Название: Zima czarownicy
Автор: Katherine Arden
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: Trylogia Zimowej Nocy
isbn: 978-83-287-1349-9
isbn:
– Bracie? – zagadnął Dymitr.
– Spójrz – szepnął Sasza. Kopnięciem odsunął na bok jedną kłodę, potem następną i wskazał pozostałości klatki.
– Co? – spytał Dymitr ostrożnie.
– Ani kości – Sasza przełknął ślinę – ani ciała.
– Spaliły się – orzekł Dymitr. – Ogień był gorący.
Sasza wolno pokręcił głową.
– Nie płonął wystarczająco długo.
– Chodź – powiedział Dymitr z troską. – Kuzynie, wiem, że chciałbyś, aby żyła, ale ona weszła do klatki. Nie mogłaby z niej wyjść.
– Nie. – Sasza odetchnął głęboko. – Nie, to byłoby niemożliwe. – Mimo to raz jeszcze obrzucił spojrzeniem piekielny czerwono-czarny krajobraz na rzece, po czym pośpiesznie dosiadł swojej klaczy. – Dołączę do siostry.
Zapadła złowroga cisza. Po chwili Dymitr zrozumiał.
– Dobrze – powiedział. – Powiedz księżnej sierpuchowskiej, że ja… że przykro mi z powodu jej cierpienia, a także twojego. Wasia… była… dzielną dziewczyną. Bóg z tobą.
Słowa, tylko słowa. Sasza wiedział, że Dymitr nie może całym sercem żałować śmierci Wasi. Stanowiła problem, którego nie potrafił rozwiązać. A jednak w ognisku nie było żadnych kości. No i Wasia… nie dało się do końca przewidzieć, co zrobi. Sasza ruszył galopem w górę ku podgrodziu i bramie Moskwy.
Dymitr ściągnął brwi i odwrócił się, by wydać rozkazy swoim ludziom i przywołać strażników. Był bardzo zmęczony i miał poczucie, że ten ogień, który zapłonął w Moskwie po raz drugi, był na swój sposób równie niszczycielski jak pierwszy.
***
Sasza ze zgrozą patrzył na roztrzaskaną bramę pałacu Olgi i zadeptany dziedziniec. Wielki Książę jednak przysłał część swoich żołnierzy, tylu, ilu mógł, a oni przywrócili jaki taki porządek i chronili budynki gospodarcze przed złupieniem. Na dziedzińcu panował spokój.
Minął ludzi Dymitra, pozdrowiwszy ich serdecznym słowem. Kilku stajennych zdążyło wrócić po tym, gdy wściekła tłuszcza zeszła nad rzekę. Sasza zbudził jednego, który drzemał w stajni, i niemal w biegu rzucił mu wodze swojej klaczy.
Śnieg na dziedzińcu był splamiony krwią, a na drzwiach teremu widniały ślady butów i ostrzy. Przestraszona służka zareagowała wreszcie na jego pukanie i Sasza zdołał ją przekonać, żeby go wpuściła.
Olga siedziała przy piecu w swojej sypialni, nie spała jeszcze i wciąż była ubrana. Twarz miała mizerną i szarą w blasku świecy, cienie wyczerpania zmąciły jej mleczną urodę. Masza łkała histerycznie z buzią ukrytą na podołku mamy, czarne włosy opływały ją niczym woda. Były tylko we dwie. Sasza zatrzymał się w progu. Olga omiotła spojrzeniem jego brudną, poparzoną oraz ubrudzoną sadzą sylwetkę i zbladła.
– Jeśli masz jakieś wieści, mogą poczekać – powiedziała, spoglądając znacząco na córkę.
Sasza nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Jego nikła, przerażająca nadzieja wydawała się głupia wobec zbryzganego krwią dworu, a także dzikiej rozpaczy Maszy.
– Czy z Maszą wszystko dobrze? – zapytał, przemierzając pokój i klękając obok siostry.
– Nie – odparła Olga.
Masza uniosła głowę, od płaczu miała wokół oczu sine obwódki.
– Zabili go! – szlochała. – Zabili go, a on nie skrzywdziłby nikogo, tylko złych ludzi, uwielbiał kaszę, a oni nie powinni go zabijać! – Spojrzenie miała zawzięte. – Poczekam, aż wróci Wasia, a wtedy razem pójdziemy zabić wszystkich tych, którzy zrobili mu krzywdę! – Jej miotające pioruny oczy znów napełniły się łzami. Wściekłość ucichła równie szybko, jak wezbrała. Skuliła się, łkając głośno w spódnicę matki.
Olga głaskała córeczkę po włosach. Z bliska Sasza zobaczył, że drży jej ręka.
– Tłum był rozwścieczony – odezwał się cicho. – Wasia…
Olga położyła palec na ustach, zerkając na szlochającą Maszę, po czym zamknęła na moment swoje czarne oczy.
– Bóg z nią – szepnęła.
Masza uniosła głowę.
– Wujku Saszo, czy Wasia wróciła z tobą? Ona nas potrzebuje, będzie jej smutno.
– Maszo… – zaczęła Olga łagodnie – musimy modlić się za Wasię. Obawiam się, że nie wróciła tutaj.
– Ale ona…
– Ciii… Nie wiemy, co dokładnie się stało. Musimy poczekać, aż poznamy prawdę. Poranki są mądrzejsze od wieczorów. Chodź, może trochę pośpisz?
Masza nie chciała spać. Zerwała się na nogi.
– Nie wróciła! – wykrzyknęła. – Dokąd pójdzie, jeśli nie wróciła tutaj?
– Może poszła do Boga – odparła Olga spokojnie. Nie okłamywała dzieci. – Jeśli tak, módlmy się o spokój jej duszy.
Dziewczynka przenosiła wzrok z matki na wuja, z przerażenia aż otworzyła usta. A potem odwróciła głowę, jakby w pokoju odezwał się ktoś jeszcze. Sasza powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem w kąt za piecem. Nikogo tam nie było. Dreszcz przebiegł mu po krzyżu.
– Wcale nie! – zawyła Masza, wyrywając się z objęć matki. Otarła mokre oczy. – Ona nie jest z Bogiem. Mylisz się! Jest… gdzie? – zwróciła się do pustej przestrzeni nad podłogą. – Północ to nie miejsce.
Sasza i Olga spojrzeli na siebie.
– Maszo… – zaczęła Olga.
Nagle dał się słyszeć jakiś ruch przy drzwiach. Wszyscy podskoczyli. Sasza odwrócił się gwałtownie, kładąc brudną dłoń na rękojeści miecza.
– To ja – odezwała się Warwara. Jasny warkocz miała potargany, ubranie uwalane sadzą i krwią.
Olga wytrzeszczyła oczy.
– Gdzieś ty była?
– Wasia żyje – oznajmiła Warwara bez wstępów. – W każdym razie żyła, kiedy ostatnio ją widziałam. Chcieli ją spalić na stosie, lecz ona wyłamała pręty klatki i niepostrzeżenie zeskoczyła. Wyprowadziłam ją z miasta.
Sasza miał nadzieję, jednak tak naprawdę nie sądził, by…
– Niepostrzeżenie? – Ale zaraz pomyślał o ważniejszych sprawach. – Gdzie? Czy została ranna? Gdzie ona jest? Muszę…
– Tak, СКАЧАТЬ