80 procent sowieckiego węgla, znów trzeba było zasiedlać. Nieporządek i powojenny bandytyzm sprawiły, że nie było to proste zadanie. Na wzrost przestępczości wpłynęli byli więźniowie łagrów, których po amnestii w 1953 roku chętnie wysyłano na Donbas. Jak mówi nasz informator z Makiejewki, jeszcze w latach sześćdziesiątych zdarzali się bandyci krążący po okolicy z bronią automatyczną.
Maksym Wichrow cytuje statystyki, zgodnie z którymi w latach 1944–1959 na Donbas przybyło 7,85 miliona osób, a wyjechało na stałe 5,32 miliona. Równocześnie Donieck znów pociągał – niespokojne dusze, idealistów chcących odbudowywać kraj, a także ludzi, którzy gdzie indziej nie mogli znaleźć miejsca. Takich jak ojciec późniejszego izraelskiego wicepremiera Natana Szaranskiego Borys Szczaranski, który uciekł z Odessy przed kwotami na pracujących Żydów.
Pierwszym zadaniem było odpompowanie wody z kopalń zalanych za okupacji wskutek wyłączenia i zniszczenia pomp przez uciekających Sowietów, a potem – wypieranych Niemców. Do 1947 roku odpompowano kosmiczną objętość 478 milionów metrów sześciennych cieczy. Ukraiński inżynier Wiktor Hejjer za opracowanie technologii pozwalającej na pewną automatyzację procesu otrzymał w 1948 roku Nagrodę Stalinowską. Ale tę pracę wykonywano także ręcznie.
– Rozmawiałem z ludźmi, którzy przy tym pracowali. Przewozili tu całe fabryki spoza regionu. Przewiązywali ludzi sznurem i opuszczali przez szyb do wody. Robotnicy nurkowali w zatopionych szybach i rozgrzebywali zawały, żeby ułożyć rury. Bez światła, bez przyrządów ochronnych. Nawet sobie nie wyobrażacie, ilu tam zginęło. W latach pięćdziesiątych ginęły całe brygady po dziesięć, piętnaście osób. Wszystko utajniano – opowiadał Iwan z Makiejewki.
Pod ziemią wciąż pracowały kobiety, a nieletni trafiali do kopalń do 1963 roku, gdy zlikwidowano szkoły FZO, szkolenia fabryczno-zawodowe. Jak pisał w jednym z opowiadań Jewgienij Fiodorow, „jak w domu dziecka ubierano ich w mundurek, jakoś tam karmiono i uczono przez rok–dwa, a po ukończeniu – dożywocie w kopalni, chodniku, przodku – pod ziemią”.
Wałentyn Czemerys, autor hagiografii Wiktora Janukowycza, oddaje w niej głos swojemu guru, który dzieciństwo spędził w chutorze Żukiwka pod Jenakijewem:
Żył lud generalnie biednie. Jakie słodycze były dla chłopaków? Co lubiliśmy? Czarny chleb z olejem posypany solą. Albo kromkę czarnego chleba z czosnkiem. Na ulicy co wieczór zbierały się dwie kompanie – mężczyźni i kobiety. Mężczyźni grali w domino, czasem mogli się napić samogonu, a kobiety grały w karty. Na kopalni wtedy jeszcze konie pracowały. Mieszkało u nas kilka rodzin Tatarów. Na kopalni, kiedy poraniło konia, dobijali go i robili z koniny kiełbasę, gulasz zgodnie z obowiązkowym porządkiem, gotowali, konserwowali mięso i cała ulica się bawiła.
Na złote czasy – wspominane do dziś z rozrzewnieniem – trzeba było poczekać do lat sześćdziesiątych. Wzrost dobrobytu pozwolił zrezygnować z wysyłania kobiet pod ziemię. Górnik początku lat siedemdziesiątych był już nieźle wykształcony, pracował w relatywnie nowoczesnych, zautomatyzowanych kopalniach. Dobrze zarabiał i miał gdzie wydawać. Donieck stał się miastem miliona róż, które sadzono w parkach i przy ulicach. Donbas, niczym Moskwa, Leningrad i republiki bałtyckie, został tymczasem zaliczony do najwyższej kategorii zaopatrzenia. Oznaczało to, że do sklepów trafiały towary najlepsze i w największej ilości.
„Starsze pokolenie ługańczan do dziś pamięta, jak w wolne dni miejscowe sklepy szturmowali »turyści« z Rostowa, którzy kupowali kiełbasę i inne deficytowe, niewidziane w domu towary. Kontrastu dodawały i wysokie pensje w przemyśle, które pozwalały mieszkańcom Donbasu w pełni korzystać ze swoich konsumenckich przywilejów” – pisze Wichrow.
Nie bez wpływu na tę sytuację był fakt, że z Donbasu – konkretnie z Gorłówki – pochodził minister przemysłu węglowego ZSRR Ołeksandr Zasiadko. Zmarły w 1963 roku urzędnik karierę zrobił jeszcze za Stalina, który bardzo go cenił. Chruszczow pisał, że był dobrym organizatorem i administratorem, ale „miał wielką wadę: pił i pił, biedak”. To on założył klan donieckiej nomenklatury. Jego imię nosi dziś jedna z większych donieckich kopalń. Dzięki niemu Donbas stał się beneficjentem szczodrych dotacji z centrali. Odwdzięczył się w 1970 roku, pobijając rekord rocznego wydobycia – 217 milionów ton.
Równolegle region ten borykał się z większym niż gdzie indziej rozkradaniem majątku przez dyrektorów, na które władze zwykle przymykały oczy, i zwykłych pracowników. Nawet Leonid Breżniew wspominał, że gdy w młodości dorabiał sobie przy rozładowywaniu wagonów, „trzy skrzynki tam, a jedną dla siebie”. „Weź z roboty choćby gwóźdź – tyś gospodarz, a nie gość” – mawiano.
– Jeśli ktoś pracował СКАЧАТЬ